Łączna liczba wyświetleń

piątek, 22 czerwca 2012

Lewe prawo (51)


KTO ZA MNĄ STOI?

SĄD NAJWYŻSZY!

   Jeżeli sędzia nie nadaje się na przewodniczącego wydziału, to prezes sądu powinien go odwołać - inaczej będzie współodpowiedzialny za złą pracę swego podwładnego. Zdymisjonowanie sędziego z dodatkowo sprawowanej funkcji administracyjnej nie narusza jego niezawisłości.

   Taki - najogólniej pisząc - jest sens jednego z orzeczeń Sądu Najwyższego, o którym poinformował Dziennik Gazeta Prawna z 20.06.2012. Moim komentarzem niech będzie przypomnienie paru niezmiennie - niestety - aktualnych felietoników z własnego bloga.

PRZYSPAWANA DO STOLCA

   Urszula Kubowska-Pieniążek, główna sprawczyni popełnionego przed 15 miesiącami [pisane w listopadzie 2010] przestępstwa nadużycia władzy w mojej sprawie przeciwko Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych, wciąż jest zastępcą przewodniczącego Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Prezes Ewa Barnaszewska nadal toleruje fakt, że ta jej podwładna pozwoliła sobie na zdumiewającą niezawisłość od konstytucji i innych ustaw.

   Kubowska-Pieniążek, jak każdy sędzia, ma przywilej orzekania niezależnie od kogokolwiek, z ministrem sprawiedliwości i pomniejszymi szefami włącznie. Zarazem nie kto inny, tylko Barnaszewska właśnie, decyduje, kto we wrocławskim SO pracuje na posadach kierowniczych.

   Funkcyjna Kubowska-Pieniążek dostatecznie skompromitowała nie tylko państwo prawa i siebie, także swoją służbową zwierzchniczkę. Barnaszewskiej jednak najwyraźniej to nie przeszkadza…

   Przypominam: Kubowska-Pieniążek zaocznym (ja do dziś nie mam pojęcia, jak ona wygląda) i ostatecznym postanowieniem (nie przysługiwał od niego żaden środek odwoławczy) z 13.08.2009 nie zgodziła się na wznowienie postępowania w sprawie moich finansowych roszczeń (uzasadnionych precyzyjnie wskazanymi przepisami ustawowymi i udokumentowanych maksymalnie szczegółowymi wyliczeniami) wobec ZUS. Ta decyzja zadziałała niczym gilotyna i stanowi niepodważalny dowód prawniczego rozboju.

FUNKCYJNA SĘDZIA KOMPROMITUJE

RÓWNIEŻ SWĄ SZEFOWĄ

   Podczas mojej audiencji, 3.08.2009, u Ewy Barnaszewskiej - ówczesnej wiceprezes (obecnie prezes) Sądu Okręgowego we Wrocławiu i członka Krajowej Rady Sądownictwa (teraz w składzie prezydium tego organu konstytucyjnego) - gospodyni spotkania powtarzała jak pacierz, że nie ma ona prawa ingerować w orzecznictwo któregokolwiek sędziego, wprawdzie podległego jej służbowo, ale niezawisłego w wyrokowaniu również od niej. Nawet jeśli taki niezależny od kogokolwiek funkcjonariusz tzw. wymiaru sprawiedliwości przestępczo nadużywa swojej władzy, pomijając przy rozstrzyganiu mojego sporu z ZUS-em literę (że o duchu nie wspomnę) przepisów ustawowych.

   Czas pokazał, że Barnaszewska toleruje bezprawie także w granicach swoich kompetencji decyzyjnych. Świadczy o tym utrzymywanie [pisane w sierpniu 2011] przez nią Urszuli Kubowskiej-Pieniążek na stanowisku zastępcy przewodniczącego Wydziału Cywilnego Odwoławczego SO.

   Funkcjonariuszka ta dwukrotnie - stosując kazuistyczne sztuczki i lekceważąc sedno moich skarg - uniemożliwiła wznowienie postępowania w sprawie roszczeń finansowych wobec ZUS. Najpierw zignorowała fakt wcześniejszego pominięcia, przez asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia - Annę Sobczak, przepisów ustawowych, mimo konstytucyjnego obowiązku ich uwzględniania, a następnie uznała za niewarty merytorycznego rozważenia wyrok Sądu Najwyższego, w którego uzasadnieniu znalazłem potwierdzenie słuszności swojego żądania powtórki procesu w celu sprostowania skandalicznego wyroku z 10.06.2008 autorstwa tejże Sobczak (na jego mocy przyznano mi tylko symboliczne zadośćuczynienie, bez należnego odszkodowania za udokumentowane straty finansowe).

   Dopóki Kubowska-Pieniążek będzie współprzewodniczyć wydziałowi we wrocławskim SO, dopóty kształtująca tam politykę kadrową Barnaszewska bierze współodpowiedzialność za recydywę swojej podwładnej. Ani zasada niezawisłości, ani też immunitet, przed odwołaniem z funkcji administracyjnej nie chronią.

   Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby Barnaszewska na przekór okolicznościom jeszcze awansowała Kubowską-Pieniążek. W sądownictwie - bodaj najbardziej sprywatyzowanej instytucji niby w pełni państwowej - taka demonstracja kierowniczej hucpy jest jak najbardziej możliwa.

   Przy okazji pewna refleksja porównawcza. W procesach przeciwko dziennikarzom sąd często - i słusznie! - poucza pismaków o obowiązku przestrzegania szczególnej zawodowej staranności i rzetelności. Jak widać na moim przykładzie, aparatczycy Temidy wobec samych siebie aż takich wymagań nie mają.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz