Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 listopada 2012

Lewe prawo (225)


REDAKTORSKA WPADKA

   Przekaziory doniosły przed chwileczką, że za "nienależycie udokumentowany" artykuł Cezarego Gmyza o znalezieniu śladów trotylu i nitrogliceryny na wraku samolotu rozbitego 10.10.2010 pod Smoleńskiem, rada nadzorcza wydawnictwa Presspublika - właściciela dziennika "Rzeczpospolita" zarekomendowała zarządowi odwołanie ze składu redakcji (czytaj: zwolnienie dyscyplinarne) nie tylko autora kontrowersyjnej publikacji, lecz także kierownika działu krajowego Mariusza Staniszewskiego, redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego i jego widocznego na zdjęciu zastępcy Bartosza Marczuka. Natychmiast przypomniałem sobie, że ten ostatni dziennikarz był m.in. negatywnym bohaterem felietonu w moim "Blogu weredyka" z kwietnia 2008:

JAK ZACHWYCIĆ CZYTELNIKA

DZIENNIKARSKĄ TANIOCHĄ

   Z premedytacją wsadzam kij w dziennikarskie mrowisko. Z nadzieją, że czytają mnie również osoby inteligentne, które zauważą nie tylko moją widoczną gołym okiem zawiść (a niech tam!), lecz i zaprezentowane racje.

   Modelowym przykładem zdobywania taniej popularności dziennikarskiej może być redaktor Bartosz Marczuk z "Gazety Prawnej". Jako kierownik działu o nazwie "Praca", zajmującego się m.in. ZUS-em, przydzielił sam sobie (znam redakcyjną kuchnię, więc jestem tego niemal pewien) pisanie na temat wcześniejszych emerytur dla 60-letnich mężczyzn z 35-letnim stażem pracy i dotyczącego właśnie ich wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 23.10.2007. Z rozpędu założył (ściślej: chyba nie tyle on, co administrator sieci komputerowej w jego firmie) internetowe forum dyskusyjne, które stało się - zapewne dla niego niechcący, ale jednak - także trybuną do składania mu hołdów, m.in. za "rzetelność" (w porządku) i za… "odwagę" (czego miałby się tu bać jakikolwiek pismak, tego kompletnie nie rozumiem).

   Zasługą red. Marczuka jest - po prostu - zwyczajne wykonywanie swoich obowiązków zawodowych. Pisze o wcześniejszych emeryturach częściej (za to jest chwalony szczególnie) od innych, gdyż pracuje w takiej a nie innej redakcji. Np. "Gazeta Wyborcza" czy "Gazeta Wrocławska" nie mogą sobie pozwolić na ograniczanie się do publikacji o ustawach i rozporządzeniach. Muszą też karmić czytelników innymi tematami, niż tylko przekładaniem prawniczego bełkotu na język zrozumiały dla normalnych ludzi.

   Sam temat wcześniejszych emerytur wymaga od sprawnych dziennikarzy pewnego wysiłku umysłowego jedynie przy "pierwszym razie". Potem staje się on gotowcem samograjem. Przy kolejnych powrotach do tematu, w związku ze znaną porządnym dziennikarzom na pamięć procedurą legislacyjną (wieńczące pracę w komisjach uchwalenie nowelizacji przez Sejm, ewentualne propozycje poprawek bądź zatwierdzenie całości bez nich przez Senat, podpisanie przez prezydenta RP, ogłoszenie w Dzienniku Ustaw, wejście w życie) - tylko powtarzają oni w swoich tekstach w kółko, co już wcześniej w tej konkretnej sprawie ustalono i załatwiono. Leniwi lub sprytni nawet nie przepisują samych siebie, ino używają komputerowych opcji "kopiuj" i "wklej". Ot i cała filozofia. Tymczasem wierszówka leci, a co niektórzy klienci ZUS wpadają w szczery zachwyt i mają red. Marczuka za prawdziwego bohatera pracy kapitalistycznej.

   Dlaczego czepiam się akurat dziennikarza "Gazety Prawnej"? Bo to najwłaściwszy wysokonakładowy dziennik, wyspecjalizowany w interpretowaniu przepisów. Bo zamieszczane w nim wykładnie - wiem to skądinąd - są kserowane przez kierownictwo ZUS-u i przekazywane urzędnikom obsługującym klientów.

   Obserwując mało twórcze, retransmisyjne i powielaczowe dziennikarstwo red. Marczuka, adorowanego przez czytelników bezpośrednio zainteresowanych "w temacie wcześniejszych emerytur 60/35" - tak sobie myślę na marginesie, że jest pewien niezawodny sposób na uszczęśliwianie ludzi. Wystarczy wydawać biuletyn dla każdego człowieka osobno, z wyłącznie dobrymi dla niego wiadomościami - i dozgonną wdzięczność indywidualnych adresatów mielibyśmy zapewnioną.

   Ja np. chętnie przeczytałbym, niekoniecznie w gazetce tylko dla samego siebie, publikację rzetelnego i odważnego (bez ironii) red. Marczuka o bezprawiu w ZUS-ie na przykładzie ponad 9-miesięcznego represjonowania niejakiego Adama Kłykowa na podstawie przepisu, który miał go premiować za aktywność zawodową. Na razie pozostaje mi się cieszyć z jego odpowiedzi na mój e-mail (nie pierwszy wysłany do "Gazety Prawnej") z 11.03.2008, w którym napisał: "Dziękuję za list. Przyjrzymy się sprawie. Pozdrawiam". Mógł przecież w ogóle nie zareagować. Albo dać wyraz swoim podejrzeniom, że pewnie jakiś oszołom chce go wrobić między wódkę a zakąskę.

   Teraz na nic już od red. Marczuka nie liczę. No, może na jego rozliczenie się z własnym sumieniem…

   PS. Zanim umieściłem w blogu ten felieton, pierwszym jego czytelnikiem był 21.04.2008 sam red. Marczuk. Zareagował nazajutrz, nie ustosunkowując się do swej obietnicy z 11.03.2008 i do ZUS-owskiego skandalu ani słowem! Z jego nieskładnej polemiki, świadczącej o nieumiejętności czytania ze zrozumieniem, czuję się w obowiązku jedynie sprostować, że on za swoje teksty publikowane w "Gazecie Prawnej" wierszówki nie dostaje. Otrzymuje stałe wynagrodzenie, jakie zapewne mu się należy m.in. za rzetelność i odwagę w podejmowaniu tematów trudniejszych od prostych informacji o wcześniejszych emeryturach.


pro1@onet.eu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz