Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 maja 2012

...i tak bliżej, i tak dalej...

porządkując sprawy w moim bezpośrednim otoczeniu - żeby gnoju po sobie nie pozostawiać, uprzejmie informuję, że pan Stefan Furmaniak to postać faktyczna. Ma 86 lat i nie ma nogi. Mieszka sam, a niezależnie od tego, jak układały się jego koleje życiowe, nie może sobie poradzić z ukończeniem konstrukcji wózka inwalidzkiego (napędzanego ręcznie), który umożliwiałby mu samodzielne spacery po okolicy (w tym wizyty na grobie ukochanej przez niego małżonki).
Podobno kilka uścisków dłoni wystarczy żeby dotrzeć do samego prezydenta USA. Ile takich uścisków potrzeba, żeby dotrzeć do Was - bo ludzie w wieku pana Stefana nie żyją zbyt długo ponad stan, a zatem musi być w naszym kręgu kto dysponuje takim wózkiem po kimś zmarłym, i po prostu musiałby sięgnąć do piwnicy, garażu... Przecież wózek pana Stefana trafi potem w ręce (dokładnie tak - trafi w ręce!) następnej osoby potrzebującej.... Może pan Stefan zawalił różne sprawy w swoim życiu, nie wiem. Wiem, że jego życie jest już u naturalnego kresu, i wiem, że każdy z nas mógłby się znaleźć w jego położeniu.
Stefan Furmaniak ma adres: ul. Grobla 27 m.17. 61-858 Poznań.
Mamy wsparcie i życzliwość administratora kamienicy (pan Furmaniak ma mieszkanie na parterze, z czynszem nie zalega, ostatnio przesunięto mu piec kaflowy, żeby miał więcej przestrzeni do poruszania się po swoim mieszkaniu). To tyle. Potrzebny jest wózek samobieżny (z napędem pedałowym, ręcznym). Kto pomoże?
DRB

Lewe prawo (28)


MARTWE PRAWO


   Od 17.05.2011 (a więc już ponad rok) obowiązuje ustawa z 20.01.2011 o "odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa". Odtąd za decyzję niezgodną z przepisami, zawinione działanie bądź zaniechanie ze szkodą dla obywatela, urzędnik może zostać ukarany grzywną, w wysokości nawet dwunastu jego miesięcznych pensji.

   Ile osób zostało skazanych przez sądy na tej podstawie dotychczas? Adam Szejnfeld, poseł Platformy Obywatelskiej, były szef sejmowej komisji "Przyjazne państwo", przyznaje w Gazecie Wyborczej z 28.05.2012, że ani jedna!

   - To pusty zapis - zauważa Marcin Kołodziejczyk, czołowy działacz Ruchu Społecznego "Niepokonani", nowej organizacji jednoczącej obywateli pokrzywdzonych przez aparatczyków III RP.

   Kto bowiem udowodni urzędnikowi, że rażąco naruszył prawo? Samo wykazanie (organom ścigania i tzw. wymiarowi sprawiedliwości) złamania prawa, to już jest sztuka - a jeszcze rażąco?

   Gdybyśmy żyli w normalnym państwie, to znacznie wcześniej wystarczyłoby po prostu uczciwie stosować obowiązujący od 2.08.1997 artykuł 231 paragraf 1 Kodeksu karnego z 6.06.1997. Stanowi on, że "funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

   Przed kilkoma laty próbowałem wyegzekwować ten paragraf i ja, zarzucając urzędnikom Zakładu Ubezpieczeń Społecznych przestępcze represjonowanie mnie za aktywność zawodową na podstawie przepisu premiującego podjęcie pracy (czyli absolutnie nierestrykcyjnego!), a tym samym - wytykając im oczywiste sabotowanie polityki prozatrudnieniowej państwa. Efekt był taki, że wrocławscy prokuratorzy, z Bartoszem Biernatem i Karoliną Stocką na czele, konsekwentnie odmawiali sporządzenia aktu oskarżenia, nie stwierdzając w samowolce zusowskich decydentów "znamion czynu zabronionego"...


poniedziałek, 28 maja 2012

Lewe prawo (27)


OŚWIADCZENIE

   Wszystkich Czytelników niniejszego bloga - demokratycznego aż do granic anarchii - informuję, że każdy z jego współautorów pisze w nim bez jakiejkolwiek cenzury i na własną odpowiedzialność. O ile z reguły podzielam zdroworozsądkowe poglądy Faxe (Grażyny Romanowej), o tyle zazwyczaj dystansuję się wobec przemyśleń sympatycznego skądinąd Darka Bojdy.

Adam Kłykow


niedziela, 27 maja 2012

bezsilność

...nie potrafię mojego geniuszu przekuć w Wasze działanie... ...nie piszcie, nie pracujcie nad wideopokazami, rozmieniajcie się na drobne, ochoczo.....
...jeździjcie sobie po kolejnych kursokonferencjach, dalej bijcie pianę...
...sam - a więc bardziej radykalnie - będę musiał działać, bo gdybym nie był sam...
...tylko nie przysyłajcie mi potem ani paczek, ani podziękowań do więzienia.
Nie cierpię mówić, że "miałem rację". Tak samo mam gdzieś tych, którzy nie słuchali, żeby się wymigać. A potem bijących brawa....
Nie róbcie nic - dawajcie się zwodzić "kongresom" i "apelom", tłumaczcie się brakiem czasu i czaszek.... śmiało - do przodu. A ja swoje zrobię.
Na razie, pa!
DRB

Lewe prawo (26)


SZEFOWA CBŚ "NIE PAMIĘTA"


   Na prawniczym "dzikim zachodzie", czyli na Dolnym Śląsku - wyszła na jaw kolejna aferka.

   Maria Lubicz-Stabińska przestała być naczelnikiem Zarządu Terenowego Centralnego Biura Śledczego we Wrocławiu. Na jej miejsce powołano Krzysztofa Abratańskiego, który dotychczas kierował poznańskim oddziałem tej elitarnej komórki organizacyjnej policji.

   Nadkomisarz Lubicz-Stabińska była pierwszą w Polsce kobietą - naczelnikiem CBŚ.  Szefowała wrocławskiej placówce, walczącej głównie z przestępczością zorganizowaną, 9 lat.

   Dymisja ta nie byłaby czymś nadzwyczajnym, gdyby nie wiązano jej - jak pisze Jacek Harłukowicz w dolnośląskiej mutacji Gazety Wyborczej z 26-27.05.2012 - z prokuratorskimi zarzutami wobec jednego z oficerów CBŚ, Jacka K.

   4.08.2011 na ul. Solidarności w centrum Warszawy funkcjonariusz ten spowodował wypadek drogowy. Kierując służbową, nieoznakowaną skodą octavią, próbował zawrócić, w miejscu niedozwolonym. Wykonał manewr tak gwałtownie, że jadący za nim motocyklista przeleciał mu przez maskę samochodu i złamał sobie rękę. Sprawca zdarzenia czym prędzej odjechał, ale świadkowie zdążyli zanotować numer rejestracyjny oddalającego się auta.

    Lubicz-Stabińska może zostać oskarżona o niepowiadomienie o  tym wypadku właściwych organów ścigania. Najprawdopodobniej bowiem była ona pasażerką skody octavii.

   Przesłuchiwana w prokuraturze w charakterze świadka - zeznała, że owszem, jechała tego dnia z Jackiem K. do ambasady Wietnamu, gdzie miała załatwiać jakąś zagraniczną podróż. Nie pamięta (!) jednak, by na trasie doszło do jakiegokolwiek wypadku.

   Nieoficjalnie dziennikarz GW dowiedział się, że prowadzące własne postępowanie Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji ustaliło obecność Lubicz-Stabińskiej w nagle zawracającym samochodzie. Co gorsza, to ona właśnie miała namawiać Jacka K. do ucieczki z miejsca potrącenia motocyklisty.
 
   Na marginesie warto wspomnieć, że kariery Lubicz-Stabińskiej na stanowisku naczelnika CBŚ we Wrocławiu nie przerwało już 4 lata wcześniej aresztowanie jej syna Piotra za posiadanie narkotyków i handel nimi. Przyznał się on wtedy do przyrządzania mieszanek marihuany z innymi ziołami i do sprzedawania tego środka odurzającego m.in. dzieciom.


Mity y hity III Władzy -cz. V - MEGA ŚCIEMA -NIEZAWISŁOŚĆ SĘDZIOWSKA


Pojęcie niezawisłości sędziowskiej jest chyba jednym z najbardziej, zmanipulowanych, niezrozumianych i obrośniętych mitami zasad gwarancji wymiaru sprawiedliwości. Wyjaśnijmy więc co to jest.

1 - Przede wszystkim! - niezawisłość sędziego nie jest ani prawem ani przywilejem sędziego, jak wmówiła nam Trzecia Władza i media!

2 - jest ona natomiast formalno-normatywną gwarancją wymiaru sprawiedliwości. Oznacza to, iż sędziowie wymierzając sprawiedliwość są zawiśli tylko od Konstytucji i innych ustaw i od nikogo innego!

3 - a od sędziego wymaga się zachowania najwyższych standardów moralnych i etycznych, poczucia godności osobistej, honoru, dbałości o dobre imię tak swoje jak i władzy sądowniczej, „...sądząc bowiem postępki ludzkie należy mieć własne sumienie czyste, a ręce – niezawalane”. Powtarzając zaś za Witoldem Hausnerem, sędzia powinien „...odczuwać dotkliwie bolesność bezprawia”, co więcej „...nastawienie na sprawiedliwość nigdy nie może go opuszczać”.

4 - Konstytucja i inne ustawy gwarantują sędziemu, że jeżeli będzie spełniał swoje powinności i spełniał wymogi - jak w punktach 2 i 3 to włos z głowy mu nie spadnie.

Innymi słowy niezawisłość jest niezależnością sędziego w orzekaniu, co nie oznacza natomiast braku podporządkowania służbowego, a kontrola prawidłowości orzeczenia należy wyłącznie do sądu wyższej instancji i odbywała się w trybie określonym prawem.

Według Trybunału Konstytucyjnego na niezawisłość sędziowską składają się następujące elementy:
  • bezstronność
  • niezależność wobec organów (instytucji) pozasądowych,
  • samodzielność sędziego wobec władz,
  • niezależność od wpływu czynników politycznych, zwłaszcza partii politycznych,
  • wewnętrzna niezależność sędziego.

Od 1945r do przemian ustrojowych w 1989r. niezawisłość sędziego ani nie była zagwarantowana “na papierze”, ani nie istniała z oczywistych przyczyn w praktyce. Władza sądownicza już przy “okrągłym stole” zagwarantowała sobie powstanie Krajowej Rady Sądowniczej, która miała gwarantować niezawisłość sędziowską. Ta samorządowa instytucja miała oczyścić szeregi Trzeciej Władzy z wszelkich niecnot i zadbać o jakość władzy sądowniczej w państwie, a więc dbać o społeczny prestiż dla prawa i władzy sądowniczej. Tak społeczeństwo jak i ustawodawca naiwnie wierzyli, że w interesie samych sędziów, KRS będzie dbać o wysokie standardy tego zawodu, a więc również sprawować pieczę nad należytym wykonywaniem obowiązków sędziowskich w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony.
Niebawem niestety okazało się, że KRS sprowadziła swą działalność do poziomu “towarzystwa wzajemnej adoracji” broniącego interesów korporacji. Pod hasłem właśnie niezawisłości i niezależności – oddano temu “związkowi zawodowemu” prawo do wszczynania postępowania dyscyplinarnego sędziów. De facto system dyscyplinowania “się” Trzeciej Władzy to fikcja. Polecam czytelnikom oficjalną stronę internetową KRS. W zakładce “działalność” nie ma nawet ujętej działalności dyscyplinarnej! A przecież w założeniach statutowych jest to jedna z fundamentalnych funkcji tej umocowanej konstytucyjnie instytucji. W imię niezdrowej i coraz bardziej korumpującej i kompromitującej solidarności, instytucja ta na każdą krytykę stanu sędziowskiego – czy to w sprawach fundamentalnych, czy w sprawach drobnych, czy też przede wszystkim w sprawach administrowania pracą sądów – reaguje “alergicznie” i traktuje je jako naruszenie niezawisłości sędziowskiej i niezależności władzy sądowniczej.
Nic dziwnego, iż przeciętnemu Polakowi niezawisłość sędziowska kojarzy się od lat z ciągłymi doniesieniami medialnymi o zagrożeniu tejże. LARUM – nasza NIEZAWISŁOŚĆ zagrożona - wołają sędziowie od ponad 20 lat, a Krajowa Rada Sądownictwa non stop składa, lub grozi złożeniem następnej skargi konstytucyjnej, ponieważ ta czy inna regulacja prawna ma być zamachem na tę niezawisłość. Czasami wydaje się, iż jest to jedyna funkcja tego organu, a stan sędziowski żyje w stanie permanentnego zagrożenia. Tymczasem jest władzą absolutną, nad którą nikt nie ma kontroli, a do tego roszczeniową i pieniacką.
Ciekawostka - Już w starożytności rozpoznawano niebezpieczeństwa, jakie niesie ukonstytuowanie się korporacji zawodowej. Cesarz Rzymski Trajan w korespondencji z namiestnikiem Bitynii Pliniuszem Młodszym na pytanie tegoż – „ Nikodemię zniszczył ogromny pożar. Czy wolno mi powołać ugrupowanie złożone ze 150 strażaków?, - odpowiedział - „ Nie. Każda korporacja, bez względu na nazwę, z pewnością przerodzi się z czasem w ugrupowanie polityczne.”
Trzecia Władza w naszym kraju to około 11 tysięczna grupa pacjentów z urojeniami paranoicznymi i amnezją selektywną.
Urojenia paranoiczne z psychopatologicznego punktu widzenia charakteryzują się osądami, które są możliwe do zaistnienia, a w wyrażanych urojeniowo treściach występuje spójność. W przypadku stanu sędziowskiego te urojenia paranoiczne to między innymi wykreowany mit zagrożenia właśnie niezawisłości sędziowskiej. Sędziowie sami pozbawiając społeczeństwo gwarancji niezawisłości, jak złodziej odwracający od siebie uwagę wołają - „łapać złodzieja”.
Już nie aberracją a patologią jest fakt, iż ci sami sędziowie, którzy na sali sądowej arogancko, arbitralnie i dowolnie olewają Konstytucję i przepisy procesowe, uderzają w wysokie tony i powołują się na tę Konstytucję tylko wtedy, kiedy uważają, iż ich interesy są zagrożone. I to jest właśnie przejaw tej drugiej przypadłości - amnezji selektywnej.
Wykreowany mit zagrożenia niezawisłości sędziowskiej przez władzę wykonawczą i ustawodawczą wykorzystuje cynicznie niewiedzę społeczeństwa i wmawia społeczeństwu, iż niezależne administracyjnie czy też niezależne politycznie sądy ( niezależność sądownictwa) jest tożsama z niezawisłością czy niezależnością sędziego.
Manipulacja czyni pamięć wybiórczą i stwarza tym samym pewną formę zapomnienia, zapatrzenia we własne cierpienie a niepomną na cierpienie innych, nieustannie gotową do wskazywania winnych a niezdolną do najmniejszej samokrytyki. Odepchnięcie przeszłości niewygodnej w imię poprawy obrazu własnego czy wspólnoty, może przerodzić się w obsesję." Paul Ricour Pamięć, historia, zapomnienie.
Nagłaśnianiu i eksponowaniu „cierpień sędziów i wskazywania winnych” służą nie tylko dyżurni eksperci i media, ale też tzw. konferencje naukowe jakie organizuje stan sędziowski. Ostatnio 21 lutego 2012 roku w siedzibie Krajowej Rady Sądownictwa odbyła się konferencja „Niezależność sądów i niezawisłość sędziów gwarancją praworządności i praw człowieka”.

O pozbawianiu społeczeństwa gwarancji praworządności i nagminnym łamaniu praw człowieka przez stan sędziowski nie było ani słówka. Mówcy skarżyli się na niedopuszczalną ich zdaniem zależność sądów od ministerstwa sprawiedliwości. Nie można dopuścić do dyktatu władzy wykonawczej – mówił prof. Bałaban. Przewodniczący KRS sędzia Antoni Górski powiedział: “...Konferencja nasza jest próbą zwrócenia uwagi na niewłaściwe traktowanie sędziów. Po wtóre – jest próbą skorygowania tego spojrzenia. Stopień dojrzałości demokracji mierzy się także szacunkiem pozostałych władz do władzy sądowniczej".

Te parę zdań jest klasycznym przykładem jak zgrabnie żonglując rzeczywistością i popuszczając wodzy fantazji, sędzia Górski kreuje fantastyczną alternatywną rzeczywistość. Nie można dyskutować tylko o kwestiach często wydumanej moim zdaniem zależności sądownictwa od władzy ustawodawczej i wykonawczej w zakresie tworzenia prawa, finansowania ( w tym ustalania wynagrodzeń ), administrowania sądami czy mianowania sędziów, przy całkowitym pominięciu bezspornego faktu, iż sędzia nie jest zawisły od nikogo w przestrzeganiu prawa. Nie można też sędziego, który jest nieusuwalny dożywotnio i ma immunitet zmusić do nieprzyzwoitości, tchórzostwa, oportunizmu, łgania, braku empatii, korupcji, zeszmacenia etc, a to są elementy zawisłości sędziego. A przecież to jest codzienność na sali sądowej, o której Trzecia Władza milczy. Na szacunek trzeba ciężko pracować. A stopień dojrzałości demokracji mierzy się przede wszystkim „jakością” właśnie władzy sądowniczej.

Nie tylko stabilne, spójne i „dobre” prawo, ale przede wszystkim skuteczne prawo czyli przestrzegane prawo i „ręce niezawalane” sędziów stanowi rękojmię niezawisłości sędziowskiej, a w konsekwencji urzeczywistnienia demokratycznego państwa prawa.

Dlatego kwestia, jak zabezpieczyć system władzy sądowniczej przed patologiami jest w Polsce nierozwiązywalna. Jakiekolwiek próby stworzenia takich zabezpieczeń, spotyka się z protestami sędziów, oczywiście pod hasłem...a jakże zamachu na niezawisłość. Obecnie trwa walka o wprowadzony przez ustawodawcę system okresowych ocen pracy sędziów. Abstrahując od wątpliwej skuteczności takiego rozwiązania w uzdrawianiu patologii Trzeciej Władzy, nie jest i nie może być to rozwiązanie wynaturzeniem grożącym sędziowskiej niezawisłości, jak wykazują dobitnie rozważania w powyższej części tego tekstu.

Również próby zmian w modelu administracyjnym sądownictwa spotykają się z ostrą krytyką Trzeciej Władzy, też pod hasłem zamachu na niezawisłość sędziowska. A trzeba pamiętać, iż nie wszystkie czynności wykonywane w sądach mają charakter wymiaru sprawiedliwości – jak na przykład zarządzanie tzw. administracyjnym zapleczem sądu – i jest oczywistym i logicznym jest, iż czynności w tej sferze nie kolidują i nie naruszają niezawisłości sędziowskiej. System oddzielenia zarządzania od sfery „kierowania” pracą sędziów funkcjonuje w wielu krajach europejskich i jest zgodny z postulowaną przez Radę Europy tendencją do odchodzenia od tradycyjnego modelu zarządzania wymiarem sprawiedliwości w kierunku modelu menedżerskiego.
Suma summarum to nie działania władzy wykonawczej (np. Ministerstwo Sprawiedliwości) jest największym i jedynym zagrożeniem niezawisłości sędziowskiej.
Największym zagrożeniem dla tej niezawisłości są sami sędziowie.
CDN

sobota, 26 maja 2012

Lewe prawo (25)


   Dziś komponujące się ze sobą dwa felietoniki - najnowszy i  sprzed paru miesięcy - z mojego bloga.

TRUP PROPAŃSTWOWY

   Nie tylko prawniczy, także dziennikarski półświatek ma swoje paremie. Jedna z pismackich sentencji, starych jak prasa, brzmi: "Nic tak nie ożywia gazety, jak nieboszczyk".

   Przekaziory doniosły właśnie, co zdarzyło się 24.05.2012 na peronie dworca kolejowego w Słupsku. Ze zdezelowanej wersalki, taszczonej w pocie czoła przez dwóch pasażerów do pociągowego bagażnika, wypadł trup - cokolwiek nieświeży, bo około tygodniowy.

   Ustalono, że to doczesne szczątki 59-letniego obywatela, który najwyraźniej poparł rząd czynem i umarł przed terminem. Czyli przed emeryturą.

   Co również nader ciekawe - wyzionął on ducha ponoć jak najbardziej naturalnie, bez niczyjej pomocy. Kolegom nieboszczyka, którzy usiłowali z nim podróżować po naszym pięknym kraju, najprawdopodobniej grozi co najwyżej kara za zbezczeszczenie zwłok.

ZWŁOKI? NIE, "INNE PRZEDMIOTY"

   20.12.2011 niemal w samo południe na skrzyżowaniu ulic Ślężnej i Armii Krajowej we Wrocławiu z ruszającego na zielonym świetle karawanu firmy pogrzebowej wypadł czarny worek z zawartością. Świadkowie nie mieli wątpliwości, że w środku były zwłoki. Karawan zatrzymał się, wysiedli z niego dwaj mężczyźni, przy pomocy noszy pośpiesznie przenieśli worek z powrotem do samochodu i odjechali. Mieli jednak podwójnego pecha: zdarzenie sfilmowali obecni w pobliżu reporterzy telewizji publicznej i pokazali je w dolnośląskich "Faktach". Ponadto załączyli głos właściciela firmy pogrzebowej, że w worku znajdowały się… inne worki.

   Nazajutrz "Fakty" powróciły do tematu. Pracownica pobliskiego szpitala wojskowego potwierdziła, że poprzedniego dnia, tuż przed wspomnianym incydentem na skrzyżowaniu, karawan ten wywiózł stąd ciało zmarłego pacjenta. A prowadząca program poinformowała, że sprawą zainteresowała się prokuratura.

   Na podstawie obu obejrzanych materiałów dziennikarskich wydawało się mi, że śledczy mają proste zadanie. Narzucała się decyzja o niestwierdzeniu znamion przestępstwa, czyli umyślnego znieważenia zwłok.

   Prokuratorzy nie byliby jednak sobą, gdyby nie chcieli się choć troszkę ośmieszyć. Śledztwo, owszem, umorzyli, ale z uzasadnieniem, że nie zebrali wystarczających dowodów, iż z karawanu wypadł nieboszczyk. Jakub Przystupa z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, występujący w "Faktach" z 5.03.2012, powiedział niezbyt fortunnie, przyrównując ludzkie ciało do rzeczy, że w worku przeznaczonym do przewożenia zwłok były "inne przedmioty". Jakie? - tego telewidzowie się nie dowiedzieli…


piątek, 25 maja 2012

Jarosław Krajewski - bohater, jakich nam potrzeba

...żądam ujawnienia wszystkich dotyczących mnie akt i dokumentów -  także "operacyjnych" utworów policyjnych, często gęsto (jak się domyślam ze stawianych tez) opartych o tanie zmyślenia "agentów za stówkę" (tyle wynosi zapłata za "informację" od "współpracownika policji", którym często jest np. barman knajpiany, bo to łatwy sposób na "dorabianie sobie").
...żądam ujawnienia wszystkich dotyczących mnie dokumentów, ponieważ przysługuje mi prawo do polemiki z ich treścią - skoro stanowią one podstawę do podejmowanych względem mnie działań lub decyzji. W szczególności dotyczy to akt sądowych i więziennych. Do dzisiaj (mija już trzeci rok!) nie zrealizowano mojego wniosku z września 2009 roku, o zapoznanie mnie z aktami sprawy XIV Kp 744/09 (sąd rejonowy Kraków-Śródmieście). Zdążono mnie w tej tajnej sprawie skazać zaocznie, wbrew zapewnieniu że zostanę doprowadzony na choćby pierwszą sprawę, zdążono wykonać - wzięty bez wysłuchania oskarżonego - wyrok pozbawienia wolności, a akt sprawy jak nie było - tak nie ma.
...Pan Jarosław Krajewski odnosi sukcesy na polu ujawniania "informacji publicznej". Popatrzcie tylko, jaką gehennę trzeba przejść, żeby dotrzeć do prostych - w gruncie rzeczy - dokumentów. Oto link: http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/1,656388.html
...ile lat zajmą moje starania? Pan Krajewski ma prawo dochodzić odszkodowania - powinien zażądać sądowej równowartości trzech lat życia. Ile kosztuje jedno całe życie? Według znanych mi opinii "europejskich" sądów, jest to kwota rzędu miliona euro. Trzy lata z życia mężczyzny, przy średniej życia około 67 lat, to stanowi jakieś 4% od miliona euro, czyli ca 40 tysięcy euro. Panie Jarosławie, do boju! Powodzenia...

DRB

Lewe prawo (24)


SĘDZIOWSKIE BYSTRZAKI

   Poziom inteligencji sędziów, orzekających w sprawie moich roszczeń odszkodowawczych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, kojarzy się mi z niektórymi dialogami z serii: "humor z sal sądowych".

   1. - Może pan opisać tę osobę?
   - Była średniego wzrostu i miała brodę.
   - Czy to była kobieta, czy mężczyzna?

   2. - Jak zakończyło się pani pierwsze małżeństwo?
   - Śmiercią.
   - Czyją śmiercią?

   3. - I co się stało potem?
   - Powiedział: "muszę cię zabić, bo mógłbyś mnie rozpoznać".
   - I zabił pana?

   Przesadzam? Jeślibyś, jak ja, miał(a) do czynienia z sędziami domagającymi się, abyś udowodnił(a) zrobienie czegoś, czego jednoznacznie zabraniały ci - pod groźbą całkowitej utraty twoich uprawnień finansowych - przepisy ustawowe, z pewnością usprawiedliwił(a)byś moją afektację. I zarazem zrozumiał(a)byś, dlaczego śmieszy mnie taki oto dowcip:

   - Jak na pochodzenie społeczne świadka - zauważył sędzia - odznacza się pan pokaźną inteligencją.

   - Gdyby nie obowiązywała mnie przysięga - zareagował pochwalony - z pewnością odwzajemniłbym komplement.


Oblicza bandytyzmu polskiej policji (2)

Bezprawne, bo niczym nie usprawiedliwione rewidowanie przypadkowych osób na "chybił - trafił". Zwykle po to, aby poznać dane atrakcyjnej dziewczyny, albo okraść przypadkowego pijaczka. Są setki takich relacji.
Wszystko dzieje się zgodnie z przepisami - źródło: http://roninn.wokanda24.pl/32,przeszukanie-prewencyjne-koniecznosc-czy-naduzycie
Mnie osobiście policjant OKRADŁ z 50 złotych przy takiej właśnie "okazji". Po prostu sobie je zabrał spośród blaszek które miałem w kieszeni. I nawet się uśmiechnął (choć nie podziękował).

cdn.

DRB 25.05.2012
[ponieważ mam środowiskowy zakaz publikacji testów, to więcej:  będzie ustnie, w formie vloga :]

czwartek, 24 maja 2012

Lewe prawo (23)


JAK SIĘ SKOMPROMITOWAĆ,

ABY AWANSOWAĆ

   Kiedy Karolina Stocka kierowała Działem Śledczym Prokuratury Rejonowej Wrocław-Fabryczna, najpierw postanowieniem z 26.03.2008 odmówiła wszczęcia śledztwa po moim zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa, zaś postanowieniem z 7.04.2008 - odmówiła także przyjęcia zażalenia na własną decyzję sprzed 12 dni. W ten prosty sposób udaremniła ściganie z urzędu byłej prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - Aleksandry Wiktorow. Zarzucałem jej, że będąc funkcjonariuszką państwową płaciła publicznymi pieniędzmi za swój ekskluzywny kurs języka angielskiego, a ponadto wykorzystywała samochód służbowy wraz z kierowcą do dojazdów na prywatną uczelnię, w której dorabiała wykładami dla studentów. Były to ewidentne przekroczenia uprawnień.

   Następnie Stocka postanowieniem z 18.08.2008 odmówiła wszczęcia śledztwa po moim ponownym zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa nie tylko przez Wiktorow, lecz również przez 9 innych osób: Wandę Pretkiel, Antoniego Malakę, Annę Kapucińską, Danutę Marciniszyn, Pawła Wypycha, Sylwestra Rypińskiego, Halinę Wolińską, Jarosława Sochę i Grażynę Melanowicz. Pani prokurator stwierdziła, że sabotowanie polityki prozatrudnieniowej państwa przez tych funkcjonariuszy ZUS "mieściło się w granicach prawa", zaś w represjonowaniu mnie na podstawie przepisu premiującego aktywność zawodową "brak znamion czynu zabronionego".

   Na dokładkę ta sama Stocka postanowieniem z 19.03.2009 raz jeszcze odmówiła wszczęcia śledztwa po moim kolejnym zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa przez wyżej wymienionych. Jej zdaniem, zastosowanie przez aparatczyków ZUS przepisu promocyjnego (mającego nagradzać mnie za podjęcie pracy) w celu represyjnym (co poskutkowało samowolnym niewypłacaniem mi przez ponad 9 miesięcy należnego świadczenia przedemerytalnego) nie jest niczym niedozwolonym.

   Niebawem Sąd Okręgowy we Wrocławiu, w prawomocnym wyroku z 29.04.2009, jednoznacznie orzekł bezprawność decyzji funkcjonariuszy ZUS, które wedle Stockiej były jak najbardziej legalne! Kompromitacja totalna.

    Przy pomocy guglarki dowiedziałem się, że dziś ta funkcjonariuszka organu ścigania nazywa się Karolina Stocka-Mycek i jest zastępcą prokuratora rejonowego Prokuratury Rejonowej Wrocław-Psie Pole. Wszystkiego najlepszego w życiu małżeńskim i gratuluję kariery!


Lewe prawo (22)


WYJAŚNIAM KOMU TRZEBA

   Żeby była jasność: już od dłuższego czasu nie walczę w internecie o pieniądze, z których zostałem okradziony przez sędziów "w imieniu RP". Pogodziłem się z tym, że złodzieje mi forsy nie oddadzą, no i mam ten komfort, że bez niej zanadto nie zubożeję.


   Walczę - nie szczędząc czasu i nie dając się zastraszyć - o praworządność, której niektórzy sędziowie (ci wymieniani przez mnie z imienia i nazwiska) są zakałą. Uważam zwłaszcza, że immunitet nie powinien ich chronić przed odpowiedzialnością karną za przestępcze orzekanie niezawiśle od litery ustaw.

Link do hasła "praworządność" w Wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Praworz%C4%85dno%C5%9B%C4%87


niedziela, 20 maja 2012

Lewe prawo (21)


MĄŻ SWOJEJ ŻONY

   Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu publikuje na stronie internetowej www.13grudnia81.pl "elektroniczny inwentarz archiwalny akt spraw karnych z okresu stanu wojennego". Znajdują się tam opisy dokumentów, które ocalono od zniszczenia. Każdy zainteresowany może zapoznać się z zachowanymi "świadectwami represji ze strony władzy w stosunku do obywateli" w tamtym czasie.

   Zaintrygowała mnie ta część katalogu, która dotyczy porucznika Bogusława Barnaszewskiego z Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Zawiera ona informacje o orzekaniu przez niego -w charakterze sędziego społecznego, czyli ławnika - w trwającej od 26.11.1982 do 14.02.1983 sprawie karnej przeciwko Krzysztofowi Majcherowi, synowi Janusza, urodzonemu 16.08.1951. W samochodzie tego nieszczęśnika "znaleziono wydawnictwa drugoobiegowe [rozpowszechniane z ominięciem PRL-owskiej cenzury prewencyjnej - przypisek mój], które zostały mu przekazane do przechowania". To wystarczyło do zarzucenia Majcherowi, że - cytuję bełkot z aktu oskarżenia - "w dniu 24.11.1982 r. w Warszawie, posiadając wiarygodną wiadomość o dokonanym przestępstwie z art. 48 ust. 3 w zw. z art. 48 ust. 2 dekretu z dnia 12.12.1981 r. o stanie wojennym, nie zawiadomił niezwłocznie o nim organu powołanego do ścigania przestępstw, jak i zataił znane mu okoliczności dotyczące tego czynu, a w szczególności nazwisko sprawcy przestępstwa".

   Za tę "zbrodnię" Barnaszewski, wespół z kapitanem Krzysztofem Plichtowiczem i porucznikiem Wiesławem Woźniakiem, skazał "winnego" cywila na karę jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na dwa lata i na 10 tys. zł grzywny, a ponadto obciążył go kosztami postępowania sądowego na kwotę 5 tys. zł. Przed wyrokiem Majcher zdążył odsiedzieć 42 dni w areszcie, akurat w szczególnym okresie świąteczno-noworocznym.

   Co łączy Bogusława Barnaszewskiego i Ewę Barnaszewską (prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu, członka Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa)? Małżeństwo i ich córka Marta Barnaszewska. O dziwo, ona sędzią nie jest. Jest "tylko" radcą prawnym.


Lewe prawo (20)


SKAZYWAŁ W STANIE WOJENNYM

I MA SIĘ DOBRZE

   Na stronie internetowej Radia Opole znalazłem publikację pt. "Sędziowie w stanie wojennym". Opisano w niej ruchy kadrowe w miejscowym sądzie garnizonowym tuż po 13.12.1981.

   Jest również informacja, że szef tej placówki, 30-letni wtedy kapitan Zbigniew Matacz, już pierwszego dnia zorientował się, iż niektórzy prawnicy, zmobilizowani naprędce do skazywania działaczy opozycji demokratycznej, nigdy wcześniej nie orzekali. Wystarał się więc w Wojskowej Komendzie Uzupełnień o wymianę adwokatów na sędziów. Tak do składu sądu garnizonowego dołączył m.in. Andrzej Niedużak.

    Matacz nie żyje. Popełnił samobójstwo. Niedużak ma się dobrze. Jest prezesem Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.


    W 2011 Trybunał Konstytucyjny uznał dekrety o stanie wojennym, na podstawie których skazywano PRL-owskich opozycjonistów, za nielegalne. Co nie przeszkadza Niedużakowi być numerem 1 sądownictwa w południowo-zachodniej części III RP i członkiem działającej przy ministrze sprawiedliwości Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego.

ADWOKAT,

SYN SĘDZIEGO I NOTARIUSZKI

   Chociaż o życiu prywatnym wrocławskich sędziów wiem niejedno, zachowuję tę swoją dziennikarską wiedzę dla siebie. Wyjątkiem niepodlegającym ochronie danych osobowych jest działalność członków rodzin funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości na forum publicznym.

   Spieszę więc donieść, że Marek Florian Niedużak, syn Andrzeja (sędziego - prezesa Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu) i Anny (rejentki mającej swoją kancelarię notarialną w Opolu) w 2011 w Warszawie pomyślnie zdał egzamin adwokacki. Cała ta trójca to żywy przykład, jakim świetnym interesem familijnym może być tubylcze prawo.

   Nie sposób nie zauważyć, że klan Niedużaków obstawił zawody najbardziej popłatne. Zostawiając innym rodom więcej miejsca w prokuraturze i pomniejszym prawniczym badziewiu.

   Gratulacje dla taty, mamy i ich udanego dziecka!


sobota, 19 maja 2012

- trzeba zburzyć Wawel, zaorać Łazienki...

...anonimowy pielgrzym z niepozornym plecaczkiem wybiera się na Wawel, i zachodzi uzasadniona obawa, że wskutek tej wizyty - Wawel przestanie istnieć, nie licząc pozostałych po nim zgliszcz i rumowiska. Ile to będzie kosztowało?
...bo podobno nie ma możliwości - z uwagi na "zbyt wysokie koszty" - m.in.  powtórzenia wszystkich procesów (karnych i cywilnych), w których oskarżali i orzekali asesorzy - co było czystym bezprawiem, jak orzekł to jednoznacznie Trybunał Konstytucyjny RP.
...anonimowy pielgrzym z niepozornym plecaczkiem wybiera się do Warszawy, i zachodzi uzasadniona obawa, że wskutek tej wizyty - przestaną istnieć obiekty chroniące najcenniejsze zbiory narodowych świadectw kultury.
...bo podobno nie ma możliwości - z uwagi na "zbyt wysokie koszty" - szybkiej i sprawnej naprawy oczywistych błędów i skandali procesowych, jakich w swoim dorobku ma 3/4 RP już dobrych kilka tysięcy.
...anonimowy pielgrzym z niepozornym plecaczkiem nie ma już nic do stracenia, bo stracił już nawet cierpliwość. Czekam już tylko na jego nieuchronną wizytę. Na nic więcej czekać nie warto. Bo czekanie też przestaje się opłacać.

Dariusz R. Bojda
[19 maj 2012]

czwartek, 17 maja 2012

Lewe prawo (19)

   Ponieważ ta afera jest przykrywana w mediach przez tzw. tematy zastępcze typu: co kto komu powiedział - poniżej powtarzam tekst o niej, który zamieściłem przed niespełna tygodniem w swoim blogu.


   Uzupełnieniem niech będzie wpis o dwa dni wcześniejszy - świadczący, że korupcja we wrocławskim środowisku prawniczym może mieć znacznie poważniejsze rozmiary.

ODPRYSK GNOJÓWKI

Z PROKURATORSKIEGO SZAMBA

   Zdaniem funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Anna Monika Molik, szefowa Prokuratury Rejonowej Wrocław-Krzyki Zachód, przyjęła 100 tys. zł łapówki za działanie na korzyść jednego z przedsiębiorców. Był nim niegdysiejszy burmistrz Świebodzic i senator Unii Demokratycznej - Jan Wysoczański, mający w swym życiorysie karę za handel kradzionymi samochodami.
   Z rewelacji, upublicznionych przez Rzeczpospolitą z 10.05.2012 oraz przez Gazetę Wyborczą i Gazetę Wrocławską z 11.05.2012, wynika, że Molik otrzymała te pieniądze za wszczęcie śledztwa w sprawie przestępstwa, którego w rzeczywistości nie było. Dowodem na korupcję pani prokurator są stenogramy z podsłuchanych przez CBA rozmów telefonicznych.
   Rzecz dotyczyła sporu o atrakcyjną działkę w Bielanach Wrocławskich. Jej właścicielem był dolnośląski biznesmen pochodzenia serbskiego, Refik Zulic. W roku 2009 działkę chciał przejąć - za rzekome długi - Wysoczański. Reprezentujący go adwokaci: Agnieszka Godlewska i Ryszard Bedryj do załatwienia interesu po myśli swego klienta mieli zaangażować zaprzyjaźnioną z nimi prokurator Molik.
   Do prasy przeciekły m.in. fragmenty telefonicznych rozmów między obojgiem mecenasów. "Chciałam ci tylko powiedzieć - donosiła Godlewska Bedryjowi - że Monia [czyli Molik - przypisek mój] chyba jest w bardzo pilnej potrzebie. Tak zwany wiatr w kieszeniach jest". Innym razem relacjonowała: "Ona [Molik] nic nie zrobi, dopóki nie będzie hajsu! Powiedz mu (Wysoczańskiemu), że jest frajerem, bo mógłby mieć to w tym tygodniu załatwione".
   Anna Monika Molik szefową Prokuratury Rejonowej Wrocław-Krzyki Zachód została w roku 2008. Wcześniej była w niej szeregowym prokuratorem.
   Awansowała wkrótce po śledztwie w głośnej sprawie posła Prawa i Sprawiedliwości, Dawida Jackiewicza. Uderzył on albo - jak sam utrzymuje - odepchnął pijanego mężczyznę, który zaczepiał jego żonę i kilkuletniego syna. Zaatakowany zmarł po tygodniu w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Molik tę sprawę umorzyła, zaś w uzasadnieniu swej decyzji napisała, że śmiercionośny cios posła był "adekwatny do sytuacji".
   PS. Jeszcze 11.05.2012 Molik podała się do dymisji.

NA TROPIE KORUPCJI

WE WROCŁAWSKICH SĄDACH

   Tytuły z dzisiejszych (9.05.2012) dolnośląskich dzienników: "Początek gigantycznej sądowej afery korupcyjnej?" (Gazeta Wrocławska, wersja elektroniczna) i "Popłoch w wymiarze sprawiedliwości" (wrocławska mutacja Gazety Wyborczej, wersja papierowa) - brzmią sensacyjnie. I wygląda na to, że odzwierciedlają ponurą prawdę.
   "Tajemnicza akcja CBA i krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu. Wczoraj zatrzymany został Mirosław M., doradca prawny, były pracownik jednej z wrocławskich firm zarządzających mieszkaniami komunalnymi. Zarzucono mu powoływanie się na wpływy w wymiarze sprawiedliwości. Za łapówkę miał podjąć się załatwienia korzystnego wyroku w sądzie apelacyjnym oraz przyspieszenia śledztwa w jednej z wrocławskich prokuratur rejonowych" - relacjonuje Marcin Rybak w Gazecie Wrocławskiej.
   "Trwa ogromne śledztwo w sprawie szeregu przestępstw korupcyjnych, do których w latach 2008-2009 miało dochodzić w organach wymiaru sprawiedliwości i administracji publicznej we Wrocławiu. Dotychczas zatrzymano jedną osobę, podejrzaną o przyjęcie 100 tys. złotych łapówki" - ujawnia Jacek Harłukowicz w Gazecie Wyborczej.
   Prokurator Piotr Kosmaty z PA w Krakowie i rzecznik CBA Jacek Dobrzyński tylko oficjalnie potwierdzają, że takie śledztwo jest rzeczywiście w toku. O jakie konkretnie przestępstwa chodzi, to na razie tajne przez poufne.
   Wczoraj (8.05.2012) funkcjonariusze organów ścigania dokonali przeszukań w kilku miejscach Wrocławia. Przesłuchiwali też kolejne osoby na temat szokujących ponoć związków korupcyjnych miejscowych biznesmenów, adwokatów, sędziów i prokuratorów. Możliwe są następne zatrzymania.
   Zwracam uwagę, że sprawę prowadzą śledczy z Krakowa. Z miasta byłego sędziego, a obecnie prokuratora generalnego - Andrzeja Seremeta.
   Znający realia tzw. wymiaru sprawiedliwości we Wrocławiu twierdzą, że trudno tu o korzystny wyrok sędziego bez pośrednictwa adwokata. A mnie w mojej sprawie przeciwko bezprawnym decyzjom Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wydawało się, że wystarczy udokumentować straty finansowe w dokładnością do jednego grosza i umieć samemu - bez pomocy mecenasa - udowodnić zasadność swoich roszczeń odszkodowawczych…


środa, 16 maja 2012

Lewe prawo (18)


KU PAŃSTWU SĘDZIOTEISTYCZNEMU,

CZYLI ROZSTRÓJ USTROJU

   Obywatele pokrzywdzeni przez tzw. wymiar sprawiedliwości III RP - zapamiętajcie ten cytat: zarówno prezesi sądów, jak i rzecznicy dyscyplinarni sędziów „nie mają uprawnień do ingerencji w treść wydanych przez sądy orzeczeń”. Zrozumieliście? To powtarzajcie sobie te słowa jak mantrę, zamiast np. bezproduktywnie skarżyć się prezydentowi państwa, premierowi, ministrowi sprawiedliwości, posłom czy rzecznikowi praw obywatelskich na niezawisłe od ustaw orzeczenia sądowe. Na podstawie własnych doświadczeń wiem, że na szukanie pomocy u nich (i innych funkcjonariuszy publicznych też) po prostu szkoda czasu!

    Wzmiankowany cytat pochodzi z pisma z 1.10.2010, skierowanego do mnie przez sędziego Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu - Marcina Cieślikowskiego. Oddelegowanego wówczas na  krótko do pełnienia obowiązków ogólnokrajowego rzecznika dyscyplinarnego sędziów (wcześniej był i obecnie nadal jest rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów dolnośląsko-opolskich).


   Kto zatem ma uprawnienia do ingerencji w treść skandalicznych wyroków i postanowień sądowych - prawomocnych, ale niezgodnych z prawem? W III RP nikt poza samymi sędziami, a i to wyjątkowo! Specyficznych, bo nietykalnych przestępców (ich znak rozpoznawczy: fioletowy żabocik przy czarnej todze) skutecznie chronią „Cieślikowscy”. A im wszystkim naraz całkowitą bezkarność za orzeczniczą samowolkę gwarantują dożywotnie immunitety.

   Najwyższy czas na larum: taka trzecia władza - znaczy: niekontrolowana przez nikogo spoza tego nieprawdopodobnie zdeprawowanego środowiska - sprawia, że postępuje rozstrój ustroju! Trwa proces przekształcania się namiastki państwa prawnego w zagrażające demokracji i sprzyjające autorytaryzmowi państwo (to neologizm chyba wymyślony przez mnie) sędzioteistyczne.


poniedziałek, 14 maja 2012

Lewe prawo (17)



   Bezmyślność reprezentantów tzw. wymiaru sprawiedliwości III RP bywa niewyobrażalna, co zilustruję paroma cymesikami.

SĄD PISZE DO PSA

   Kilka lat nazad medialną karierę robiła sznaucerka Saba, własność ówczesnego "trzeciego bliźniaka" Ludwika Dorna. Kiedy jej pan został marszałkiem Sejmu, ona była ponoć pierwszym psem (ale z pewnością nie pierwszą suką - jak dodawali znawcy wszelkich istot rodzaju żeńskiego) wałęsającym się w tę i we w tę po polskim parlamencie.

  
   Już po zdobyciu krajowej sławy sznaucerka otrzymała list polecony za zwrotnym potwierdzeniem odbioru, datowany 8.01.2009. Na kopercie napisano czarno na białym, że nadawcą jest "Sąd Rejonowy, I Wydział Cywilny, ul. Kołłątaja 6, 83-110 Tczew", zaś adresatem "Pani Saba Dorna, ul. Koszykowa 10, 00-564 Warszawa". To jak najbardziej prawdziwy adres biura poselskiego byłego marszałka. Korespondencja zawierała postanowienie z 29.12.2008 o umorzeniu sprawy o sygn. akt I C 2/08, wszczętej przeciwko pozwanej Sabie Dornej. A pozwał ją jakiś znany "wymiarowi sprawiedliwości" pojeb, który ma takie hobby: procesuje się z wszystkimi o wszystko.

   Próbujący wyjaśnić nieporozumienie asystent posła Ludwika Dorna - Grzegorz Owsianko poczuł klimaty rodem z "Procesu" Franza Kafki:

   - Pewien obywatel jest cięty na sąd w Tczewie i usiłuje wystawić go na pośmiewisko. Wysyła absurdalne pisma, a sąd bierze je na poważnie i udziela jeszcze dziwniejszych odpowiedzi, pisanych tak bełkotliwie, że nic z nich nie wynika - poskarżył się jednemu z dziennikarzy.

   Saba - zwierzę, w przeciwieństwie do niektórych urzędników tzw. wymiaru sprawiedliwości, inteligentne - miała możliwość przeczytać list do siebie. Lektura bełkotu musiała być dla niej wstrząsającym przeżyciem, bo wkrótce potem wzięła i zdechła.

SĄD POSZUKUJE 227-LATKI


   22.08.2009 w "Gazecie Wyborczej" wydrukowano na koszt podatników anons o treści: "Sąd Rejonowy w Bydgoszczy informuje, iż pod sygn. akt II Ns 2028/09 z wniosku Skarbu Państwa - Wojewody Kujawsko-Pomorskiego w Bydgoszczy toczy się postępowanie o uznanie za zmarłą Sophie Gotheldine Bohm z domu Tiemann, ur. 24 grudnia 1782 r. w Gorzowie Wielkopolskim, żony Augusta Bohm, zamieszkałą w Bydgoszczy do dnia 1 października 1847 r. Wzywa się zaginionego, aby w terminie 3 miesięcy od ukazania się ogłoszenia zgłosił się, gdyż w przeciwnym razie może być uznany za zmarłego. Wzywa się wszystkie osoby, które mogą udzielić wiadomości o zaginionym, aby w powyższym terminie przekazały je Sądowi. Sędzia SSR Sylwia Roszak".

   Spieszę donieść, że w datach urodzenia i zaginięcia pani Bohm nie ma żadnej pomyłki. Ona naprawdę przyszła na świat prawie 227 lat temu (licząc do roku 2009), a zniknęła bez śladu 65 lat później.

   Żenującą głupotę sędzi Roszak mógłbym rozgrzeszyć tylko jej świadectwem głębokiej wiary w Pismo Święte. W Biblii bowiem jest przecież, że niejaki Matuzalem - człowiek jak najbardziej - miał żyć nawet 969 lat.