POSTSCRIPTUM
DO „BLOGERA FALKENSTEINA…”
Swoje felietony z własnego bloga www.adam-klykow.blog.onet.pl wyszukuję
przy pomocy guglarki, co czasem bywa zawodne. Poniewczasie zauważyłem, że w tekście na stronie internetowej Trybunału
Obywatelskiega, pt. "Bloger Falkenstein, czyli wizerunek sędziego III
RP" (patrz 37. odcinek "Lewego prawa"), zabrakło poniższej miniaturki, która
też powinna się tam znaleźć.
PAN
SZTRAZBURG
I
WŁADCA SĘDZIA
Cenię osobników z poczuciem humoru. Co
wyznawszy - powinienem pochwalić blogera o ksywie Falkenstein, autora bloga
"Sub iudice". Dowcipnie wspomina on, jak to Polacy pokrzywdzeni przez
funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości swojego państwa piszą skargi do
ministra, premiera i "oczywiście do Pana Sztrazburga". To ma być
ironiczny bon mocik o czepianiu się przez poszkodowanych nieuczciwym
orzecznictwem sądowym ostatniej deski ratunku, jaką bywa Europejski Trybunał
Praw Człowieka w Strasburgu.
Dlaczego mnie Falkenstein tu akurat nie
rozśmieszył? Nawet nie dlatego, żem sam jedną ze skarżących się w ETPC ofiar
prawniczego bandytyzmu (znak rozpoznawczy: niezawisłość od konstytucji i innych
ustaw) naszych szwarckieckowych cór i synów Temidy. Przede wszystkim dlatego,
że bloger ten jest - czego w przeciwieństwie do swego nazwiska nie ukrywa -
zawodowym sędzią! I jako taki żartem o "Panu Sztrazburgu" daje
świadectwo, jak zdemoralizowanym jest typkiem.
Ilu podobnych mu cyników decyduje w sądach o
cudzych losach? Więcej niż się wydaje obywatelom, którzy nigdy (szczęściarze)
nie musieli tam szukać sprawiedliwości.
03.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz