Łączna liczba wyświetleń

środa, 25 kwietnia 2012

Lewe prawo (10)


   Dziś zestaw dwóch felietoników z mojego bloga, które „coś tam, coś tam” łączy.



REDAKTOR NIEDUŻAK


OŚMIESZA SĘDZIEGO


   Wyszperałem w internecie, że wiosną 2011 polski rynek prasowy wzbogacił się o miesięcznik "Mida. Magazyn dla prawników". W rubryce "Piszą dla nas" jest m.in. fotka Andrzeja Niedużaka i takie info o nim:

   "Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Pracę zawodową rozpoczynał w sądach okręgu opolskiego. Obecnie sędzia i prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego. Autor glos do wyroków Sądu Najwyższego i artykułów związanych z funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości. Specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących procesu cywilnego, odpowiedzialności dyscyplinarnej w zawodach prawniczych, reprezentacji procesowej i zasad odpowiedzialności Skarbu Państwa. Pasjonat historii Polski. W wolnym czasie zajmuje się ogrodem i hoduje warzywa ekologiczne".

   Rozumiem, że wizytówka wymaga skrótowości, podziwiam jednak treść drugiego ze zdań, w którym Niedużak zręcznie ukrył fakt orzekania w stanie wojennym w Wojskowym Sądzie Garnizonowym w Opolu.

   Ale nie czepiajmy się drobiazgów, tylko poczytajmy, o czym i co szef sędziów południowo-zachodniej Polski w periodyku "Mida" pisze. W internecie (pełna wersja papierowa nie wpadła w moje łapska) znalazł się taki fragment jego publikacji, zatytułowanej "Wynaturzony formalizm sądowy" (cytuję bez adiustacji):

   "W nieodległej przeszłości wrocławski sąd apelacyjny rozpoznawał zażalenie na postanowienie sądu okręgowego, odmawiające sporządzenia i doręczenia stronie pozwanej odpisu wyroku wraz z uzasadnieniem. Sąd pierwszej instancji twierdził, że stosowny wniosek strony w ustawowym terminie 7 dni od ogłoszenia wyroku nie wpłynął. Sprawa jest godna uwagi z racji okoliczności faktycznych towarzyszących wydaniu zaskarżonego orzeczenia, motywów rozstrzygnięcia, a także dlatego, że nie była to sprawa precedensowa.

   W opisywanej sprawie profesjonalny pełnomocnik strony pozwanej złożył w terminie tygodniowym od ogłoszenia wyroku pisemny wniosek „o doręczenie uzasadnienia wyroku”. Sąd pierwszej instancji był zdania, że tak sformułowany wniosek jest niewystarczający, gdyż aby uzasadnienie doręczyć, trzeba je najpierw sporządzić, a wniosek „o sporządzenie” uzasadnienia wyroku nie został złożony. Pozwana złożyła zażalenie do sądu apelacyjnego argumentując, że składając (w terminie) wniosek o doręczenie uzasadnienia wyroku, domagała się w sposób oczywisty jego wcześniejszego sporządzenia. Sąd drugiej instancji nie miał żadnych wątpliwości. Uchylił zaskarżone postanowienie i nakazał sądowi pierwszej instancji zwrócenie stronie pozwanej opłaty sądowej pobranej od zażalenia.

   Sąd odwoławczy określił stanowisko wyrażone w zaskarżonym postanowieniu jako „kuriozalne” i „nie do przyjęcia”. Wskazał, że art. 328 § 1 k.p.c. zakreśla ramy czasowe dla złożenia wniosku. Oczywiste jest natomiast, że żądanie doręczenia uzasadnienia orzeczenia zawiera w sobie wniosek o jego sporządzenie. Z kolei, gdyby wniosek ograniczał się do żądania sporządzenia uzasadnienia, to oznaczałby nie tylko obowiązek jego sporządzenia, ale i doręczenia wnioskującemu (por. Postanowienie SA we Wrocławiu z 21 grudnia 2009 r., sygn. akt I ACz 1635/09)".

   Z mojego dziennikarskiego punktu widzenia, Niedużak pisze, jak na prawnika przystało, cokolwiek bełkotliwie, ale jednak pouczająco, co zasługuje na pochwałę. Nie wiem tylko, czy miał intencję ośmieszenia inteligencji sędziego z okręgówki - bo jeśli miał, to się mu udało.



PÓŁGŁÓWEK ORZEKŁ


   To już nie jest tylko lekkie upośledzenie umysłowe, czyli debilizm. To jest kompletne kalectwo, czyli idiotyzm.

   Od dłuższego czasu jestem pod wrażeniem postanowienia pewnego sędziego Sądu Okręgowego w Legnicy, który odmówił pozwanemu "doręczenia uzasadnienia wyroku", ponieważ wnioskujący nie poprosił o "sporządzenie" takowego dokumentu. Rzeczony aparatczyk Temidy najwyraźniej nie był zdolny pojąć, że aby jakiekolwiek pismo doręczyć, trzeba je najsampierw sporządzić - inaczej się nie da.

   Nie wiem, kim legnicki sędzia jest: blondynem czy blondynką (myślę nie o kolorze włosów pani lub pana, lecz o jego lub jej pustej głowie). Wiem, że to kompromitujące orzeczenie musiał prostować i naprawiać - postanowieniem z 21.12.2009 - sam Sąd Apelacyjny we Wrocławiu. A prezes tegoż, Andrzej Niedużak, nawet sobie dorobił do pensji (jeśli przypadkiem zrezygnował z wierszówki, z góry przepraszam za moje dziennikarskie domniemanie), opisując tę historyjkę w "Midzie" - specjalistycznym miesięczniku dla prawników. Dodał przy okazji, że wcale nie była to sprawa precedensowa.

   Ratunku! O prawach obywateli w III RP decydują intelektualni inwalidzi!





środa, 18 kwietnia 2012

Lewe prawo (9)





TRZYMAJ POWAGĘ:

PRAWO W III RP DZIAŁA!


   Krzepiąca wieść dla złodziei kradnących miliony: możecie spać spokojnie, bo nasi bohaterscy aparatczycy "państwa prawa" mają kogo i za co ścigać i sądzić.


   Obywatelka Helena Kołton z Zawiercia zaalarmowała policję, że nieznany sprawca ukradł jej, wystawiony na noc za okno, garnek z rosołem. Poinformowały o tym całą Polskę i kawałek świata same TVN-owskie "Fakty".


   - Już, niestety, naszego kochanego garnka nie było. I kochanej zupy też - wspominał przed kamerą wyraźnie zdegustowany (zniesmaczony?) obywatel Wiesław Kołton, osobisty mąż Heleny.


   - Zupy, zakładamy, że nie odzyskamy. Ale garnek, jest szansa - dodał z urzędowym optymizmem nadkomisarz Andrzej Świeboda.


   A że to nic śmiesznego, niech zaświadczy Kodeks karny. Za kradzież garnka (rosół gratis) złodziejowi grozi do 5 lat więzienia.


   Wyroku nawet dwukrotnie wyższego - doniesiono w tychże "Faktach" - może się spodziewać sprawca kradzieży z włamaniem do jednej z chałup w Nowej Soli. Łup złodzieja to dwie zupy w puszce (pomidorowa i gulaszowa) oraz płyn do mycia naczyń na dokładkę.


   Oczywiście, jeśli sprawcy podpierdolenia zup zostaną złapani, sąd nie wymierzy im kary maksymalnej, a nawet w ogóle ich nie wsadzi do kryminału, bo przecież - co "Fakty" przegapiły - kradzież mienia o wartości poniżej 250 zł to nie przestępstwo, ino wykroczenie. Ale sprawą będzie się musiał - ku chwale "państwa prawa" oraz ku uznaniu państwa Kołtonów i innych ofiar podobnych zbrodni - zająć. Pracę zyskają też: przypadkowo prokuratorzy, zawsze do usług adwokaci, a może i biegli od zup. Nasze - stanowione przez (p)osłów - prawo nie przewiduje bowiem w takich przypadkach obligatoryjnego umorzenia postępowania ze względu na znikomą szkodliwość czynu.







wtorek, 17 kwietnia 2012

Lewe prawo (8)


OSKARŻAM SĘDZIÓW

   Przekonałem się osobiście, że w III RP, zwanej jak na ironię "państwem prawnym", immunitet zapewnia sędziom, choć nie powinien, orzeczniczą bezkarność. Nawet wtedy, gdy wyrokując uzurpują sobie niezawisłość od ustaw z konstytucją na czele. Na szczęście w nieszczęściu dla upodlanych ofiar sędziowskiej samowolki, w czasach wolności słowa i nie dającego się ocenzurować internetu immunitet nie gwarantuje ochrony przed obywatelskim oskarżeniem. I przed osądem społecznym.

   Występując tu nie tylko w swoim własnym interesie, publicznym również - zarzucam sędziom, orzekającym w sprawie moich roszczeń odszkodowawczych za nielegalne i skutkujące stratami finansowymi decyzje urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, popełnienie kilku przestępstw, na które są stosowne paragrafy w Kodeksie karnym.  Mam na myśli nadużycie władzy (art. 231), kradzież (art. 278), podżeganie (art. 18) i - co prawda tylko incydentalnie, ale jednak - zastraszanie (art. 190).

   To sentencja oskarżenia. Teraz krótkie uzasadnienie.

   Po pierwsze: stałem się ofiarą sądowego przestępstwa przekroczenia uprawnień. Wrocławscy funkcjonariusze tzw. wymiaru sprawiedliwości: Anna Sobczak, Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska, Izabela Bamburowicz, Urszula Kubowska-Pieniążek, Beata Stachowiak, Ewa Gorczyca, Grażyna Josiak i Czesław Chorzępa nadużyli swej władzy, orzekając niezawiśle od ustaw, którym podlegają na podstawie art. 178 ust. 1 Konstytucji RP. Na wszystkich etapach postępowania, z odwoławczym włącznie, w ogóle nie uwzględnili, dotyczących meritum sporu, przepisów ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Mało tego: Kubowska-Pieniążek (recydywistka w tym towarzystwie) oraz Josiak i Chorzępa, rozpatrując ostatnią z możliwych skarg, zlekceważyli ponadto jeden z wyroków Sądu Najwyższego, zbieżny z moją interpretacją litery obowiązującego prawa.

   Po drugie: poczułem się jak okradziony przez dziewięcioro wymienionych sędziów z należnych mi pieniędzy. Szukałem sprawiedliwości, trafiłem na złodziei na państwowych posadach. W efekcie nie otrzymałem ani grosza odszkodowania. Mimo że obliczyłem precyzyjnie, na podstawie oficjalnego dokumentu ZUS, ile mogłem dorobić do świadczenia przedemerytalnego, nielegalnie mi blokowanego przez ponad 9 miesięcy (byłem wtedy zmuszony utrzymywać swój status bezrobotnego, co oznaczało zakaz dorobienia choćby symbolicznej złotówki). Z tzw. widełek wyszło z niezwykle rzadką dokładnością do jednego grosza, że straciłem minimum 4.548,86 zł, a maksimum 15.831,42 zł. Dostałem tylko 3 tys. zł zadośćuczynienia za doznane uszczerbki moralne i zdrowotne. Kwota ta, wzięta "z sufitu", jedynie wyrównała mi poniesione i niezwrócone opłaty sądowe. Gdybym czas poświęcony na walkę o praworządność i na pisma procesowe przeznaczył na publikacje dziennikarskie, zarobiłbym wielokrotnie więcej (tzw. wierszówki).

   Po trzecie: byłem podżegany przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz do czynu zabronionego. Bo czymże innym jest domaganie się ode mnie, abym udowodnił, że próbowałem podjąć pracę zarobkową w czasie, w którym nie pozwalały mi na to przepisy ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy? Tylko w ten sposób (sic!) mogłem spełnić absurdalną, w tym konkretnym przypadku, zachciankę owego orzeczniczego kwartetu i wykazać swoje prawo do odszkodowania. To był chyba najwyższy ze szczytów prawniczego debilizmu i bandytyzmu w mojej sprawie.

   I po czwarte: raz poczułem się zastraszony przez szefową wspomnianych sędziów, Ewę Barnaszewską (wówczas wiceprezes, a obecnie prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu). Przed blisko trzema laty, w maju 2009, zagroziła mi ona odpowiedzialnością karną za "naruszanie powagi wymiaru sprawiedliwości", gdy w jednym z przesłanych mejlem felietoników z mojego bloga stwierdziłem wzburzony, że damski tercet: Sobolewska-Hajbert, Kuczyńska i Bamburowicz, podtrzymując debilny wyrok Sobczak, "wlazł - opisując niearomatycznie, ale za to plastycznie - w ZUS-owskie gówno i się nim utytłał".

   Marzę o oskarżeniu mnie przez sędziów do dziś. To byłaby bowiem szansa, aby wreszcie ktoś z decydentów rzetelnie przeanalizował moje zarzuty wobec orzeczniczych bezprawników i przykładnie ich rozliczył z hucpiarskiej samowolki.




poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Lewe prawo (7)


SĄDOWA PIRAMIDA

BEZKARNYCH BEZPRAWNIKÓW


   Konstytucja RP, art. 178 ust. 1:

   "Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom".

   Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, art. 2:

   "Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza to osobę (…) niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej".

   Ustawa o świadczeniach przedemerytalnych, art. 2:

   "Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie co najmniej 6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta spełnia łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako bezrobotna".

   Kodeks karny, art. 231 par. 1:

   "Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

   Fundamentalna paremia prawnicza:

   "Iura novit curia" (Sąd zna prawo).

   Z powyższego zestawu cytatów dla jako tako inteligentnego czytelnika wynika jednoznacznie, że:

   1. Sędziowie, będący niewątpliwie funkcjonariuszami publicznymi, są wprawdzie niezawiśli, ale nie od ustaw z konstytucją na czele.

   2. Osoba zarejestrowana w urzędzie pracy jako bezrobotna nie może legalnie dorobić nawet symbolicznej złotówki - skutkowałoby to bowiem utratą zarówno zasiłku, jak i prawa do świadczenia przedemerytalnego.

   3. Jeśli znający - patrz paremia - przepisy sędzia nie bierze tego wymuszonego ustawowo zakazu aktywności zawodowej pod uwagę przy rozstrzyganiu zasadności pozwu o odszkodowanie za wyliczalne - jak rzadko - z dokładnością do grosza straty finansowe, popełnia oczywiste przestępstwo przekroczenia swoich uprawnień (nadużycia władzy).

   Proste jak konstrukcja cepa? Nie dla sędziów orzekających w sprawie moich roszczeń pieniężnych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za bezprawne (fakt bezsporny) blokowanie mi przez ponad 9 miesięcy należnego świadczenia przedemerytalnego, którego pobieranie pozwala - w przeciwieństwie do zasiłku dla bezrobotnych - na limitowaną kwotowo pracę zarobkową.

   To logiczne rozumowanie okazało się czymś ponad możliwości intelektualne Anny Sobczak, autorki debilnego wyroku z 10.06.2008, ówczesnej asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście. Przyznała mi tylko 3 tys. zł zadośćuczynienia (nie rekompensując nim choćby samych kosztów procesu), odmówiła natomiast jakiegokolwiek odszkodowania (bo jakoby nie udowodniłem strat finansowych, skądinąd oczywistych dla każdego legalisty potrafiącego sensownie zinterpretować literę ustaw o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o świadczeniach przedemerytalnych).

   W imię iście mafijnej solidarności zawodowej, niedorzeczne orzeczenie Sobczak podtrzymały pozornie od niej mądrzejsze i bardziej doświadczone sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz.

   Skargi z wnioskami o wznowienie postępowania z powodu nieuwzględnienia przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz wspomnianych na wstępie przepisów (w drugim z zażaleń jako dodatkowy argument wymieniłem wyrok Sądu Najwyższego, podzielający moją interpretację ustaw) - zostały bezrefleksyjnie uwalone przez recydywistkę Urszulę Kubowską-Pieniążek (podpisała się pod obu kompromitującymi postanowieniami uniemożliwiającymi powtórzenie procesu) oraz przez Grażynę Josiak, Beatę Stachowiak, Ewę Gorczycę i Czesława Chorzępę.

   Cała ta granda działa się za przyzwoleniem prezes (początkowo wiceprezes) Sądu Okręgowego we Wrocławiu i zarazem członka Krajowej Rady Sądownictwa (obecnie w składzie jej prezydium) - Ewy Barnaszewskiej, tudzież za wiedzą rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcina Cieślikowskiego, który uznał mój donos o przestępstwie za "oczywiście bezzasadny".

   Wśród ślepych i głuchych na moje sygnały o samowolce tych funkcjonariuszy Temidy byli też m.in. Andrzej Niedużak, prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, członek działającej przy ministrze sprawiedliwości Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego (ciekawostka: tuż po wprowadzeniu stanu wojennego został sędzią Garnizonowego Sądu Wojskowego w Opolu) oraz Ryszard Pęk, prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.

   I temu towarzystwu wzajemnej adoracji nic nie można zrobić (chyba że "skoczyć", jak w znanej odzywce). Skutecznie bowiem chroni ich dożywotni, a przez to sprzyjający przestępczym patologiom, immunitet.

   Niniejszy tekst napisałem zarówno pro domo sua, jak i pro publico bono. Wiedzie on bowiem od szczegółu (od mojej sprawy) do ogółu (do uświadomienia komu trzeba orzeczniczej bezkarności trzeciej władzy, zdolnej do upodlania obywateli już i tak wcześniej pokrzywdzonych przez innych funkcjonariuszy "państwa prawnego").

   PS. Dzisiejszy wpis zilustrowałem młotkiem służącym sędziom również jako ucywilizowana maczuga, do wybijania - z głów obywateli - prawa i sprawiedliwości oraz do wbijania - tamże - swojej uzurpatorskiej niezawisłości od ustaw.

www.adam-klykow.blog.onet.pl

pro1@onet.eu

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Lewe prawo (6)


SKARŻYSZ SIĘ NA NAS?

NO TO MY CIĘ PRZECZOŁGAMY…

   Te numery zna niemal każdy obywatel naszego "państwa prawnego", który skarżył się zwierzchnikom instytucji państwowej na ich podwładnych. Wszystko to bowiem dzieje się według pewnego konsekwentnie powielanego schematu.

   Np. gdy pisałem skargę do Prokuratury Generalnej na jedną z prokuratur rejonowych, odmawiającą ścigania przekraczających swoje uprawnienia urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - pismo wracało do tejże prokuratury rejonowej. Z adnotacją, że ma ona je rozpatrzyć i udzielić mi odpowiedzi. Ci, na których się skarżyłem, polecenie "góry" oczywiście spełniali. Udzielali mianowicie ogólnikowej (na odczepnego) odpowiedzi, że moja skarga na nich jest bezzasadna. I tak w koło Macieju.

   Prokuratura choruje też na korespondencyjną papierkomanię. Bywało, że moja skarga do PG trafiała do placówki rejonowej via apelacyjna i okręgowa. Od każdej na tej "drodze służbowej" otrzymywałem osobne listy z powiadomieniem, że sprawa została skierowana szczebel niżej. Aż czułem się słusznie winny przysparzania roboty tylu urzędnikom - pierdzistołkom naraz.

   Perfekcyjnie ze skarżącymi się obywatelami radzi sobie kierownictwo sądów. Moje protesty przeciwko niekonstytucyjnym, samowolnym decyzjom funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości w sprawie roszczeń finansowych wobec ZUS, zbywano szablonowymi wykrętami, że żadnych uchybień formalnych nie stwierdzono, a co do meritum, to każdy sędzia jest w swym orzecznictwie niezawisły (w domyśle: od ustaw też) i nawet nadzorujący go prezes nie ma prawa orzeczniczemu bezprawiu swego podwładnego przeciwdziałać! Gdy skarżyłem się w tej samej sprawie ponownie, prosząc o rzeczowe ustosunkowanie się do istoty wypunktowanych wcześniej zarzutów, informowano mnie, że odpowiedź już otrzymałem poprzednio. A jeśli w swej upierdliwości nadal będę żądał konkretów, to na odzew na swoje kolejne pismo w ogóle nie mam co liczyć. Znaczy: pisz pan na Berdyczów.

   Ta swoista biurokratyczna ciuciubabka byłaby poniekąd i zabawna, gdyby nie świadczyła o degrengoladzie prokuratury i sądownictwa III RP.



niedziela, 8 kwietnia 2012

Wielkanoc







Wielkanocnych świąt już pora,

trzeba jaja wyjąć z wora

-pomalować, pofarbować i kobiecie dać spróbować

-żeby potem nie stękała,
że na Święta jaj nie miała!
A więc:
Staropolskim - obyczajem,
 dużo szynki życzymy z jajem                         

niech zające i barany pospełniają Wasze plany.
Żeby śmiały się pisanki                                                  
 
uśmiechały się baranki,
 
mokry Śmingus zraszał skronie, 

dużo szczęścia sypiąc w dłonie,
 
Święta to jest czas wyżerki,
 więc porzućcie swe rozterki, 
Niech to będzie czas uroczy,
 życzymy miłej Wielkanocy
                                                                                                                            

 Wojownicy Trybunału Obywatelskiego

czwartek, 5 kwietnia 2012

jaja wielkanocne - cała Polska szuka matkę Madzi z Sosnowca :)

...uciekła z domu. Zostawiła list pożegnalny, choć kiedy jej dziecko "upadło" - będąc w szoku nie wezwała ani pogotowia, ani nikogo, a za to wymyśliła "sprytny" plan położenia się na chodniku obok wózka z "porwanym" dzieckiem.
No ale tak, przecież obecna ucieczka z domu - to plan, a nie skutek "szoku".
...dosyć tych jaj, nawet na Wielkanoc. Nie ważne, czy z domu uciekła - czy ukrył ją Rutkowski. Albo polska policja odnajdzie tę wątpliwą "zgubę", która przecież powinna być od dawna pod obserwacją 48/24  godziny dziennie, albo to nie jest policja - tylko banda nieprzydatnych oszołomów. stawiam na to, że to drugie jest słuszniejszą diagnozą.

Dariusz R. Bojda
[źródło:http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/listy-pozegnalne-matki-madzi-policja-zbada-listy-katarzyny-wasniewskiej-do-bartka-podejrzewa-ze-mogl_249874.html]

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

...wygląda na to, że jestem "kibolem" :)

..jak wiadomo, kibice piłkarscy to jedyna w chwili obecnej zorganizowana grupa społeczna będąca poza kontrolą elit sprawujących władzę.
...podobnie było z młodzieżą, tłumnie jeżdżącą do Jarocina na tamtejsze festiwale w latach 80. XX wieku.
...tamtą młodzież (do której ja sam należałem), odsądzono od wszelkiej czci i wiary - podobnie jak to się dzisiaj dzieje ze środowiskiem kibiców.
...tamta młodzież, podobnie jak dzisiaj kibice - krzyczała "precz z komuną!".
...i nas też napadały za to ówczesne służby porządkowe.
Link to bulwersującej mnie informacji [napad służb porządkowych na kibiców Polonii Warszawa za transparent "precz z komuną"], jest tutaj: http://ekstraklasa.net/delegat-andrzej-szczepanski-prowodyrem-awantury-na-stadionie-polonii,artykul.html?material_id=4f79e075b564da9765000000

...no to jak jest w końcu, komuny już nie ma - czy jednak oddolne obserwacje zwykłych ludzi są prawdziwe, i znowu trzeba z komuną walczyć?

Dariusz R. Bojda - a oto "z ostatniej chwili", oświadczenie zarządu klubu Polonia Warszawa" (cyt. w całości):
"
W nawiązaniu do niedzielnych zajść na obiekcie podczas meczu 24. kolejki T-Mobile Ekstraklasy ze Śląskiem Wrocław, KSP Polonia Warszawa SSA informuje, co następuje:

1. Nie zgadzamy się z opinią delegata PZPN, Andrzeja Szczepańskiego, który uznał transparent "Precz z komuną" za niezgodny z obowiązującymi przepisami.
Jego interpretację uznajemy za błędną. Podkreślamy, że zgodnie z brakiem ograniczeń dotyczących tego znaku w katalogu symboli zakazanych. Komisja Ligi domagała się wyjaśnień dotyczących tego transparentu również po meczu Polonii z Legią Warszawa, a ostatecznie zdecydowała o nienałożeniu kary na Klub za ten symbol. Ośmiu zawodników "Czarnych Koszul" było zamordowanych w Katyniu, wielu kolejnych zginęło walcząc z bolszewikami, a inni musieli opuścić kraj. Te fakty dobitnie pokazują, że w przypadku Polonii sprzeciw wobec komunizmu ma znaczenie szczególne. Uważamy za konieczne, aby osoby, które podejmują decyzje były świadome historycznych uwarunkowań właściwych dla Klubów.

2. Interwencja służb ochrony została podjęta na wyraźne polecenie delegata, który zagroził przerwaniem i przedwczesnym zakończeniem spotkania, co w konsekwencji mogłoby doprowadzić do przyznania walkowera drużynie przyjezdnej. Delegat Szczepański domagał się siłowego zdjęcia flagi, a po próbie dokonania tego i konsultacji z przełożonymi, wycofał się ze swojej decyzji. To sprawiło, że druga próba interwencji ze strony policji i ochrony nie nastąpiła, dzięki czemu na trybunach do końca meczu panowała pozytywna, dobra atmosfera. Jedynym negatywnym akcentem meczu była próba interwencji spowodowana decyzją delegata, z którą w żadnym stopniu się nie zgadzamy.

3. Uważamy, że upór delegata i jego decyzje były błędne i prowokacyjne wobec poprawnie zachowującej się publiczności i powodujące zagrożenie dla bezpieczeństwa imprezy masowej. Klub wystąpił do Polskiego Związku Piłki Nożnej z prośbą o wyjaśnienie sytuacji i argumentacji delegata.

/Zarząd KSP Polonia Warszawa SSA/"
[źródło: link http://ksppolonia.pl/news,7228-oswiadczenie-zarzadu-klubu.html]

Lewe prawo (5)


KONSTYTUCJA TO TEŻ USTAWA



   A propos art. 178 ust. 1 obowiązującej Konstytucji RP: "Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom".

   Na przełomie lat 2010-2011, w mejlu do wszystkich posłów - członków Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, doniosłem im o pewnym szkolnym błędzie w zacytowanym przepisie. Żaden z adresatów nie zareagował. Jakimś prawniczo-polonistycznym niedoukom, przygotowującym projekt, tak się napisało. Sejm i Senat to bezmyślnie uchwaliły. Podpisy pod tym czymś złożyli: ostatni przewodniczący Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, wrocławski profesor Marek Mazurkiewicz (na marginesie: dostało mi się od niego w 1988, gdy był on działaczem PZPR, za życzliwy felieton o Lechu Wałęsie) i ówczesny - w 1997 - prezydent Aleksander Kwaśniewski ("może zostałbym kucharzem, bo lubię gotować" - wyznał mi kiedyś, gdy ankietowałem polityków na temat: "gdybym był bezrobotny"). A na dokładkę naród (ściślej: niespełna 53 proc. z głosujących w referendum) całość, przeważnie bez czytania, przyklepał. No i mamy jak widać.

   Nie chodzi mi o pisownię kluczowego wyrazu (dużą literą piszemy pełną nazwę: "Konstytucja RP", małą - nazwę skróconą: "konstytucja"). Chodzi mi głównie o robienie nieprawdziwego wrażenia, że konstytucja nie jest ustawą.

   Jak ten fragment najważniejszego (nie dla wszystkich kauzyperdów, niestety) państwowego aktu prawnego powinien brzmieć? Chociażby tak: "Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli. Podlegają tylko konstytucji i innym ustawom". A jeśli już koniecznie miałoby być tylko jedno zdanie, to raczej: "Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko ustawom z konstytucją na czele" (ale nie "na czele z konstytucją").
   Jeśli taka niedoróbka "ozdabia" Konstytucję RP i ustawodawca przez 15 lat (akurat dziś, 2.04.2012, rocznica uchwalenia!) nawet nie próbował tę legislacyjną fuszerkę poprawić, to co tu myśleć o jakości stanowionego u nas prawa...




niedziela, 1 kwietnia 2012

NAPRAWA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ - Część 1 - USTRÓJ SĄDÓW


Państwo Polskie nie jest państwem prawa. Konstytucja jest martwa.


Art. 178 Konstytucji RP 1. Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom.
A zatem sędzia musi być jednocześnie niezawisły i podległy Konstytucji i ustawom. Jeżeli jeden z warunków jest niespełniony to oznacza to, że nie jest sędzią konstytucyjnym ( koniunkcja).
Wyrok urągający prawu (Konstytucji oraz ustawom) oznacza, że sędzia/skład sędziowski sprzeniewierzył się Konstytucji oraz ustawom czyli wartość logiczna drugiego warunku wynosi 0 (fałsz) i przenosi się na całość wyrażenia (treść Art. 178) czyniąc go fałszywym. Innymi słowy: sędzia wyłamujący się z podległości (Konstytucji oraz ustawom) nie jest konstytucyjnym sędzią. A jeżeli nie jest konstytucyjnym sędzią to nie przysługuje mu niezawisłość, przy czym nie ma znaczenia, czy wynika to ze złej woli sędziego, czy też z nieuctwa.
Skoro nie jest niezawisły, to nie może powoływać się na immunitet, albowiem tenże immunitet służy wyłącznie stworzeniu warunków dla nieskrępowanego (poza podległością Konstytucji i ustawom) wykonywania obowiązków sędziego konstytucyjnego.
Art. 183 Konstytucji RP 1. Sąd Najwyższy sprawuje nadzór nad działalnością sądów powszechnych
i wojskowych w zakresie orzekania.
2. Sąd Najwyższy wykonuje także inne czynności określone w Konstytucji i ustawach.
Ponieważ Konstytucja nie stawia jakichkolwiek ograniczeń nadzorowi Sądowi Najwyższemu w zakresie orzekania, należałoby nałożyć na niego obowiązek rozpatrywania skarg od każdego prawomocnego wyroku, niezależnie od tego, czy zainteresowany wyczerpał prawo do dwuinstancyjnego postępowania. Skarga byłaby kierowana bezpośrednio do Sądu Najwyższego z pominięciem sądu drugiej instancji. Ministerstwo Sprawiedliwości należałoby obarczyć obowiązkiem prowadzenia rejestru wyroków (oczywiście w formie elektronicznej) orzekanych przez poszczególnych sędziów (składy sędziowskie) przy czym określona ilość/ciężar gatunkowy wyroków wydanych z naruszeniem prawa, stwierdzonym w postępowaniu odwoławczym lub kasacyjnym przed SN wywołałaby z mocy prawa skutek wydalenia ze służby.
Proponowane rozwiązania nie wprowadzałyby żadnych zmian w dotychczasowych uregulowaniach prawnych dotyczących postępowań dyscyplinarnych.
Proponowane rozwiązania prawne nie tylko, że nie naruszają konstytucyjnych zasad, ale wprost przeciwnie, wprowadzają mechanizmy, które zapoczątkują realne egzekwowanie zasady praworządności, zdefiniowanej w konstytucji:
Art. 7 Konstytucji RP:
Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa.

Tadeusz Gala
tadeuszgala@gmail.com

Kara śmierdzi

Niniejszy felieton wyraża prywatne przemyślenia i poglądy autora – współzałożyciela „Trybunału Obywatelskiego” – zatem mogą się one różnić od oficjalnego stanowiska tej organizacji.

Niektóre tematy wracają jak feniks z popiołu. Trudno w tych powrotach dostrzec jakąś logikę. Wydawałoby się przecież, że zostały one już gruntownie omówione. 
Że osoby wywołujące takie odgrzewane dyskusje powinny wiedzieć o tym, iż nie przekonanych - już nie zdołają przekonać do swoich racji, a przekonanych – dalej przekonywać nie trzeba. 
Skąd zatem te ciągłe powroty do debat nad prawem do aborcji na żądanie, 
nad przywróceniem kary śmierci itp.? 
Dochodzę do wniosku, że przyczyny mogą być tylko dwie – albo jest to przejaw jakiejś chorobliwej manii danej osoby, albo obsesyjne dążenie do ciągłego zwracania na siebie uwagi.
Nie lubię się powtarzać, dlatego wyraziłem się w skrócie: „kara śmierdzi”.

Oto składowe tego smrodu:

1. surowość kary nigdy nie była, nie jest, i nie będzie „czynnikiem odstraszającym”. Takim czynnikiem jest „nieuchronność kary”. W Polsce, ta „nieuchronność” jest odwrotnie proporcjonalna do pozycji społecznej danego sprawcy. 
Mówiąc krótko, polski prokurator i sędzia może w sposób dowolny i nieograniczony popełniać przeróżne pospolite przestępstwa (szczególnie z zakresu świadomego i celowego poświadczania nieprawdy w dokumentach), zaś już tak ekstremalny przypadek, jak „sędzia prokurator” generalny - może w żywe oczy oszukiwać każdego i wszystkich, bez groźby poniesienia jakichkolwiek konsekwencji. Jedynym sposobem na tego ostatniego jest głodówka pod siedzibą prokuratury generalnej – jak to wykazał pan dr Zbigniew Kękuś. Jednakże, ile osób może tam równocześnie głodować? zwłaszcza że ogromna liczba usprawiedliwionych kandydatów do takiej głodówki przebywa w więzieniach. Może ich bliscy powinni podjąć taką głodówkę, 
co zresztą nie byłoby aż takie trudne, gdyż utrzymanie więźnia przy życiu i zdrowiu zwykle tak ogromnie obciąża budżety ich rodzin, że do głodowania jest im zwykle bliżej niż dalej.
Poczucie „nieuchronności kary” w Polsce nie istnieje – bo zwyczajni ludzie kierują się tym, co widzą na przykładzie osób publicznych.

2. absolutna większość popełnianych przestępstw następuje w stanie jakiegoś zamroczenia – jeśli nie alkoholem i innymi narkotykami, to po prostu w afekcie. Człowiek zamroczony ma gdzieś tą całą „surowość kary”, jeżeli w ogóle pamięta 
o ewentualnej karze (patrz: kwestia „nieuchronności kary”). 
Mówiąc krótko, człowiekowi który stracił panowanie nad sobą (chociażby wskutek naćpania się alkoholem), można naskakać. Obunóż i z rozbiegu. Pozostałą część rzeczywiście popełnionych przestępstw, których sprawcami są osoby działające rozmyślnie i z planem, to są czyny popełnione z założeniem uniknięcia kary. Nikt – zdrowy psychicznie – nie popełni żadnego czynu wskutek którego na pewno trafi 
do więzienia. 
Owszem, zdarzają się desperaci, dla których nie ma już innej drogi niż popełnienie czynu zabronionego. Ale wtedy znowu nie liczy się nic – ani surowość, ani nieuchronność kary. 
Na koniec pozostają jeszcze osoby chore psychicznie – takie osoby trzeba leczyć, 
ale karać ich – nie można, z oczywistych powodów. Nikt się nie rodzi chory psychicznie, zaś sama choroba – zwykle atakuje znienacka. Tak czy siak, kara śmierci (ani żadna kara) nie obejmuje osób chorych psychicznie. 

3. adekwatność wymierzanej kary do czynu to kolejna wstydliwa bolączka polskiego wymiaru sprawiedliwości. Ludzie naiwni uważają, że „nie ma czegoś takiego” jak roczny plan ilości i rozmiarów sumy „wyroków skazujących”, do wykonania przez dany sąd okręgowy i podległe mu jednostki. Naprawdę? Przecież budżet – proszę Państwa – zawsze jest najważniejszy. A właśnie na ten budżet przekłada się aktualna liczba posiadanych więźniów, (spraw w toku itp.). Liczba ta przekłada się bezpośrednio na przydział środków budżetowych – w tym etatów – dla danej jednostki organizacyjnej. Dlatego też, kompletną brednią jest twierdzenie o wysokich kosztach „utrzymania więźnia”. Te „wysokie koszty” to są w istocie koszty utrzymania aparatu więziennego bezczelnie podzielone przez ilość posiadanych więźniów. 
Im większa liczba więźniów, tym mniejszy jest koszt ich rzekomego utrzymania per capita. 
Gdyby więc „kara śmierci” miała spowodować jakieś „oszczędności”, to uprzejmie informuję, że puste miejsce w więzieniu natychmiast zostanie zapełnione następnym więźniem. Bo najważniejsze są wygodne i ciepłe miejsca pracy w więziennictwie – 
bo co by to było, gdyby więzienia zaczęły się wyludniać? Gdyby trzeba je było zamykać? Póki co, trwa intensywna rozbudowa więziennictwa; więzień przybywa, pracowników służb więziennych także - jest z roku na rok więcej, nie licząc roszczeniowej armii młodych „emerytów” - beneficjentów tego obficie dojnego systemu. 
Wymierzanie kary śmierci niczego nie zmieni, nawet gdyby karać śmiercią za każde ze znanych i ściganych przestępstw. Wiezienia zawsze będą pełne w Polsce – przynajmniej tak długo, jak długo będzie się uprawiać „politykę karną”. Bo tam, gdzie się pojawia „polityka” – tam zawsze wkracza przekręt i wyższość zyskownego kłamstwa nad ustaleniem nierentownej prawdy.

4. Polska kara – zawsze śmierdzi. Tym bardziej mi przykro, kiedy szanowani przeze mnie komentatorzy i publicyści, w tym prawnicy, twierdzą że (cyt.) „jestem przekonany, że w wieloinstacyjnym systemie państwa prawa i przy istniejących dzisiaj naukowych metodach wykazania sprawstwa kara śmierci powinna być przywrócona.” Wobec takiego „dictum”, nie pozostaje chyba nic innego, jak tylko wrzucić link: http://www.innocenceproject.org/know/
Dodam rzecz oczywistą, że w powszechnym odczuciu, generowanym chociażby poprzez zalew produkcji filmowych i telewizyjnych, nie ma sprawiedliwszego sądownictwa niż system obowiązujący m.in. w USA. Mają tam oni ów „wieloinstancyjny system państwa prawa” – który całymi seriami popełnia zabójcze błędy. Dziękuję bardzo za taką „argumentację” na rzecz przywrócenia kary, która nawet w „idealnym systemie prawnym” - po prostu śmierdzi.

5. O tym, że „kara śmierci” – w swojej istocie – nie jest żadną karą, pisałem też wielokrotnie. A przecież – zasłużona kara powinna być „długa i uciążliwa”. Tak twierdzą zgodnie wszyscy zwolennicy zaostrzania kar (co ich zdaniem powinno zrekompensować nieskuteczność ścigania tych co większych, i co ważniejszych przestępców RP). Wobec tego pytam, jak miałaby wyglądać w wyobrażeniu tychże ludzi – „kara śmierci”? Jako szczególnie „długa i uciążliwa”...


...Życie od poczęcia do naturalnej śmierci to ideał najbliższy moim osobistym przekonaniom. Ponieważ jest to dla mnie „ideał”, to nie może być od niego żadnych wyjątków. Dlatego myślę, że każdemu z nas warto co jakiś czas przemyśleć swoje własne relacje z deklarowanymi przez siebie ideałami. Bo jak to powiedział pewien znajomy poeta (już ponad dwadzieścia lat temu): „...hej hej, moje ideały – jak się macie, no bo ja, ja, ja – mam się doskonale! („Ideał Fix”).

Dariusz R. Bojda, 32 marca 2012r. [żeby nie było, że to jakiś "prima aprilis"]