Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 8 stycznia 2013

Lewe prawo (292)

 
SĄD POKRZYWDZONY.
 
 NA KOSZT OBYWATELA

   Orzekając na podstawie błędnej informacji z banku, Sąd Rejonowy w Tarnowie nakazał mieszkańcowi tego miasta Edwardowi P. wypłacić byłej żonie 200 tys. zł w ramach podziału majątku po rozwodzie. Kiedy poniewczasie pomyłka wyszła na jaw - prokuratura uznała, że jedynym pokrzywdzonym w sprawie jest… tenże sąd.

   Tę równie nieprawdopodobną, co jak najbardziej prawdziwą historyjkę opublikował Jarosław Sidorowicz w krakowskim dodatku "Gazety Wyborczej" z 25.01.2011.

   Bank, który początkowo wypierał się winy, w końcu do pomyłki się przyznał, choć nie omieszkał dodać, że doszło do niej z "przyczyn, których obecnie nie sposób ustalić". Mając takie pismo w ręku, Edward P. próbował szukać sprawiedliwości w prokuraturze. Zawiadomił ją, że bank zataił istotne informacje o koncie. Prokuratura jednak odmówiła wszczęcia śledztwa, uzasadniając to ustaleniem, że pokrzywdzonym w sprawie jest nie Edward P., lecz sąd - adresat błędnej informacji.

   Faktyczny poszkodowany, na niebagatelną kwotę 200 tys. zł, zwrócił się więc do prezesa SR w Tarnowie, że skoro za pokrzywdzonego uznano instytucję kierowaną przez niego, to teraz niech on odwoła się od decyzji organu ścigania. Prośba niby logiczna, ale nie dla funkcjonariuszy publicznych. Prezes nie zareagował. A prokuratorzy, odmawiając Edwardowi P. wszczęcia śledztwa ponownie, stwierdzili czarno na białym: "Złożenie przez pokrzywdzonego [czyli sąd - przypisek mój] zażalenia jest jego prawem, a nie obowiązkiem".
  

   Aby nie przekraczać limitu brzydkich wyrazów w niniejszym blogu - tym razem poprzestaję na opisie, rezygnując z komentarza.
 
 
pro1@onet.eu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz