SĄD
POKRZYWDZONY.
NA
KOSZT OBYWATELA
Orzekając na podstawie błędnej informacji z
banku, Sąd Rejonowy w Tarnowie nakazał mieszkańcowi tego miasta Edwardowi P.
wypłacić byłej żonie 200 tys. zł w ramach podziału majątku po rozwodzie. Kiedy
poniewczasie pomyłka wyszła na jaw - prokuratura uznała, że jedynym
pokrzywdzonym w sprawie jest… tenże sąd.
Tę równie nieprawdopodobną, co jak
najbardziej prawdziwą historyjkę opublikował Jarosław Sidorowicz w krakowskim
dodatku "Gazety Wyborczej" z 25.01.2011.
Bank, który początkowo wypierał się winy, w
końcu do pomyłki się przyznał, choć nie omieszkał dodać, że doszło do niej z
"przyczyn, których obecnie nie sposób ustalić". Mając takie pismo w
ręku, Edward P. próbował szukać sprawiedliwości w prokuraturze. Zawiadomił ją,
że bank zataił istotne informacje o koncie. Prokuratura jednak odmówiła
wszczęcia śledztwa, uzasadniając to ustaleniem, że pokrzywdzonym w sprawie jest
nie Edward P., lecz sąd - adresat błędnej informacji.
Faktyczny poszkodowany, na niebagatelną
kwotę 200 tys. zł, zwrócił się więc do prezesa SR w Tarnowie, że skoro za
pokrzywdzonego uznano instytucję kierowaną przez niego, to teraz niech on
odwoła się od decyzji organu ścigania. Prośba niby logiczna, ale nie dla
funkcjonariuszy publicznych. Prezes nie zareagował. A prokuratorzy, odmawiając
Edwardowi P. wszczęcia śledztwa ponownie, stwierdzili czarno na białym:
"Złożenie przez pokrzywdzonego [czyli sąd - przypisek mój] zażalenia jest
jego prawem, a nie obowiązkiem".
Aby nie przekraczać limitu brzydkich wyrazów w niniejszym blogu - tym razem poprzestaję na opisie, rezygnując z komentarza.
Aby nie przekraczać limitu brzydkich wyrazów w niniejszym blogu - tym razem poprzestaję na opisie, rezygnując z komentarza.
pro1@onet.eu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz