Łączna liczba wyświetleń

sobota, 17 listopada 2012

Lewe prawo (236)


NAPISZ PAN COŚ…

   Zatelefonował do mnie pewien mężczyzna, nazwijmy go Kowalskim. Na jego prośbę spotkaliśmy się w miejscu wolnym od podsłuchu.

   Kowalski, mieszkaniec miejscowości pod Wrocławiem, opowiedział mi o swoim sąsiedzie, byłym esbeku, uprzykrzającym mu i rodzinie życie. Jeśli wierzyć słowom rozmówcy i jego pismom do "wszystkich świętych", ilustrowanym zdjęciami - istny horror.

   - Co na to policja, prokuratura, sąd? - zapytałem.

   - Sprzyja esbekowi - przekonywał Kowalski.

   - A czego pan oczekuje ode mnie?

   - Żeby pan, dziennikarz, coś o tym napisał w swoim blogu. Zapłacę…

   Wyraziłem współczucie, ale współudziału - choćby tylko pośredniego - w sąsiedzkim konflikcie odmówiłem.

   - Nie jestem adwokatem, pieniędzy za pomaganie innym ludziom brać nie mogę. Etyki zawodowej staram się przestrzegać i na emeryturze - tłumaczyłem.

   Wyjaśniłem Kowalskiemu, dlaczego nie chcę się "pchać między wódkę a zakąskę" również w czynie społecznym. Bo wtedy sąsiad może się mścić na nim jeszcze bardziej, a ja prędzej czy później stałbym się wrogiem obu stron awantury.

   - Moim nie - próbował zapewniać Kowalski.

   - Jak znam życie, zmieniłby pan zdanie - uświadomiłem mu - gdybym napisał, co na ten temat ma do powiedzenia adwersarz. A to dziennikarski obowiązek…

   Podpowiedziałem Kowalskiemu, że jeśli koniecznie chce swoją sprawę upublicznić, niech się nikim nie wyręcza i założy - nic prostszego - osobistego bloga. Bo skoro potrafi pisać do policji, prokuratury i sądu, może to robić także na własnej stronie internetowej, na redagowanie której miałby monopol i za którą brałby pełną odpowiedzialność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz