Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 4 lutego 2013

Lewe prawo (321)

 
TOTALITARYZM PROKURATORSKO-SĘDZIOWSKI
 
W DEMOKRATYCZNEJ III RP
 
   W swoich blogach Janusz Wojciechowski - prawnik, były asesor prokuratorski, sędzia, prezes Najwyższej Izby Kontroli i ostatnio adwokat, od pewnego czasu polityk, a obecnie eurodeputowany - znów oskarża środowiska zawodowe, z których się wywodzi (pośrednio siebie samego też!).

   W tekście z 31.01.2013, zatytułowanym "Prokurator automatyczny nie ma sobie nic do zarzucenia", opisuje, przypomnianą w przeddzień przez TVN 24, sprawę Doroty Mrugały z Buska-Zdroju. Została ona pomówiona przez jakiegoś gangstera o zlecenie zabójstwa eksmęża. Trafiła - na wniosek prokuratora, postanowieniem sądu - do aresztu śledczego w Kielcach. Była w nim trzymana 9 miesięcy. Aż do śmierci.

   Wojciechowski zaczyna prowokacyjnie: "Zamknąłem niewinną kobietę i co mi zrobicie?". Po czym rozwija temat, pisząc (cytuję z drobnymi poprawkami redakcyjnymi):

   "W programie telewizyjnym wypowiadał się prokurator. Nie zapamiętałem jego nazwiska i nie jestem pewien, czy ma on jakieś nazwisko. Bo z tego, co mówił, wynikało, że był to prokurator automatyczny. Zero refleksji, zero krytycyzmu wobec siebie. Nie przeprasza, bo za rzetelną pracę przepraszać nie trzeba. W końcu to sąd aresztował, on tylko wnioskował.

   No i co z tego, że niewinna kobieta umarła w więzieniu. Prokurator automatyczny nie ma sobie nic do zarzucenia. Spokojnie zjada z rodziną niedzielny obiad, chodzi z dziećmi na spacery, w czasie urlopu wyjedzie sobie na narty i nic nie mąci spokoju jego sumienia.

   Bardzo łatwo prokuratura i sądy wierzą w zeznania świadków koronnych. Nazbyt łatwo. Znam wiele spraw, gdzie niczym nie potwierdzone pomówienie jednego przestępcy wystarczyło do aresztowania i skazania ludzi. Jest od tej reguły jeden wyjątek - gdy świadkowie koronni pomawiają o łapówki sędziego albo prokuratora. Wtedy stają się całkowicie niewiarygodni. Kto by tam przestępcy wierzył.

   Prokurator automatyczny nie potrzebuje przepraszać, nie potrzebuje się tłumaczyć, nie musi czegokolwiek się obawiać. Podobnie jak sędzia automatyczny. Odpowiedzialność za błędy wymiaru sprawiedliwości nie istnieje. Odpowiada za błąd dróżnik, który nie zamknął szlabanu, odpowiada rolnik na traktorze, bo lusterko miał za krzywe, odpowiada lekarz, że gazę w sercu pacjenta zostawił, ale wymiar sprawiedliwości, choćby popełnił piramidę głupstw, choćby przez lata więził, a nawet wyprawił na tamten świat Bogu ducha winnego człowieka - nie odpowiada nigdy. Błędy lekarzy kryje ziemia, a błędów sędziów i prokuratorów nic nie kryje. Automatyczny sędzia, automatyczny prokurator żadnej odpowiedzialności nie ponosi. A w obliczu nawet najbardziej oczywistych błędów może z kamienną twarzą powiedzieć do kamery: „za rzetelną pracę się nie przeprasza”…

   Coś trzeba zrobić z tym narastającym totalitaryzmem wymiaru niesprawiedliwości, bo każdego może spotkać to, co spotkało Dorotę Mrugałę. Może to spotkać mnie. Może to i Ciebie spotkać, drogi Czytelniku. Dla automatycznego prokuratora i automatycznego sędziego wystarczy, że jakiś przestępca wskaże na Ciebie palcem”.

    W licznych komentarzach pod tym tekstem internauci nie oszczędzają nie tylko prokuratury i sądu, Wojciechowskiego również. Przecież - przypominają - był on dwukrotnie wybrany do Sejmu i współdecydował w nim o takim kształcie prawa, które wciąż gwarantuje prokuratorom i sędziom bezkarność za ich służbowe błędy.

   Wojciechowski tłumaczy, że bez poparcia parlamentarnej większości pojedynczy poseł ustaw nie zmieni. Aż strach pomyśleć, że pokrzywdzony zwykły obywatel tym bardziej nie ma szans w konfrontacji z prokuratorską i sędziowską samowolką w majestacie "państwa prawnego".  

   Moją uwagę zwrócił zwłaszcza komentarz internauty Andrzeja Tokarskiego (cytuję go po adiustacji):

   "Panie Pośle, proszę tego nie brać do siebie - jednak wydaje się, że dla wielu przedstawicieli tzw. wymiaru sprawiedliwości niezawisłość powinna zostać zawieszona. Dosłownie. Innymi słowy - za swe łajdactwa powinni się zacząć bać. Fizycznie. Bać się szybkiego i nieuchronnego wykluczenia z zawodu. Zajęcia majątku na pokrycie szkód wyrządzonych obywatelom. Lub, jeżeli to nie nastąpi - a wiemy, że nie nastąpi - fizycznej zemsty poszkodowanych.

   Historia o królu Dariuszu daje tu do myślenia. Wykonał on następujące kroki:
  
   1. Złego sędziego kazał obedrzeć ze skóry.
  
   2. Skórą kazał obić fotel sędziowski.
  
   3. Na wakujące stanowisko mianował syna wspomnianego sędziego.
  
   4. Wręczając mu nominację, powiedział: „wydając wyroki, pamiętaj na czym siedzisz”.
  
   Środowisko, jak mało które przesiąknięte łajdactwem przekazywanym z pokolenia na pokolenie, pod wpływem dobrego słowa nie nawróci się. Może jedynie zostać zmuszone lub wymienione".

   Też tak sądzę. 

   PS. Ustaliłem, że prokuratorem, który ponosi winę za aresztowanie Doroty Mrugały, jest Dariusz Dryjas. A owym władcą z komentarza Andrzeja Tokarskiego był król perski Dariusz I Wielki, żyjący w latach ok. 550-486 przed naszą erą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz