SZCZYTY
BEZCZELNOŚCI
Do czasu bliskich spotkań z sądami w roli
pokrzywdzonego przez urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - podzielałem
pogląd dowcipnisiów, że szczytem bezczelności jest nasrać komuś na wycieraczkę,
zapukać do drzwi jej właściciela i poprosić go o papier toaletowy. Potem jednak
zaczęło już być mniej śmiesznie i bardziej śmierdząco.
Mam nawet kłopot z wyborem, kogo na tym
wierzchołku hucpy umiejscowić: córę czy syna Temidy? Znaczy: Urszulę
Kubowską-Pieniążek czy Marcina Cieślikowskiego?
Ona, zastępca przewodniczącego Wydziału
Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu, dwukrotnie uznała, że
nieuwzględnienie przez jej poprzedniczki, orzekające w sprawie moich roszczeń
finansowych wobec ZUS, litery dwóch ustaw, którym one konstytucyjnie podlegają,
nie stanowi wystarczającej podstawy do wznowienia procesu, zakończonego
przyznaniem mi symbolicznego zadośćuczynienia i odmową należnego odszkodowania.
Przy rozpatrywaniu powtórnej skargi zignorowała również wyrok Sądu Najwyższego,
w którym znalazłem potwierdzenie trafności mojej interpretacji obowiązujących
przepisów.
Natomiast on, rzecznik dyscyplinarny
dolnośląsko-opolskich sędziów, nie zauważył żadnej sprzeczności między zasadami
etyki zawodowej, nakazującymi unikać dwuznacznych kontaktów, a uczestnictwem Ewy
Barnaszewskiej, ówczesnej wiceprezes (obecnie prezes) Sądu Okręgowego we Wrocławiu
i członka Krajowej Rady Sądownictwa, w imprezie jubileuszowej w miejscowym
oddziale ZUS, czyli w instytucji szczególnie często pozywanej za bezprawne
decyzje. Czy po takiej ocenie postępowania prominentnej funkcjonariuszki tzw.
wymiaru sprawiedliwości mam rozumieć, że może ona również przyjmować zaproszenia
na urodziny (tylko te okrągłe, rzecz jasna) innych sprawców
przestępstw?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz