OD
SNU DO RZECZYWISTOŚCI
Miałem sen. Krótki, ale treściwy. Śniły mi
się dwie kobiety. Trójkąt męsko-damski? Nic z tych rzeczy, o których myślą lubieżnicy.
Jedna z kobiet miała na imię Ewuś. Jak moja
Pani. Ale to nie była ona. Miała krańcowo inną, cygańską urodę. Wypisz, wymaluj
- Ewa Barnaszewska, prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu i członek Prezydium
Krajowej Rady Sądownictwa. Znana mi z autopsji. A zwłaszcza z tego, że
przyzwala nadzorowanym sędziom na przestępcze orzekanie niezawiśle od ustaw (że
nie wspomnę o gorszącym etycznie przyjęciu przez nią zaproszenia od często pozywanych
urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na ich imprezę jubileuszową).
Natomiast druga z kobiet miała na imię Ula.
Jak moja pierwsza (chyba), ale nie ostatnia (fakt bezsporny) miłość. Ale to nie
był "Kwiatuszek" (takim słowem tej cud-dziewczynie się przymilałem). Najprawdopodobniej
była to Urszula Kubowska-Pieniążek, zastępca przewodniczącego Wydziału Cywilnego
Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Nie potrafiłem ją jednoznacznie zidentyfikować
nie tylko dlatego, że ukryła twarz pod kominiarką; głównie dlatego, że dotychczas
nie widziałem jej na żywo. Swymi decyzjami na posiedzeniach niejawnych dwukrotnie
uniemożliwiła powtórzenie procesu w sprawie moich roszczeń finansowych za bezprawne
decyzje urzędników ZUS, lekceważąc nawet swoją konstytucyjną podległość ustawom
i korzystną dla mnie interpretację przepisów przez Sąd Najwyższy.
- Ula - usłyszałem we śnie - wyrządziłaś temu Kłykowowi
podwójne świństwo i za tę recydywę powinnam cię odwołać z funkcji w wydziale, ale
nie będę robić polityki personalnej pod dyktando jakiegoś pokrzywdzonego.
- Ewuś, my, sędziowie, chronieni immunitetem
i niekontrolowani przez nikogo obcego, musimy solidarnie trzymać się razem, by nawzajem
gwarantować sobie bezkarność za naszą orzeczniczą samowolkę.
Tu w moim śnie nastąpił przeskok z "dziś" do
bliżej niesprecyzowanego "jutra". Barnaszewska i Kubowska-Pieniążek na ławie
oskarżonych, a za stołem sędziowskim - Donald Kaczyński z powstańczej
organizacji o nazwie Platforma Obywatelska Prawa i Sprawiedliwości (następca premierów:
Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska, w czasach swojej władzy bezradnych wobec
orzeczniczych bezprawników) odczytywał akurat wyrok w imieniu V RP :
- Rewolucyjny
Sąd Ostateczny uznaje obie oskarżone winnymi przekroczenia uprawnień i skazuje
je na…
W tym momencie obudziłem się i jak zwykle
włączyłem radio w celu niezwłocznego nawiązania bezpośredniego kontaktu z
rzeczywistością pewnego "dzikiego kraju", zwanego dowcipnie "państwem prawnym".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz