Łączna liczba wyświetleń

piątek, 22 czerwca 2012

Lewe prawo (49)


ZA BŁĄD URZĘDNIKA

PŁACI OBYWATEL

   Jestem żywym (jeszcze) dowodem na to, że nieznajomość prawa przez funkcjonariuszy publicznych szkodzi tylko i wyłącznie obywatelom.

   Najpierw na ponad 9 miesięcy zatruła mi życie urzędniczka samorządowa, inspektor Ewa Kołaczek z Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu. Poproszona o wiążącą informację, kiedy nabędę prawo do świadczenia przedemerytalnego, nie wiedziała, że mogę je otrzymać od zaraz, po powrocie do statusu zarejestrowanego bezrobotnego. Ja, niestety, też we właściwym czasie nie miałem pojęcia o istnieniu przepisu promocyjnego (z pewnością nie restrykcyjnego!), który wynagradza zawieszenie pobierania zasiłku z budżetu państwa i podjęcie pracy zarobkowej. Tymczasem inteligentni inaczej prawnicy z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych orzekli, że skoro nie skorzystałem z przywileju (mogłem, ale nie musiałem!) w terminie 14 dni, to świadczenie przedemerytalne przepadło mi bezpowrotnie (możliwość przyznania go w normalnym trybie, w którym na załatwienie formalności jest 7 miesięcy, po prostu zablokowali). Tu akurat przyzwoicie wyrokowały sędzie Bożena Rejment-Ponikowska i Jolanta Styczyńska-Szczotka z Sądu Okręgowego - Sądu Pracy i Ubezpieczeń Społecznych we Wrocławiu, nakazując ZUS-owi zmianę decyzji odmownej i wypłatę należnych pieniędzy wraz z odsetkami za zwłokę.

   Następnie jednak wymiar sprawiedliwości skompromitowała inna urzędniczka państwowa, asesor (wkrótce potem już sędzia) Anna Sobczak z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia. Co prawda przyznała mi symboliczne zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych, ale uznała, że żadne odszkodowanie mi się nie należy, bo - jej zdaniem - nie udowodniłem poniesienia jakichkolwiek strat finansowych (wyliczenie ich z dokładnością do jednego grosza na podstawie oficjalnego dokumentu ZUS nie miało dla niej żadnego znaczenia). Rozpatrując meritum sprawy, w ogóle nie wzięła pod uwagę - mimo takiego konstytucyjnego obowiązku - litery ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Stoi tam czarno na białym, że w czasie trwania sporu z ZUS-em nie mogłem dorobić nawet złotówki. Jak miałem udowodnić, że próbowałem podjąć pracę, gdy z samych przepisów wynikało jednoznacznie, że w razie jej wykonywania utraciłbym nie tylko status zarejestrowanego bezrobotnego, lecz także (tym razem jak najbardziej zgodnie z prawem!) świadczenie przedemerytalne?

   Paranoję tę konsekwentnie podtrzymywali w postępowaniach: odwoławczym i skargowym sędziowie bardziej - mogłoby się wydawać - biegli w elementarnej logice od asesor Sobczak, z Elżbietą Sobolewską-Hajbert, Urszulą Kubowską-Pieniążek i Grażyną Josiak na czele. A patronat nad tym bezczelnym przekrętem do dziś sprawuje osobiście Ewa Barnaszewska, prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu (jednej z ważniejszych placówek trzeciej władzy, która ma obowiązek stosować prawo rzetelnie) i zarazem członek Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa (specjalnego organu, który ma czuwać nad przestrzeganiem zasad etyki zawodowej przez aparatczyków Temidy).

   Postawa Pani E. B. w mojej sprawie zaświadcza, że najciemniej bywa pod latarnią. Dowodzi samowoli tej prominentnej urzędniczki publicznej, albo jej niemocy. Tak czy owak - dyskwalifikuje E. B. jako strażniczkę uczciwości środowiska, którym kieruje w SO i które reprezentuje w KRS. W rzeczywistym państwie prawa nie miałaby racji bytu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz