ORZECZNICZE GÓWNO?
SKĄDŻE!
WEDLE SĄDU, WYROK TRZYMA SIĘ KUPY
Gdy onegdaj Jacek T. był właścicielem komisu
samochodowego, stał się - co stwierdził jeden sąd - ofiarą oszustów. W
konsekwencji pewnemu klientowi musi zapłacić - przyznane przez inny sąd - 18
tys. zł zadośćuczynienia. Tyle że o tym wyroku z 2001, a więc i swoim długu,
długo nic nie wiedział. Nie z własnej winy.
Żądający
zapłaty napisał w pozwie, że Jacek T. mieszka przy ulicy Tysiąclecia w Zabrzu.
Sąd Okręgowy w Poznaniu wysłał tam wezwanie na proces. Wróciło z adnotacją, że
nie ma takiego adresu. To wystarczyło, aby wydać wyrok zaocznie.
Osiem
lat po uprawomocnieniu się orzeczenia, do domu Jacka T. zapukał komornik. Jakoś
nie miał trudności z ustaleniem, że dłużnik od 1990 mieszka w Bytomiu.
Przyszedł w celu wyegzekwowania nie tylko zaległego zadośćuczynienia, lecz
także ponad 32 tys. zł odsetek oraz kosztów sądowych i komorniczych. Przyniósł
rachunek na łączną kwotę ok. 80 tys. zł.
Błąd
powoda i lenistwo sądu (pierwszy podał nieprawdziwy adres pozwanego, drugiemu
nie chciało się - mimo że w międzyczasie znalazł miejsce jego zamieszkania! -
powiadomić go o rozprawie i nakazie zapłaty) sprawiły, że komornik zabiera
teraz Jackowi T. i również jego żonie (tak!) pokaźną część ich emerytur. A Sąd
Apelacyjny w Poznaniu uznał, że wszystko jest w porządku i odmówił delikwentowi,
który o swoim długu dowiedział się dopiero od komornika, prawa do ponowienia
procesu.
Sprawę
tę opisał Mateusz Cieślak w tygodniku Nie z 29.07.2010, w publikacji
zatytułowanej "Sąd wydalił wyrok".
Kogo
jak kogo, ale mnie postępowanie poznańskich sądów: okręgowego i apelacyjnego w
ogóle nie dziwi. Potwierdza tylko moją nabytą ostatnimi czasy wiedzę o fatalnie
pojmowanej solidarności zawodowej sędziów. Są oni wzorcowym przykładem
uprawiania filozofii: trzymajmy się w kupie, bo kupy nikt nie ruszy. Pozostaje
tylko nadzieja, że ktoś kiedyś to szambo wreszcie oczyści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz