OSKARŻAM
SĘDZIÓW
Przekonałem się osobiście, że w III RP,
zwanej jak na ironię "państwem prawnym", immunitet zapewnia sędziom,
choć nie powinien, orzeczniczą bezkarność. Nawet wtedy, gdy wyrokując uzurpują
sobie niezawisłość od ustaw z konstytucją na czele. Na szczęście w nieszczęściu
dla upodlanych ofiar sędziowskiej samowolki, w czasach wolności słowa i nie
dającego się ocenzurować internetu immunitet nie gwarantuje ochrony przed
obywatelskim oskarżeniem. I przed osądem społecznym.
Występując tu nie tylko w swoim własnym
interesie, publicznym również - zarzucam sędziom, orzekającym w sprawie moich
roszczeń odszkodowawczych za nielegalne i skutkujące stratami finansowymi decyzje
urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, popełnienie kilku przestępstw, na
które są stosowne paragrafy w Kodeksie karnym.
Mam na myśli nadużycie władzy (art. 231), kradzież (art. 278),
podżeganie (art. 18) i - co prawda tylko incydentalnie, ale jednak -
zastraszanie (art. 190).
To sentencja oskarżenia. Teraz krótkie
uzasadnienie.
Po pierwsze: stałem się ofiarą sądowego
przestępstwa przekroczenia uprawnień. Wrocławscy funkcjonariusze tzw. wymiaru
sprawiedliwości: Anna Sobczak, Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska,
Izabela Bamburowicz, Urszula Kubowska-Pieniążek, Beata Stachowiak, Ewa
Gorczyca, Grażyna Josiak i Czesław Chorzępa nadużyli swej władzy, orzekając
niezawiśle od ustaw, którym podlegają na podstawie art. 178 ust. 1 Konstytucji RP.
Na wszystkich etapach postępowania, z odwoławczym włącznie, w ogóle nie
uwzględnili, dotyczących meritum sporu, przepisów ustaw: o świadczeniach
przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Mało
tego: Kubowska-Pieniążek (recydywistka w tym towarzystwie) oraz Josiak i
Chorzępa, rozpatrując ostatnią z możliwych skarg, zlekceważyli ponadto jeden z
wyroków Sądu Najwyższego, zbieżny z moją interpretacją litery obowiązującego
prawa.
Po drugie: poczułem się jak okradziony przez
dziewięcioro wymienionych sędziów z należnych mi pieniędzy. Szukałem
sprawiedliwości, trafiłem na złodziei na państwowych posadach. W efekcie nie
otrzymałem ani grosza odszkodowania. Mimo że obliczyłem precyzyjnie, na
podstawie oficjalnego dokumentu ZUS, ile mogłem dorobić do świadczenia
przedemerytalnego, nielegalnie mi blokowanego przez ponad 9 miesięcy (byłem
wtedy zmuszony utrzymywać swój status bezrobotnego, co oznaczało zakaz
dorobienia choćby symbolicznej złotówki). Z tzw. widełek wyszło z niezwykle rzadką
dokładnością do jednego grosza, że straciłem minimum 4.548,86 zł, a maksimum
15.831,42 zł. Dostałem tylko 3 tys. zł zadośćuczynienia za doznane uszczerbki
moralne i zdrowotne. Kwota ta, wzięta "z sufitu", jedynie wyrównała
mi poniesione i niezwrócone opłaty sądowe. Gdybym czas poświęcony na walkę o
praworządność i na pisma procesowe przeznaczył na publikacje dziennikarskie,
zarobiłbym wielokrotnie więcej (tzw. wierszówki).
Po trzecie: byłem podżegany przez Sobczak,
Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz do czynu zabronionego. Bo czymże
innym jest domaganie się ode mnie, abym udowodnił, że próbowałem podjąć pracę
zarobkową w czasie, w którym nie pozwalały mi na to przepisy ustaw: o
świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach
rynku pracy? Tylko w ten sposób (sic!) mogłem spełnić absurdalną, w tym
konkretnym przypadku, zachciankę owego orzeczniczego kwartetu i wykazać swoje
prawo do odszkodowania. To był chyba najwyższy ze szczytów prawniczego
debilizmu i bandytyzmu w mojej sprawie.
I po czwarte: raz poczułem się zastraszony
przez szefową wspomnianych sędziów, Ewę Barnaszewską (wówczas wiceprezes, a
obecnie prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu). Przed blisko trzema laty, w maju
2009, zagroziła mi ona odpowiedzialnością karną za "naruszanie powagi
wymiaru sprawiedliwości", gdy w jednym z przesłanych mejlem felietoników z
mojego bloga stwierdziłem wzburzony, że damski tercet: Sobolewska-Hajbert,
Kuczyńska i Bamburowicz, podtrzymując debilny wyrok Sobczak, "wlazł - opisując
niearomatycznie, ale za to plastycznie - w ZUS-owskie gówno i się nim
utytłał".
Marzę o oskarżeniu mnie przez sędziów do
dziś. To byłaby bowiem szansa, aby wreszcie ktoś z decydentów rzetelnie
przeanalizował moje zarzuty wobec orzeczniczych bezprawników i przykładnie ich
rozliczył z hucpiarskiej samowolki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz