Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 stycznia 2013

Lewe prawo (297)


   Pierwszy z dzisiejszych archiwaliów z mojego "Bloga weredyka" dotyczy roku 2010, drugi - 2011. Pisząc powtórnie na ten sam temat, nie pamiętałem szczegółów poprzedniego felietonu. Teraz zestawiam oba teksty po sąsiedzku. Widać pewne podobieństwa.

CO SIĘ DZIEJE

Z LISTAMI DO PREMIERA

   Sam premier Donald Tusk otrzymał w zeszłym roku 16.841 listów z prośbą o pomoc - donosi dziennik "Rzeczpospolita" z 22.04.2011. Najwięcej było skarg, w których "Polacy narzekali m.in. na działalność ministrów sprawiedliwości i infrastruktury". Gazeta podkreśla, że obywatele "masowo krytykują działania sądów i organów ścigania".

   Ponieważ korespondowanie z władzami, w tym z premierem i ministrem sprawiedliwości, mam przećwiczone - wiem, jak to funkcjonuje. Piszesz np., że sędziowie uzurpują sobie niezawisłość nawet od ustaw, którym konstytucyjnie podlegają. Zamiast do adresata, list trafia do jednego z licznych sędziów, delegowanych na etat urzędnika rządowego. Nie sprawdzając zasadności skargi (nie byle jakiej, równoznacznej z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa), odpisuje on wedle powielanego szablonu: sędziowie są niezawiśli w orzekaniu i ich decyzje mogą być ewentualnie zmienione tylko przez innych sędziów z wyższych instancji. Ci z kolei zazwyczaj demonstrują zawodową solidarność, którą najkrócej i najdosadniej wyraża porzekadło: sędzia sędziemu łba nie urwie. Pokrzywdzeni zostają sami ze swoją krzywdą, sędziowie natomiast utwierdzają siebie we wzajemnym przekonaniu, że faktycznie są poza jakąkolwiek kontrolą zewnętrzną i mogą uprawiać prawniczy bandytyzm z pełną bezkarnością.

   Tak ten teatr z arogancką władzą na scenie i bezradnym społeczeństwem na widowni wygląda. Kurtyna, oklaski...

LUDZIE LISTY PISZĄ.

NADAREMNO

   Statystycznie co dziesiąty list do premiera Donalda Tuska zawiera żale na aparatczyków tzw. wymiaru sprawiedliwości. W 2011 najwięcej skarg dotyczyło wyroków ferowanych w sprawach cywilnych. Piszący wytykali uchybienia w pracy sądów i oskarżali sędziów o stronniczość. Niejednokrotnie wskazywali, że na orzeczenia mają wpływ powiązania i zależności zawodowe i towarzyskie.

   Co się z tymi listami dzieje? Nie łudźmy się, że czyta je adresat. Tusk nie ma czasu nawet - co sam niedawno przyznał z rozbrajającą szczerością - na choćby pobieżną lekturę przesyłanych do niego raportów Najwyższej Izby Kontroli, alarmujących o przestępczej działalności funkcjonariuszy publicznych. Nie będzie przecież tego robił kosztem swojego ulubionego zajęcia - haratania w gałę.

   Z mojego rozeznania wynika, że listy do premiera o nieprawidłowościach w ”wymiarze sprawiedliwości” trafiają do stosownego ministerstwa. Tam czytają je urzędnicy, którymi są… rzekomo apolityczni sędziowie oddelegowani do administracji rządowej. Nawet jeśli mogą oni z łatwością stwierdzić - np. w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS - popełnienie przez ich kolegów po fachu przestępstwa przekroczenia uprawnień, polegającego na ignorowaniu przepisów ustawowych, reagują szablonową odzywką, że prawo(?!) uniemożliwia im ingerowanie w orzeczenia niezawisłych sądów. Mam wrażenie, że gdyby mogli napisać co naprawdę myślą - zamiast "z poważaniem", korespondencję ze skarżącym się kończyliby wyrazami "pocałuj nas w dupę".

www.adam-klykow.blog.onet.pl

pro1@onet.eu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz