Z archiwum mojego "Bloga weredyka" - dwa
teksty o granicach wolności słowa na jednym konkretnym przykładzie.
KIBOLE:
TUSK, TY MATOLE!
ŁYSIAK: TY ANTYPOLSKI GENSEKU!
ŁYSIAK: TY ANTYPOLSKI GENSEKU!
Nad wolnością słowa w USA i Polsce pochylił
się nieprzyjazny rządowi Donalda Tuska dziennikarz – Waldemar Łysiak w swoim felietonie
w tygodniku „Uważam Rze” z 30.05-5.06.2011. Napisał m.in.:
„Gdyby któryś bojowy członek PO (…)
przyswoił sobie język angielski, mógłby się wyżalić anglosaskim (amerykańskim i
angielskim) politykom oraz dziennikarzom, że w jego kraju przezywa się prezesa
rady ministrów „matołem”. Ale ich reakcja bardzo by go zdziwiła – zostałby
wyśmiany. U nich taki epitet w politycznej naparzance słownej to eufemizm
(nikogo tam nie bulwersuje pokazywanie rodziny prezydenta Baracka Obamy jako
familii szympansów) – popukaliby platformersowi w głowę. Tak samo by pewnie
zrobili, gdyby ktoś im doniósł, iż tuskowiec Sławomir Nowak podlizuje się
pryncypałowi określając go mianem „geniusza” (zarezerwowanym dla
najwybitniejszych twórców i wynalazców) – ten format wazeliny jest tam uważany
za przesadny, ergo: za grubą polityczną niezręczność, czyli chybiony pijar”.
Sam Łysiak nie kibol i zamiast od matoła
wyzywa Tuska subtelniej – od antypolskiego genseka. Taki przynajmniej wydźwięk
mają, w mojej ocenie, następujące fragmenty felietonu:
„Tusk nie robi niczego pozytywnego,
rozwojowego – ino trwa. Kłania się stary dowcip o przywódcach sowieckich:
„Stalin udowodnił, że krajem może rządzić jeden człowiek. Chruszczow udowodnił,
że krajem może rządzić jakikolwiek człowiek. Breżniew udowodnił, że krajem może
w ogóle nikt nie rządzić”. Według adwersarzy Tuska, spełnia on wszystkie trzy
kryteria wzorowo”.
„Czymś zupełnie absurdalnym byłoby
wytaczanie przez persony rządowe procesów (za używanie obelg/epitetów) krytykom
poczynań władz. Immunitety dygnitarzy blokują adekwatny kontratak - ich nie
można pozwać do sądu. Ale wyobraźmy sobie cud: Donald Tusk honorowo (to
rzeczywiście byłby cud) rezygnuje z immunitetu, by sąd mógł rozpatrzyć sprawę.
Jaką sprawę? Wniesioną przez patriotów zarzucających Kaszubowi antypolskość.
Dowód? Wypowiedź Tuska dla Znaku (1987): „Co pozostanie z polskości, gdy
odejmiemy od niej cały ten wzniosło śmieszny teatr niespełnionych marzeń oraz
nieuzasadnionych urojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca
mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu.
Polskość wywołuje u mnie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg
wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej
ochoty dźwigać”. To po jaką cholerę, człowieku, dźwigasz?! Zrzuć to „brzemię”,
którym tak gardziłeś, a jednak, żeby dorwać się do stołka, wziąłeś nawet ślub
kościelny po paru dekadach małżeństwa, tuż przed wyborami, dla niedrażnienia
elektoratu! Za cytowane wyżej słowa żaden sąd nie zrobiłby premierowi krzywdy
(oddalono by pozew migiem), bo obecne sądy wiedzą komu można przylać, a kogo
trzeba głaskać, bez przejmowania się treścią i wymową dowodów, nawet tych
bezspornych. Lecz jedno jest pewne: za tego rodzaju przejaw niechęci wobec
ojczyzny żaden polityk nie mógłby w swoim kraju sięgnąć po wysoki państwowy
urząd. Takie rzeczy to tylko (…) u nas , w III RP, proszę rodactwa”.
Jak widać i słychać: ring wolny, polityczna
napierdalanka trwa! Zresztą nie tylko na stadionach i w prasie.
05.2011
"TY
MATOLE!"
A WOLNOŚĆ SŁOWA
A WOLNOŚĆ SŁOWA
Co ja sądzę o kibolskim "ty
matole!"? Adresowanym do premiera Donalda Tuska za decyzje - co prawda
podjęte przez podległych mu wojewodów, ale z jego wyraźnej woli politycznej -
zamykania stadionów przed wszystkimi kibicami piłkarskimi.
Sądzę, że taka krytyka ad personam jest
niedopuszczalna. Podpada mi pod znieważenie funkcjonariusza publicznego.
Osobiście wyraziłbym się, że postępowanie
szefa rządu było matołectwem (czyli czymś niedorzecznym, nonsensownym). Taką
krytykę ad rem - dotyczącą nie osoby, lecz sprawy - uważam za uzasadnioną.
W gniewie może nawet zaryzykowałbym
stwierdzenie, że premier zachował się jak matoł. Wyczuwacie tę subtelną
różnicę?
A tak w ogóle, to w państwie demokratycznym
wolność słowa powinna się kończyć dopiero tam, gdzie zaczynają się groźby,
użycia przemocy zwłaszcza. Reszta - prawnie dozwolona (co najwyżej ograniczona
dobrym obyczajem).
06.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz