Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 17 kwietnia 2012

Lewe prawo (8)


OSKARŻAM SĘDZIÓW

   Przekonałem się osobiście, że w III RP, zwanej jak na ironię "państwem prawnym", immunitet zapewnia sędziom, choć nie powinien, orzeczniczą bezkarność. Nawet wtedy, gdy wyrokując uzurpują sobie niezawisłość od ustaw z konstytucją na czele. Na szczęście w nieszczęściu dla upodlanych ofiar sędziowskiej samowolki, w czasach wolności słowa i nie dającego się ocenzurować internetu immunitet nie gwarantuje ochrony przed obywatelskim oskarżeniem. I przed osądem społecznym.

   Występując tu nie tylko w swoim własnym interesie, publicznym również - zarzucam sędziom, orzekającym w sprawie moich roszczeń odszkodowawczych za nielegalne i skutkujące stratami finansowymi decyzje urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, popełnienie kilku przestępstw, na które są stosowne paragrafy w Kodeksie karnym.  Mam na myśli nadużycie władzy (art. 231), kradzież (art. 278), podżeganie (art. 18) i - co prawda tylko incydentalnie, ale jednak - zastraszanie (art. 190).

   To sentencja oskarżenia. Teraz krótkie uzasadnienie.

   Po pierwsze: stałem się ofiarą sądowego przestępstwa przekroczenia uprawnień. Wrocławscy funkcjonariusze tzw. wymiaru sprawiedliwości: Anna Sobczak, Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska, Izabela Bamburowicz, Urszula Kubowska-Pieniążek, Beata Stachowiak, Ewa Gorczyca, Grażyna Josiak i Czesław Chorzępa nadużyli swej władzy, orzekając niezawiśle od ustaw, którym podlegają na podstawie art. 178 ust. 1 Konstytucji RP. Na wszystkich etapach postępowania, z odwoławczym włącznie, w ogóle nie uwzględnili, dotyczących meritum sporu, przepisów ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Mało tego: Kubowska-Pieniążek (recydywistka w tym towarzystwie) oraz Josiak i Chorzępa, rozpatrując ostatnią z możliwych skarg, zlekceważyli ponadto jeden z wyroków Sądu Najwyższego, zbieżny z moją interpretacją litery obowiązującego prawa.

   Po drugie: poczułem się jak okradziony przez dziewięcioro wymienionych sędziów z należnych mi pieniędzy. Szukałem sprawiedliwości, trafiłem na złodziei na państwowych posadach. W efekcie nie otrzymałem ani grosza odszkodowania. Mimo że obliczyłem precyzyjnie, na podstawie oficjalnego dokumentu ZUS, ile mogłem dorobić do świadczenia przedemerytalnego, nielegalnie mi blokowanego przez ponad 9 miesięcy (byłem wtedy zmuszony utrzymywać swój status bezrobotnego, co oznaczało zakaz dorobienia choćby symbolicznej złotówki). Z tzw. widełek wyszło z niezwykle rzadką dokładnością do jednego grosza, że straciłem minimum 4.548,86 zł, a maksimum 15.831,42 zł. Dostałem tylko 3 tys. zł zadośćuczynienia za doznane uszczerbki moralne i zdrowotne. Kwota ta, wzięta "z sufitu", jedynie wyrównała mi poniesione i niezwrócone opłaty sądowe. Gdybym czas poświęcony na walkę o praworządność i na pisma procesowe przeznaczył na publikacje dziennikarskie, zarobiłbym wielokrotnie więcej (tzw. wierszówki).

   Po trzecie: byłem podżegany przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz do czynu zabronionego. Bo czymże innym jest domaganie się ode mnie, abym udowodnił, że próbowałem podjąć pracę zarobkową w czasie, w którym nie pozwalały mi na to przepisy ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy? Tylko w ten sposób (sic!) mogłem spełnić absurdalną, w tym konkretnym przypadku, zachciankę owego orzeczniczego kwartetu i wykazać swoje prawo do odszkodowania. To był chyba najwyższy ze szczytów prawniczego debilizmu i bandytyzmu w mojej sprawie.

   I po czwarte: raz poczułem się zastraszony przez szefową wspomnianych sędziów, Ewę Barnaszewską (wówczas wiceprezes, a obecnie prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu). Przed blisko trzema laty, w maju 2009, zagroziła mi ona odpowiedzialnością karną za "naruszanie powagi wymiaru sprawiedliwości", gdy w jednym z przesłanych mejlem felietoników z mojego bloga stwierdziłem wzburzony, że damski tercet: Sobolewska-Hajbert, Kuczyńska i Bamburowicz, podtrzymując debilny wyrok Sobczak, "wlazł - opisując niearomatycznie, ale za to plastycznie - w ZUS-owskie gówno i się nim utytłał".

   Marzę o oskarżeniu mnie przez sędziów do dziś. To byłaby bowiem szansa, aby wreszcie ktoś z decydentów rzetelnie przeanalizował moje zarzuty wobec orzeczniczych bezprawników i przykładnie ich rozliczył z hucpiarskiej samowolki.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz