Łączna liczba wyświetleń

środa, 9 stycznia 2013

Lewe prawo (294)


   Tekst archiwalny z mojego "Bloga weredyka" z grudnia 2010 o rzeczniku dyscyplinarnym dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcinie Cieślikowskim. Nie wiedziałem, że skarżąc się do ogólnopolskiego rzecznika dyscyplinarnego sędziów przy Krajowej Radzie Sądownictwa, trafię tam akurat na tego aparatczyka z Wrocławia, krótko pełniącego obowiązki głównego "prokuratora" funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości…

RZECZNIK INTERESU
 
PRZESTĘPCZYŃ SĄDOWYCH

   Marcin Cieślikowski - funkcjonariusz publiczny pełniący obowiązki rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych, usytuowanego przy Krajowej Radzie Sądownictwa - ujawnił talent do pisania fleszyków. Tak w żargonie dziennikarskim nazywamy informacje najkrótsze z możliwych.

   Swój odzew z 13.10.2010 na mój wniosek z 10.10.2010, z prośbą o odpowiedź na ponawiane pytania dotyczące popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień i naruszenia zasad etyki zawodowej przez wrocławskie sędzie - ten również wrocławski sędzia zmieścił w dwóch zdaniach, nie licząc wstępu ("Szanowny Panie!") i zakończenia ("Z poważaniem").

   "Staram się zrozumieć gorycz - pisze jakże nieurzędowo na urzędowym druku z orłem w koronie - będącą następstwem braku satysfakcji z dotyczących Pana wyroków sądowych". Po czym prześlizguje się od razu do puenty: "Uprzejmie informuję, że mimo tego nie zamierzam prowadzić z Panem dalszej korespondencji".

   Prawda, że wyczerpująco i na temat? Mam się cieszyć, że zostałem łaskawie uznany za pokrzywdzonego i uszczęśliwiony zadośćuczynieniem w kwocie niewyrównującej choćby tylko kosztów procesu!

   Cieślikowski postępuje jakby był nie rzecznikiem dyscyplinarnym, lecz rzecznikiem interesu przestępczyń sądowych. Kompromitując siebie i wymiar sprawiedliwości, dzielnie trzyma parasol ochronny nad ośmioma damami z prezesem Sądu Okręgowego we Wrocławiu Ewą Barnaszewską na czele, które w sprawie moich - zaspokojonych przezeń zaledwie symbolicznie - roszczeń finansowych wobec ZUS uzurpują sobie niezawisłość nawet od litery ustaw.

   Nie od rzeczy będzie zwrócić uwagę, że Cieślikowski nie zostałby rzecznikiem dyscyplinarnym bez zgody Krajowej Rady Sądownictwa. A wśród 25 członków KSR jest też Barnaszewska, wybrana do tego gremium przez sędziów i mająca wobec nich dług wdzięczności do spłacenia. Cieślikowski nie w ciemię bity - krzywdy swej gwarantce kariery nie zrobi. Nawet jeśli Barnaszewska w mojej sprawie przyzwala współpracownicom na ignorowanie obowiązujących przepisów i sama nie zauważa nic niemoralnego w swoim spoufalaniu się z aparatczykami ZUS-u.

   Tak to się wszystko zapętla w tym kompletnie bezkarnym i niekontrolowanym przez nikogo z zewnątrz towarzystwie wzajemnej adoracji o zadziwiająco mafijnej konduicie…

   Wokół niesamowicie zdeprawowanych funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości robi się coraz goręcej i mam przeczucie, że prędzej czy później znajdzie się wreszcie paragraf na hańbienie immunitetu przez Cieślikowskiego, Barnaszewską i im podobnych rozwalaczy fundamentów państwa prawa. Potrzebna jest tylko - i aż! - polityczna wola ograniczenia samowolki sędziów głosami co najmniej dwóch trzecich składu Sejmu. Bo co z tego, że konstytucja w obecnym kształcie stanowi o ich podległości ustawom? Sędziowie wiedzą swoje i powołują się wyłącznie na - zapisaną w tym samym artykule nadrzędnego aktu prawnego - swoją orzeczniczą niezawisłość (w ich interpretacji: nie tylko od innych władz, także od czegokolwiek).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz