Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 31 stycznia 2013

Lewe prawo (317)


PO ROZUM DO GŁOWY (KŁYKOWA) J

   Już sam tytuł informacji z internetowego wydania "Gazety Wyborczej" z 29.01.2013 wyjaśnia wszystko: "SN [Sąd Najwyższy]: konstytucja preferuje heteroseksualne małżeństwa. Konstytucjonaliści: ale nie wyklucza innych związków [partnerskich]".

   No proszę, jakby sędziowie, tudzież uczeni w prawie, czytali w moich myślach. Albo przynajmniej moje blogi, w których dwa dni wcześniej, w felietoniku pt. "Ochrona to nie wyłączność!", pisałem o swojej, zasadniczo różnej niż ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, interpretacji artykułu 18 Konstytucji RP.

   Jeszcze trochę, a moje samouctwo, wymuszone walką z bezprawiem funkcjonariuszy ZUS-u i sądów, pozwoli mi na udzielanie im profesjonalnych porad prawnych. Co konstatuję pół żartem, pół serio.


środa, 30 stycznia 2013

Lewe prawo (316)

 
W III RP NIE MA ZAMORDYZMU.

JEST SAMOWOLKA

   Na podstawie mojego - tylko i wyłącznie, co podkreślam - blogowania zaświadczam wszem wobec, że w teraźniejszej Polsce nie ma stalinizmu i inszego zamordyzmu. Obywatel świadomy swoich praw może publicznie krytykować władzę bez obaw o zastosowanie wobec niego osobliwej paremii sowieckiego prokuratora Andrieja Wyszyńskiego: "Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie". Poza jednorazowymi próbami zastraszania mnie przez Ewę Barnaszewską (obecnie jest członkiem Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa i prezesem Sądu Okręgowego we Wrocławiu) oraz Antoniego Malakę (to wciąż dyrektor Oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych we Wrocławiu), nie spotkałem się z innymi instytucjonalnymi przykrościami za pisanie prawdy w prywatnym i zarazem społecznym (na niesprawiedliwość czy wręcz bezprawie narażony jest przecież każdy z nas) interesie. Wystarczy (podpowiadam to wszystkim walczącym z państwem o swoje) unikać w tekstach bezpodstawnych inwektyw oraz tzw. gróźb karalnych.

   W mojej ocenie, w Polsce tu i teraz wszechwładnie panuje owsiakizm itp. samowolka. Trójwładza (legislatywa, egzekutywa i judykatywa) w swych działaniach na szkodę obywateli mniej lub bardziej świadomie kieruje się sympatycznym skądinąd, ale deprawującym życie publiczne hasłem Jurka O.: „Róbta co chceta”. Jest praktycznie bezkarna za rozliczne kłamstwa (po mistrzowsku łżą np. premier Donald Tusk i jego polityczni wspólnicy), a nawet za niezawisłość od ustaw (takowe przekraczanie uprawnień zarzucam np. sędziom Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, Grażynie Josiak, Elżbiecie-Sobolewskiej-Hajbert i Annie Sobczak-Kolek). W efekcie, obserwując dookolną rzeczywistość, mam uzasadnione wrażenie, że naszym fantastycznym krajem z jego niezbyt mądrym elektoratem (wprawdzie niemającym żadnego wpływu na nominacje w sądach, ale na podział mandatów w kluczowym dla ustroju państwa parlamencie - jak najbardziej) rządzą zorganizowane grupy przestępcze.


wtorek, 29 stycznia 2013

Lewe prawo (315)


   Dwa poniższe teksty archiwalne w mojego "Bloga weredyka" dzieli dokładnie rok, łączy natomiast temat…

ZA KULISAMI TOGOWEJ MAFII

   Dziwna, tajemnicza sprawa. Krajowa Rada Sądownictwa na posiedzeniu 13.10.2010 wybrała nowego rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych na 4-letnią kadencję. Został nim sędzia Sądu Apelacyjnego w Poznaniu Marek Hibner. Wybrano go - jak zaznaczono w oficjalnym komunikacie na stronie internetowej KRS - "spośród kandydatów przedstawionych przez zgromadzenie ogólne sędziów sądów apelacyjnych".

   Dlaczego uważam tę nominację za dziwną i tajemniczą? Z dwóch powodów.

   Po pierwsze: całkiem niedawno, bo 12.01.2010, KSR wybrała na tegoż rzecznika dyscyplinarnego sędziego Sądu Apelacyjnego w Szczecinie Macieja Żelazowskiego. Miał on pełnić ową funkcję do roku 2014. Tymczasem złożył rezygnację już po kilku miesiącach. Rozchorował się? Możliwe. Starał się być uczciwy i nie spodobał się togowej mafii? Niewykluczone. Mogę tylko spekulować, bo przyczyny rezygnacji nie ujawniono.

   Po wtóre: w zastępstwie Żelazowskiego, od sierpnia pełniącym obowiązki rzecznika dyscyplinarnego był sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu Marcin Cieślikowski. Ten sam, który jeszcze 13.10.2010 (dokładnie w dniu inauguracji kadencji Hibnera!) podpisał się pod skandalicznym listem, gdzie de facto odmówił odpowiedzi na moje ponowione pytania, dotyczące popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień i naruszenia zasad etyki zawodowej przez osiem wrocławskich sędzi, w tym prezesa tutejszego Sądu Okręgowego Ewę Barnaszewską. Czy był kontrkandydatem? Szczegółów brak. Jeśli był, to serwilizm wobec Barnaszewskiej, która jest zarazem członkiem KRS i ma głos (co prawda tylko 1 na 25 ogółem) w wyborach rzecznika dyscyplinarnego, nie zaowocował sukcesem.

10.2010

PRZEGRANY CIEŚLIKOWSKI

   W dokumencie pt. "Informacja z działalności Krajowej Rady Sądownictwa w 2010 roku", przedstawionym prezydentowi RP i parlamentarzystom, znalazłem komunikat, że KRS wybrała Marka Hibnera na nowego rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych „spośród 5 kandydatów zgłoszonych przez Sądy Apelacyjne w Krakowie, Lublinie, Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu”. To potwierdzenie pewnego mojego domniemania.

   Takiego mianowicie, że o tę funkcję starał się też Marcin Cieślikowski - rzecznik dyscyplinarny sędziów dolnośląsko-opolskich. Ten sam, który uznał za "oczywiście bezzasadny" mój wniosek o wszczęcie postępowania przeciwko świadomie ignorującym literę ustaw sędziom Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, Beacie Stachowiak i Ewie Gorczycy.

   W mojej ocenie - Cieślikowski jako nominalny krajowy rzecznik dyscyplinarny byłby de facto idealnym stróżem interesu tych funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości, którzy uzurpują sobie orzeczniczą niezawisłość nawet od konstytucji. Aż dziw, że większość członków KRS wybrała kogoś innego.

10.2011
 
 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Lewe prawo (314)

 
FINANSOWE I ROZLICZENIOWE

RÓŻNICE MIĘDZY WŁADZAMI III RP

   Cichnie medialny zgiełk po ujawnieniu przez "Super Express" skandalu z rocznymi premiami dla Prezydium Sejmu. Marszałek Ewa Kopacz z Platformy Obywatelskiej przyznała pięciorgu swoim zastępcom: Cezaremu Grabarczykowi z PO, Eugeniuszowi Grzeszczakowi z Polskiego Stronnictwa Ludowego, Markowi Kuchcińskiemu z Prawa i Sprawiedliwości, Wandzie Nowickiej z Ruchu Palikota i Jerzemu Wenderlichowi z Sojuszu Lewicy Demokratycznej po 40 tys. zł, a ci z kolei w rewanżu uszczęśliwili hojną szefową nagrodą w wysokości 45 tys. Tyle że nie rozdali między sobą pieniędzy prywatnych, lecz publiczne - pochodzące z podatków obywateli. Zrobili to ci sami parlamentarzyści, którzy na co dzień przekonują społeczeństwo o konieczności zaciskania pasa i oszczędzania grosza z budżetu państwa, z którego nie starcza np. na służbę zdrowia.

   Już mniej głośno było po ujawnieniu parę dni później, że Prezydium Senatu też nie odmówiło wzięcia rocznych premii. Tam marszałek Bogdan Borusewicz z PO sam podarował sobie 50 tys. zł, a trzem swoim "wickom":  Marii Pańczyk-Pozdziej i Janowi Wyrowińskiemu z PO oraz Stanisławowi Karczewskiemu z PiS - po 27 tys.

   Za co były te wszystkie premie? Za to, że obdarowani nimi wykonywali, nie zawsze dobrze, obowiązki służbowe, za które przecież otrzymują pokaźne comiesięczne wynagrodzenie.  

   Skutkiem dziennikarskiego nagłośnienia pazerności czołowych parlamentarzystów były ich deklaracje przekazania premii na cele charytatywne. Jeśli mimo to elektorat nie zapomni im chciwości, będzie on miał szansę dać Kopacz i dziewięciorgu pozostałym "nagrodzonym" kopa podczas najbliższych wyborów.

   Chcę przy okazji zauważyć, że o ile pierwszą i drugą - ustawodawczą i wykonawczą - władzę naród może prędzej czy później (gdy zmądrzeje) rozliczyć, to ta trzecia - sądownicza - wciąż pozostaje praktycznie nietykalna. Nawet ewidentne antykonstytucyjne przestępstwa funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości (np. orzekanie niezawiśle od ustaw w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS) wciąż pozostają zupełnie bezkarne.

   Na razie bowiem trzecią władzę w jej samowolce ogranicza tylko dostęp do publicznej kasy. Pasożytujący na niej sędziowie nie mogą jej dzielić między siebie wedle własnego widzimisię - muszą tu liczyć na łaskę rządu i parlamentu.


niedziela, 27 stycznia 2013

Lewe prawo (313)


OCHRONA TO NIE WYŁĄCZNOŚĆ!

   Ja bardzo przepraszam, ale przed chwilą (jest niedzielne południe, 27.01.2013), podczas wysłuchiwania radiowo-telewizyjnych sporów posłów, będących za lub przeciw ustawowej legalizacji związków partnerskich, nie tylko gejowskich, moje wnerwienie na prawno-językowy debilizm politycznych legislatorów osiągnęło apogeum.

   Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin i jego wyznawcy argumentują, że śluby par tej samej płci byłyby niezgodne z artykułem 18 Konstytucji RP. Przypomnę więc, że przepis ten ma następujące brzmienie: "Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej".

   Artykuł 18 ustawy zasadniczej zobowiązuje zatem państwo do ochrony par heteroseksualnych oraz do opieki nad nimi i ich dziećmi, a wyklucza co najwyżej bigamię czy poligamię. W żadnym razie nie stanowi o wyłączności takich monogamicznych związków i nie uniemożliwia usankcjonowania współżycia ze sobą osób tej samej płci!

   Proste? Nie dla uszczęśliwiaczy na siłę - katolickich fundamentalistów (ortodoksów) i im podobnych dogmatyków (doktrynerów).

   Na marginesie oświadczam, że nie jestem pedałem ani byłym esbekiem. To tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał ze mną "polemizować" i nie miał innych argumentów przeciwko mnie.


Od 21 lat nie brak przyzwoitości, nie kryzys, a wątpliwa konstytucyjność nagród w Sejmie




Odręczne poprawki Stalina do Konstutucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej 1952



Od paru dni szaleje dyskusja na temat “premii” jakie rozdzielliła Marszałka Kopacz wśród członków Prezydium Sejmu za „dobrą robotę“, a i nie zapomniała przy tej okazji o sobie i samooceniła się na 5 tys. więcej, niz dostali  od niej  „jej pracownicy“. 

Kierowniczka/Marszałka, zakładu pracy zwanego Sejmem.  Czy to jakieś jaja? Czy mam się uszczypnąć? Po chwili refleksji, doszłam do wniosku, że w zasadzie nie ma co biadolić, wreszcie władza w rękach ludu pracującego. Mamy już w tej partii bufetową, to czemu nie i kierowniczkę. Tak trzymać, wyniki uprawiana przez wyborców od lat  selekcji negatywnej,  coraz lepiej widać.

Marszałka jest już babcią i bez zaglądania w metrykę wiadomo, że nauki wychowania obywatelskiego pobierała w PRL-u, kiedy to wiadomo nie kształtowano postaw lecz je narzucano, nie kreowano samodzielnego myślenia i oceniania, a wszczepiano jedyne słuszne poglądy. A i Konstytucja była inna. Znam z autopsji.

Wszystko wskazuje na to, że Ewa Kopacz dalej ma dużo sentymentu do tych jedynych słusznych poglądów, do czego oczywiście ma prawo. Natomiast jako Marszałka Sejmu ma obowiązek działać na podstawie i w granicach prawa i pamiętać , że
 1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Wyjaśniając obywatelom kwestie tych nagród, ustrojowa pozycja urzędu Marszałki Sejmu zobowiązuje do zachowania jakichś minimalnych standardów wiedzy o ustroju państwa i unormowań konstytucyjnych tego ustroju. Nazywanie więc posłów „ moi pracownicy“, a Sejmu „zakładem pracy“, nawet jeżeli miało to być niezbyt fortunne porównanie,  świadczy o ignorancji, arogancji i braku kultury Marszałki.

W huraganie doniesień medialnych, wywiadów, opinii autorytetów, setek blogerskich notek w Interniecie, dominuje sensacja i rozważania o moralności i przyzwoitości. Z tych co czytałam, tylko blogerka Eska w Salonie24 podjęła  wątek zagubiony i najistotniejszy – podstawy prawne  działań Marszałki.

A podstawą prawną tego wypłacania jest  Ustawa o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe - z dnia 31 lipca 1981 r. (sic!) W ustawie tej Marszałkowie Sejmu są zaliczani do osób na kierowniczych stanowiskach państwowych.
Przy czym art. 3b tej ustawy stanowi - Do osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe stosuje się odpowiednio przepisy art. 22, 23, 24 ust. 2, art. 26 i 28 ustawy z dnia 16 września 1982 r. o pracownikach  urzędów państwowych, gdzie :
          Art. 23. (nagrody  jubileuszowe)
 Art. 24 -1. W urzędach państwowych tworzy się zakładowy fundusz nagród wynoszący 8,5% funduszu płac. Wysokość i zasady przyznawania indywidualnych nagród z tego funduszu określają odrębne przepisy.
2. Rada Ministrów może, w drodze rozporządzenia, utworzyć dodatkowy fundusz nagród dla urzędników państwowych, z przeznaczeniem na nagrody za szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej, w wysokości 3% planowanych wynagrodzeń osobowych pozostających w dyspozycji kierowników urzędów.

W roku 1989 w omawianej ustawie wprowadzono zmiany kosmetyczne w „nazewnictwie“ osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie  na podstawie Ustawy z dnia 29 maja – o przekazaniu dotychczasowych kompetencji Rady Państwa Prezydentowi Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej .

Art. 9 W ustawie z dnia 31 lipca 1981r. o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe  wprowadza się następujące zmiany:
art.2 otrzymuje brzmienie

„Art.2 Ustawa ustala zasady wynagrodzenia osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe:

1.  Prezydenta Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej
2.  Marszałka Sejmu, Marszałka Senatu, Prezesa Rady Ministrów, wicemarszałka Sejmu, wicemarszałka Senatu, wiceprezesa Rady Ministrów, Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, ministra, Prezesa Narodowego Banku Polskiego, Rzecznika Praw Obywatelskich, wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego, wiceprezesa Najwyższej Izby Kontroli, Szefa Kancelarii Sejmu, Głównego Inspektora Pracy, zastępcy Głównegp Inspektora Pracy

3.  ministra stanu, Prokuratora Generalnego Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, Szefa Kancelarii Prezydenta Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, Prezesa Sądu Najwyższego, zastępcy Prokuratora Generalnego Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, zastępcy Szefa Kancelarii Prezydenta, wiceprezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego

4.  Prezesa Polskiej Akademii Nauk, sekretarza stanu, pierwszego zastępcy Prezesa Narodowego Banku Polskiego, podsekretarza stanu (wiceministra), wiceprezesa , Prezesa Narodowego Banku Polskiego, kierownika urzędu centralnego, wiceprezesa Polskiej Akademii Nauk, Sekretarza Naukowego Polskiej Akademii Nauk, zastępcy Sekretarza Naukowego Polskiej Akademii Nauk, sekretarzy wydziałów Polskiej Akademii Nauk, wojewody, prezydenta m.st Warszawy, Krakowa i Łodzi, zastępcy kierownika urzędu centralnego, dyrektora generalnego, wicewojewody, wiceprezydenta m.st Warszawy, Krakowa i Łodzi.

Następnie w całej ustawie  „Radę Państwa“ zastąpiono mozolnie „Prezydentem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej“, „Sejmem“, „Prezydium Sejmu“ lub „Marszałkiem Sejmu“.

Prawdę powiedziawszy niewiele już mnie zaskakuje, a jednak w tym wypadku poczułam się nieswojo. Jak to? Na podstawie ustawy z 81 roku,  przez 32 lata najpierw PRL-owska Rada Państwa,  a po zmianie Prezydent Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, następnie  Prezydent Rzeczpospolitej wydawali rozporządzenia, co do zasad wynagradzania osób wymienionych w pkt 1- 4 art. 2. Lista ta od 1989r. zmieniała się cyklicznie, wraz z ustanawianiem nowych urzędów centralnych, uchwalaniem nowych ustaw etc.  W 1991r. zamienono Prezydenta Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, na Prezydenta Polskiej Rzeczpospolitej. I tak do dzisiaj?

Prezydent Kwaśniewski dnia 25 stycznia 2002 r.  wydał  na podstawie tej ustawy ostatnie – obowiązujące do dzisiaj  Rozporządzenie Prezydenta Rzeczpospolitej  w sprawie szczegółowych zasad  wynagradzania osób zajmujących  kierownicze  stanowiska w państwie. ( Niemal co  roku aktualnie urzędujący Prezydenci wprowadzali poprawki do tego rozporządzenia - ostatnia z 2010r ).

W roku 2002 lista osób „zajmujących kierownicze stanowiska w państwie“ po wielu nowelizacjach ustawy wyglądała tak:
 art.2. pkt 1- 4
           Marszałek Sejmu, Marszałek Senatu, Prezes Rady Ministrów, wicemarszałek Sejmu, wicemarszałek Senatu, wiceprezes Rady Ministrów, Prezes Najwyższej Izby Kontroli, Szef Kancelarii Prezydenta, minister, Rzecznik Praw Obywatelskich Szef Kancelarii Sejmu, Szef Kancelarii Senatu, Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, Prezes Instytutu Pamięci Narodowej — Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Rzecznik Praw Dziecka, wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli, Prezes Polskiej Akademii Nauk, Zastępca Szefa Kancelarii Prezydenta, zastępca Szefa Kancelarii Sejmu, zastępca Szefa Kancelarii Senatu, sekretarz stanu, zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Główny Inspektor Pracy, zastępca Prokuratora Generalnego, podsekretarz stanu (wiceminister), kierownik urzędu centralnego, kierownik Krajowego Biura Wyborczego, Sekretarz Komitetu  Integracji Europejskiej, Prezes Państwowego Urzędu Nadzoru  Ubezpieczeń, wiceprezes Polskiej Akademii Nauk, wojewoda, Zastępca kierownika urzędu centralnego, zastępca Głównego  Inspektora Pracy, wiceprezes Państwowego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń, wicewojewoda, Rzecznik Ubezpieczonych.

Po 1989r, do czasu uchwalenia Małej Konstytucji 1992r. nie można mieć zastrzeżeń co do stosowania ustawy i wydawanych na jej podstwie rozporządzeń prezydenckich.

Sytuacja uległa fundamentalnej zmianie wraz z  wprowadzeniem Małej Konstytucji w 1992r., która przywracała trójpodział władzy zapisany w Konstytucji Marcowej. Art.1 stanowił:

Organami Państwa w zakresie władzy ustawodawczej są - Sejm i Senat Rzeczypospolitej Polskiej, w zakresie władzy wykonawczej - Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, w zakresie władzy sądowniczej - niezawisłe sądy.

W Konstytucji 1997r. sprecyzowano podstawy ustrojowe:

Art. 2.  Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.

Art.10 tej Konstytucji stanowi, iż ustrój RP opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej, a w ust.2  - władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.

Tak więc po wprowadzeniu Małej Konstytucji w 1992r. przestała obowiązywać Konstytucja z 1952r (oprócz rozdziałów  1, 4 i 7, te obowiązywały do uchwalenia Konstytucji w 1997r) i wzorowana na bolszewickiej konstytucji zasada jednolitości władzy państwowej, gdzie władza najwyższa należała do Sejmu “wybieranego wolą ludu pracującego”, któremu podporządkowane były: sądownictwo oraz władza wykonawcza z rządem i Radą Państwa. Zaś ta wola ludu pracującego była tożsama z wolą jedynej słusznej partii i przyjaciela ZSRR. 

Sowiecką jednolitość władzy państwowej zastąpił trójpodział władz. Fundamentalne zmiany ustrojowe wymagały reinterpretacji roli instytucji i organów państwa, oraz zredefiniowania pojeć dotyczących organów państwa.

Wejście w życie nowej Konstytucji i równoczesne zaniechanie budowania całego systemu prawnego na nowo było przynajmniej w początkowej fazie transformacji, racjonalnym rozwiązaniem.  Ustrojodawca miał jednak obowiązek - wynikający z fundamentalnych zmian ustrojowych - usunąć z systemu prawnego wszystkie unormowania, które są sprzeczne z nową ustawą zasadniczą, a nie udzielać tym normom legitymizacji. Do takich unormowań moim zdaniem należy Ustawa o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe z dnia 31 lipca 1981 r.

Zdefiniowane i „skatalogowane“ w realiach PRL-owskiej jednolitości władzy państwowej - kierownicze stanowiska państwowe, nie mogły być tożsame z definicją kierowniczego stanowiska państwowego w realiach demokratycznego państwa prawa, którego początkiem było uchwalenie 17 października 1992r. Małej Konstytucji.

Zgodnie z zasadą trójpodziału władza ustawodawcza - Sejm i Senat są wybierane w wyborach powszechnych przez obywateli. Aktem wyborczym suweren udziela posłom i senatorom mandatu, czyli pełnomocnictwa do reprezentowania go. Organy Senatu i Sejmumarszałkowie i wicemarszałkowie są wybierani z pośród posłów i senatorów przez te zgromadzenia. „Zakwalifikowanie“ funkcji marszałków i wicemarszałków Sejmu i Senatu jako kierownicze stanowiska państwowe jest niezgodne Konstytucją, wynika to w sposób immanentny z istoty demokratycznego państwa prawnego i trójpodziału władz.

Wypłacanie „wynagrodzeń“ i corocznych nagród marszałkom i wicemarszałkom, a także szefom Kancelarii Sejmu i Senatu na podstawie ustaw, których podstawą jest sowiecka jednolitość władzy jest absurdalne.

Co ciekawe, Ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora z dnia 9 maja 1996r. reguluje kwestie uposażenia posłów i senatorów: 

art.25 2. Uposażenie odpowiada wysokości wynagrodzenia podsekretarza stanu, ustalonego na podstawie przepisów o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, z wyłączeniem dodatku z tytułu wysługi lat.

z wyjątkiem... Art. 32. 1. Do posła i senatora zajmującego jednocześnie kierownicze stanowisko państwowe nie stosuje się przepisów art. 25-27, art. 28 ust. 1 i art. 29-31.
2. Przez kierownicze stanowiska państwowe rozumie się stanowiska wymienione w art. 2 ustawy z dnia 31 lipca 1981 r. o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe …

czyli to również marszałkowie i wicemarszałkowie Sejmu i Senatu! I nie chodzi tylko o to co “rozumie projektodawca przez kierownicze stanowiska państwowe” przywołując ustawę z 31 lipca 1981r. bowiem art 3.3 tej ustawy stanowi:
Szczegółowe zasady wynagradzania osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, o których mowa   w ust. 1, ustala Prezydent w drodze rozporządzenia.

O uposażeniu członków organów władzy ustawodawczej decyduje Prezydent – władza wykonawcza. 

Moim zdaniem mamy tutaj do czynienia z dwoma problematycznymi regulacjami w tej ustawie.

Pierwsza to kwestia zgodności art. 2.1 z Konstytucją - na liście osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, pomimo zmian ustrojowych i rozdziału władz znajdują się marszałkowie i wicemarszłkowie Sejmu i Senatu (także szefowie Kancelarii Sejmu i Senatu)

I druga kwestia to zgodność art. 3.3 z Konstytucją  - ustalanie zasad wynagradzania członków Prezydium Sejmu i Senatu bezpośrednio przez władzę wykonawczą – Prezydenta. Prezydent nie ma umocowania w Konstytucji do wydawania rozporządzeń dotyczących organów władzy ustawodawczej.

Stąd akt wykonawczy wydany na podstawie niezgodnej z Konstytucją ustawy  – w rozumieniu art. 92 ust. 1 Konstytucji nie ma mocy prawnej.

Proszę zauważyć również, iż uposażenie wszystkich posłów i senatorów, chociaz jest uregulowane w Ustawie o wykonywaniu mandatu posła i senatora, to de facto jego wysokość zależy równiez od tego rozporządzenia Prezydenta, gdzie Prezydent określa wynagrodzenie podsekretarza stanu.

 Moją opinię o niezgodności omawianej ustawy z Konstytucją, potwierdza ewolucja art. 2 tej ustawy - lista osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. I tak “kierownictwo“ władzy sądowniczej nie jest już na tej liście.
Ø   W 1997 roku usunięto Prezesa Trybunału Konstytucyjnego i jego zastępcę
Ø   Dopiero w 2002 roku usunięto z tej listy Pierwszego Prezesa i Prezesów Sądu Najwyższego
Ø   W tym samym roku usunięto Prezesa i zastępców Naczelnego Sądu Administracyjnego

Ustawa ta była nowelizowana 40 razy ! po 1989r. 25 razy, wydano 47 aktów wykonawczych do tej ustawy  z czego 33 to rozporządzenia prezydentów od 1991r.  
Dodam, iż część tych rozporządzeń de facto nie jest aktem wykonawczym do tej ustawy, a „nowelizacją“ tej ustawy. Jest to sprzeczne z art. 92 ust. 1 Konstytucji. Prezydent nie ma i nie może mieć uprawnień  władzy ustawodawczej.

Lewe prawo (312)


 DO I OD RZECZY

   W parę miesięcy z jednego ogólnopolskiego czasopisma antyrządowej opozycji zrobiły się trzy. Po rewolucji kadrowej w tygodniku "Uważam Rze", jego dotychczasowy zastępca redaktora naczelnego Jacek Karnowski wraz z bratem Michałem i innymi "Judaszami" (jak ich nazywają podzieleni "sami swoi") redagują już od jakiegoś czasu "W Sieci", a ich antagoniści pod wodzą samego zdymisjonowanego szefa Pawła Lisickiego wydali właśnie - datowany 25.01-3.02.2013 - pierwszy numer "Do Rzeczy".

   Kupiłem go za 3.95 zł, przewertowałem równe 100 stron i stwierdziłem, że nie zawiodą się ci rodacy, którzy wierzą w zamach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w stronniczość sędziego Igora Tulei i inne prawdy z partyjną pieczątką Prawa i Sprawiedliwości. A co złego, to oczywiście wina Platformy Obywatelskiej i osobiście Donalda Tuska - mogą przeczytać nie tylko między wierszami.

   Zacząłem lekturę od strony przedostatniej (na ostatniej jest reklama), czyli od felietonu Waldemara Łysiaka. Podobnie jak ja, nie byłby on sobą, gdyby nie skrytykował funkcjonariuszy Temidy, nie mogę więc sobie odmówić zacytowania fragmentu jego tekstu:

   "Los Rzeczypospolitej też skłania do walki za pomocą słowa pisanego. Tuskoland to panoptikum nieszczęść. Brak tylu rzeczy niezbędnych społeczeństwu. Choćby sprawiedliwości. Jeśli kłamliwa łachudra zyskuje przy pomocy państwa polskiego globalną blaskomiotną chwałę, a sądy III RP gnębią ludzi (exemplum Krzysztof Wyszkowski) obnażających łachudrę i całą tę filoesbecką niegodziwość - to znaczy, że sprawiedliwość nad Wisłą nie istnieje".

   Aż tak źle o "Tuskolandzie" nie napisałbym. Ale pod zdaniem o sądach i "łachudrze" (znaczy o "Bolku") się podpisuję.


sobota, 26 stycznia 2013

Lewe prawo (311)


PARAGRAF 22 PO WROCŁAWSKU

   Znacie "Paragraf 22", książkę amerykańskiego pisarza Josepha Hallera? Tytuł tej powieści, wydanej po raz pierwszy dokładnie 50 lat temu [pisane w czerwcu 2011], funkcjonuje jako potoczne określenie sytuacji bez wyjścia, w której aby spełnić jakiś warunek, trzeba jednocześnie spełnić inny warunek, wykluczający poprzedni.

   Ów paragraf 22 dawał żołnierzowi na wojnie możliwość przeniesienia go do cywila na własną prośbę z powodu choroby psychicznej. Jednak wedle przełożonych ktoś, kto chcąc uratować własne życie wnioskuje o zwolnienie ze służby wojskowej, udowadnia zarazem, że jest umysłowo zdrowy. Nie może więc prosić o odesłanie do cywila z powodu choroby psychicznej. Jasne?

   Podobną logikę zademonstrowali w sprawie moich roszczeń finansowych sędziowie wrocławskich sądów. Ich zdaniem, aby dostać odszkodowanie za oczywiste bezprawie urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, musiałbym udowodnić, że w czasie ponad 9-miesięcznego sporu z nimi mogłem podjąć pracę. Nie potrafią zrozumieć, że w tym okresie nie poszukiwałem zatrudnienia, bo miałem pełną świadomość, że gdybym zarobił choćby symboliczną złotówkę, to zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawowymi utraciłbym nie tylko zasiłek dla bezrobotnych, czyli swoje jedyne wtedy źródło dochodu, lecz także świadczenie przedemerytalne, o które walczyłem. I tak oto zostałem wmanewrowany w sytuację bez wyjścia…


piątek, 25 stycznia 2013

Lewe prawo (310)


BYŁY SZEF PROKURATORÓW

NIE ZNA PRAWA

   Przewodniczący Krajowej Rady Prokuratury - Edward Zalewski jest znany zwłaszcza na Dolnym Śląsku. Urodził się 20.02.1957 we Wrocławiu i tu został magistrem prawa po studiach uniwersyteckich. Karierę prokuratora zaczynał w Legnicy, gdzie m.in. oskarżał działaczy opozycji antykomunistycznej. Tamże wstąpił do PZPR pod koniec jej istnienia. Od 6.03.2009 do 31.03.2010 był prokuratorem krajowym.

   Po przegraniu konkursu na oddzielony od ministra sprawiedliwości urząd prokuratora generalnego (ówczesny prezydent RP Lech Kaczyński wybrał i nominował kontrkandydata Andrzeja Seremeta), Zalewski postanowił skorzystać z możliwości przejścia w stan spoczynku. Będąc 53-letnim emerytem uznał, że otrzymywane - na mocy decyzji Seremeta - 15 tys. zł miesięcznie (równowartość swego dotychczasowego uposażenia) za nicnierobienie to za mało. Domagał się jeszcze kolejnych 3 tys. zł (tyle wynosił jego dodatek za pełnienie funkcji prokuratora krajowego).

   W przypadku płac, wobec prokuratorów stosuje się odpowiednio przepisy dotyczące sędziów. Stanowią one, że do czasu osiągnięcia wieku 65 lat przechodzącemu w stan spoczynku przysługuje uposażenie "w wysokości wynagrodzenia pobieranego na ostatnio zajmowanym stanowisku".

   Ten zapis okazał się za trudny do zrozumienia dla prawnika Zalewskiego. Mało tego: były szef polskich prokuraturów nie wiedział, do jakiego sądu wystąpić ze swym roszczeniem!

   Odwołał się od decyzji Seremeta wprost do Sądu Najwyższego. Ten wniosek uznał za prawnie niedopuszczalny i go odrzucił. Pouczył prominentnego prokuratora, że nawet on musi zaczynać procesowanie się od najniższej instancji. Jest nią w tym przypadku sąd pracy.

   W pierwszej i drugiej instancji żądanie Zalewskiego, aby w dalszym ciągu wypłacać mu dodatek funkcyjny, załatwiono odmowie. Jego skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego też nie uwzględniono.