Łączna liczba wyświetleń

środa, 28 listopada 2012

Lewe prawo (248)

 
PROKURATORSKO-SĄDOWA
 
KOMPROMITACJA PRAWA
 
   Dziennik "Rzeczpospolita" z 26.11.2012 poinformował, że Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza (nazwiska sędziego brak) skazał Janusza Z. na 3 miesiące pozbawienia wolności za kradzież energii elektrycznej na kwotę 70 groszy. Redaktor Agata Łukaszewicz dodała, że koszty procesu i wykonania kary są multikrotnie wyższe od wartości nielegalnie pobranego prądu.

   W październiku 2011 Janusz Z. wrócił do domu po odbyciu wyroku za inną kradzież. Tam stwierdził, że w czasie, gdy kwaterował w więzieniu, odłączono mu dopływ energii.

   Zdaniem prokuratury (nazwiska prokuratora też brak), Janusz Z. "za pomocą przewodu elektrycznego podłączył się do żarówki oświetlającej klatkę schodową i doprowadził prąd do mieszkania". W akcie oskarżenia wartość skradzionej energii wyceniono na 10 zł.

   Janusz Z. do kradzieży się nie przyznawał, ale za namową adwokata wpłacił ową dychę na poczet naprawienia szkody. Mimo to sąd uruchomił procedurę orzeczniczą: powołał biegłego i przesłuchał świadków, wyznaczył też sześć rozpraw.

   Po kilku miesiącach ustalił, że wartość skradzionej energii wyniosła 70 groszy i wymierzył Januszowi Z. karę 3 miesięcy bezwzględnego więzienia. Wykonania wyroku zawiesić nie mógł, skazywał bowiem recydywistę.

   Sam proces kosztował państwo ponad 2 tys. zł. Trzeba było m.in. zapłacić adwokatowi za obronę z urzędu i biegłemu za ekspertyzę.

   Jeszcze wyższy jest rachunek za wykonanie kary, sięga bowiem 7,5 tys. zł. Tyle kosztuje podatników kwartalny pobyt skazanego w więzieniu.

   Przepisy mamy takie, że każda kradzież prądu to nie wykroczenie, lecz przestępstwo. Zagrożone karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.

   - Poraża mnie brak refleksji prokuratury i sądu, ale także brak poszanowania dla państwowych pieniędzy i czasu uczestników postępowania - powiedziała "Rzeczpospolitej" mecenas Marta Lech, obrończyni Janusza Z.

    Natomiast prokurator Jacek Skała z Krakowa zauważył, że jego kolega po fachu, i sędzia też, zbyt rygorystycznie trzymali się zasady legalizmu, mogli bowiem skorzystać z instytucji znikomej społecznej szkodliwości czynu zabronionego i po prostu umorzyć sprawę.
 
   Obywatele komentatorzy na forach internetowych znów mieli uzasadniony powód do - najdyplomatyczniej pisząc - krytykowania rozumu i rozsądku funkcjonariuszy publicznych w czarnych togach z czerwonym albo fioletowym żabocikiem. Prokuratura do spółki z sądem udowodniły raz jeszcze, że są niezwykle skuteczne w ściganiu i skazywaniu groszowych złodziejaszków, a zarazem skandalicznie nieudolne wobec kradnących miliony.

www.adam-klykow.blog.onet.pl

pro1@onet.eu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz