SZCZYTY
BEZCZELNOŚCI
Do czasu bliskich spotkań z sądami w roli
pokrzywdzonego przez urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - podzielałem
pogląd dowcipnisiów, że szczytem bezczelności jest nasrać komuś na wycieraczkę,
zapukać do drzwi jej właściciela i poprosić go o papier toaletowy. Potem jednak
zaczęło już być mniej śmiesznie i bardziej śmierdząco.
Mam nawet kłopot z wyborem, kogo na tym
wierzchołku hucpy umiejscowić: córę czy syna Temidy? Znaczy: Urszulę
Kubowską-Pieniążek czy Marcina Cieślikowskiego?
Ona, zastępca przewodniczącego Wydziału
Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu, dwukrotnie uznała, że
nieuwzględnienie przez jej poprzedniczki, orzekające w sprawie moich roszczeń
finansowych wobec ZUS, litery dwóch ustaw, którym one konstytucyjnie podlegają,
nie stanowi wystarczającej podstawy do wznowienia procesu, zakończonego
przyznaniem mi symbolicznego zadośćuczynienia i odmową należnego odszkodowania.
Przy rozpatrywaniu powtórnej skargi zignorowała również wyrok Sądu Najwyższego,
w którym znalazłem potwierdzenie trafności mojej interpretacji obowiązujących
przepisów.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz