KTO
ZA MNĄ STOI?
SĄD
NAJWYŻSZY!
Jeżeli sędzia nie nadaje się na
przewodniczącego wydziału, to prezes sądu powinien go odwołać - inaczej będzie
współodpowiedzialny za złą pracę swego podwładnego. Zdymisjonowanie sędziego z
dodatkowo sprawowanej funkcji administracyjnej nie narusza jego niezawisłości.
Taki - najogólniej pisząc - jest sens jednego
z orzeczeń Sądu Najwyższego, o którym poinformował Dziennik Gazeta Prawna z
20.06.2012. Moim komentarzem niech będzie przypomnienie paru niezmiennie - niestety -
aktualnych felietoników z własnego bloga.
PRZYSPAWANA
DO STOLCA
Urszula Kubowska-Pieniążek, główna
sprawczyni popełnionego przed 15 miesiącami [pisane w listopadzie 2010] przestępstwa
nadużycia władzy w mojej sprawie przeciwko Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych,
wciąż jest zastępcą przewodniczącego Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu
Okręgowego we Wrocławiu. Prezes Ewa Barnaszewska nadal toleruje fakt, że ta jej
podwładna pozwoliła sobie na zdumiewającą niezawisłość od konstytucji i innych
ustaw.
Kubowska-Pieniążek,
jak każdy sędzia, ma przywilej orzekania niezależnie od kogokolwiek, z
ministrem sprawiedliwości i pomniejszymi szefami włącznie. Zarazem nie kto
inny, tylko Barnaszewska właśnie, decyduje, kto we wrocławskim SO pracuje na
posadach kierowniczych.
Funkcyjna Kubowska-Pieniążek dostatecznie
skompromitowała nie tylko państwo prawa i siebie, także swoją służbową
zwierzchniczkę. Barnaszewskiej jednak najwyraźniej to nie przeszkadza…
Przypominam: Kubowska-Pieniążek zaocznym (ja
do dziś nie mam pojęcia, jak ona wygląda) i ostatecznym postanowieniem (nie
przysługiwał od niego żaden środek odwoławczy) z 13.08.2009 nie zgodziła się na
wznowienie postępowania w sprawie moich finansowych roszczeń (uzasadnionych
precyzyjnie wskazanymi przepisami ustawowymi i udokumentowanych maksymalnie
szczegółowymi wyliczeniami) wobec ZUS. Ta decyzja zadziałała niczym gilotyna i
stanowi niepodważalny dowód prawniczego rozboju.
FUNKCYJNA
SĘDZIA KOMPROMITUJE
RÓWNIEŻ
SWĄ SZEFOWĄ
Podczas mojej audiencji, 3.08.2009, u Ewy
Barnaszewskiej - ówczesnej wiceprezes (obecnie prezes) Sądu Okręgowego we
Wrocławiu i członka Krajowej Rady Sądownictwa (teraz w składzie prezydium tego
organu konstytucyjnego) - gospodyni spotkania powtarzała jak pacierz, że nie ma
ona prawa ingerować w orzecznictwo któregokolwiek sędziego, wprawdzie
podległego jej służbowo, ale niezawisłego w wyrokowaniu również od niej. Nawet
jeśli taki niezależny od kogokolwiek funkcjonariusz tzw. wymiaru
sprawiedliwości przestępczo nadużywa swojej władzy, pomijając przy
rozstrzyganiu mojego sporu z ZUS-em literę (że o duchu nie wspomnę) przepisów
ustawowych.
Czas pokazał, że Barnaszewska toleruje
bezprawie także w granicach swoich kompetencji decyzyjnych. Świadczy o tym
utrzymywanie [pisane w sierpniu 2011] przez nią Urszuli Kubowskiej-Pieniążek na
stanowisku zastępcy przewodniczącego Wydziału Cywilnego Odwoławczego SO.
Funkcjonariuszka ta dwukrotnie - stosując
kazuistyczne sztuczki i lekceważąc sedno moich skarg - uniemożliwiła wznowienie
postępowania w sprawie roszczeń finansowych wobec ZUS. Najpierw zignorowała
fakt wcześniejszego pominięcia, przez asesor Sądu Rejonowego dla
Wrocławia-Śródmieścia - Annę Sobczak, przepisów ustawowych, mimo
konstytucyjnego obowiązku ich uwzględniania, a następnie uznała za niewarty
merytorycznego rozważenia wyrok Sądu Najwyższego, w którego uzasadnieniu
znalazłem potwierdzenie słuszności swojego żądania powtórki procesu w celu
sprostowania skandalicznego wyroku z 10.06.2008 autorstwa tejże Sobczak (na
jego mocy przyznano mi tylko symboliczne zadośćuczynienie, bez należnego
odszkodowania za udokumentowane straty finansowe).
Dopóki Kubowska-Pieniążek będzie
współprzewodniczyć wydziałowi we wrocławskim SO, dopóty kształtująca tam
politykę kadrową Barnaszewska bierze współodpowiedzialność za recydywę swojej
podwładnej. Ani zasada niezawisłości, ani też immunitet, przed odwołaniem z
funkcji administracyjnej nie chronią.
Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby
Barnaszewska na przekór okolicznościom jeszcze awansowała Kubowską-Pieniążek. W
sądownictwie - bodaj najbardziej sprywatyzowanej instytucji niby w pełni
państwowej - taka demonstracja kierowniczej hucpy jest jak najbardziej możliwa.
Przy okazji pewna refleksja porównawcza. W procesach
przeciwko dziennikarzom sąd często - i słusznie! - poucza pismaków o obowiązku
przestrzegania szczególnej zawodowej staranności i rzetelności. Jak widać na
moim przykładzie, aparatczycy Temidy wobec samych siebie aż takich wymagań nie
mają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz