Tekst archiwalny z mojego "Bloga weredyka" z
grudnia 2010 o rzeczniku dyscyplinarnym dolnośląsko-opolskich sędziów -
Marcinie Cieślikowskim. Nie wiedziałem, że skarżąc się do ogólnopolskiego
rzecznika dyscyplinarnego sędziów przy Krajowej Radzie Sądownictwa, trafię tam
akurat na tego aparatczyka z Wrocławia, krótko pełniącego obowiązki głównego "prokuratora"
funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości…
RZECZNIK
INTERESU
PRZESTĘPCZYŃ
SĄDOWYCH
Marcin Cieślikowski - funkcjonariusz
publiczny pełniący obowiązki rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów
powszechnych, usytuowanego przy Krajowej Radzie Sądownictwa - ujawnił talent do
pisania fleszyków. Tak w żargonie dziennikarskim nazywamy informacje najkrótsze
z możliwych.
Swój odzew z 13.10.2010 na mój wniosek z
10.10.2010, z prośbą o odpowiedź na ponawiane pytania dotyczące popełnienia
przestępstwa przekroczenia uprawnień i naruszenia zasad etyki zawodowej przez
wrocławskie sędzie - ten również wrocławski sędzia zmieścił w dwóch zdaniach,
nie licząc wstępu ("Szanowny Panie!") i zakończenia ("Z
poważaniem").
"Staram się zrozumieć gorycz - pisze
jakże nieurzędowo na urzędowym druku z orłem w koronie - będącą następstwem
braku satysfakcji z dotyczących Pana wyroków sądowych". Po czym
prześlizguje się od razu do puenty: "Uprzejmie informuję, że mimo tego nie
zamierzam prowadzić z Panem dalszej korespondencji".
Prawda,
że wyczerpująco i na temat? Mam się cieszyć, że zostałem łaskawie uznany za
pokrzywdzonego i uszczęśliwiony zadośćuczynieniem w kwocie niewyrównującej
choćby tylko kosztów procesu!
Cieślikowski postępuje jakby był nie
rzecznikiem dyscyplinarnym, lecz rzecznikiem interesu przestępczyń sądowych.
Kompromitując siebie i wymiar sprawiedliwości, dzielnie trzyma parasol ochronny
nad ośmioma damami z prezesem Sądu Okręgowego we Wrocławiu Ewą Barnaszewską na
czele, które w sprawie moich - zaspokojonych przezeń zaledwie symbolicznie -
roszczeń finansowych wobec ZUS uzurpują sobie niezawisłość nawet od litery
ustaw.
Nie od rzeczy będzie zwrócić uwagę, że
Cieślikowski nie zostałby rzecznikiem dyscyplinarnym bez zgody Krajowej Rady
Sądownictwa. A wśród 25 członków KSR jest też Barnaszewska, wybrana do tego
gremium przez sędziów i mająca wobec nich dług wdzięczności do spłacenia.
Cieślikowski nie w ciemię bity - krzywdy swej gwarantce kariery nie zrobi.
Nawet jeśli Barnaszewska w mojej sprawie przyzwala współpracownicom na
ignorowanie obowiązujących przepisów i sama nie zauważa nic niemoralnego w
swoim spoufalaniu się z aparatczykami ZUS-u.
Tak to się wszystko zapętla w tym kompletnie
bezkarnym i niekontrolowanym przez nikogo z zewnątrz towarzystwie wzajemnej
adoracji o zadziwiająco mafijnej konduicie…
Wokół niesamowicie zdeprawowanych
funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości robi się coraz goręcej i mam
przeczucie, że prędzej czy później znajdzie się wreszcie paragraf na hańbienie
immunitetu przez Cieślikowskiego, Barnaszewską i im podobnych rozwalaczy
fundamentów państwa prawa. Potrzebna jest tylko - i aż! - polityczna wola
ograniczenia samowolki sędziów głosami co najmniej dwóch trzecich składu Sejmu.
Bo co z tego, że konstytucja w obecnym kształcie stanowi o ich podległości
ustawom? Sędziowie wiedzą swoje i powołują się wyłącznie na - zapisaną w tym
samym artykule nadrzędnego aktu prawnego - swoją orzeczniczą niezawisłość (w
ich interpretacji: nie tylko od innych władz, także od czegokolwiek).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz