MASAŻYSTA ROBI DOBRZE.
W SĄDZIE. SĘDZIOM TEŻ
W moim ulubionym Sądzie Okręgowym we Wrocławiu działa salon masażu. Żadne tam, panie, handjoby czy insze pieszczoty erotyczne. Właściciel biznesu zapewnił Marcina Rybaka - autora publikacji wydrukowanej 6.11.2012 w "Gazecie Wrocławskiej", że oferuje tylko masaż leczniczy. Na stronie internetowej tej placówki usługowej jest informacja, że polega on na "mechanicznym drażnieniu tkanek, wywierając pośredni i bezpośredni wpływ na organizm". Ponoć coś w sam raz dla sędziów i pomniejszych tu zatrudnionych, którym od pracy na siedząco grożą np. zwyrodnienia kręgosłupa.
Swobodny wstęp do salonu masażu, znajdującego się w podziemiach sądu, ma tylko jego oczipowany kolektyw. Ale jeśli jakiś zwykły obywatel zechce skorzystać, to również może. Musi jednak wcześniej wykręcić kontaktowy numer telefoniczny z kolportowanej w sądzie ulotki reklamowej i umówić się na doprowadzenie przez osobę upoważnioną. Tyle że postronnych klientów wszelkie doznawane tam przyjemności kosztują trochę drożej.
Redaktor Rybak cytuje, w internetowej wersji swego tekstu, jednego z sędziów, który wolał pozostać anonimowy: "Wkur... mnie to. Ludzie sądzący procesy o miliony gnieżdżą się w ciasnych pokojach, a tu salon masażu. Ja nie mam czasu tam chodzić. Przecież on jest czynny w godzinach pracy".
No i co z tego, panie sędzio? Pani prezes SO - Ewie Barnaszewskiej, urzędującej w przestronnym (byłem i widziałem) gabinecie, zapewne to niespecjalnie przeszkadza.
Natomiast z tymi "godzinami pracy" to trafione jak kulą w płot. Sędziowie (dziennikarze też) nie są typowymi urzędasami - biurwami czy pierdzistołkami - aktywnymi zawodowo tylko "od-do". Ich czas pracy jest nienormowany (ja jako reporter dziennika formalnie pracowałem od dziewiątej do szesnastej, z wolnymi sobotami i świętami; w praktyce - na okrągło, czasem nawet 25 grudnia). Nieistotne, kiedy sędzia (albo dziennikarz) wykonuje swoje obowiązki służbowe. Należy go rozliczać z jakości i ilości pracy - z pewnymi wyjątkami oczywiście. Sędzia np. powinien przestrzegać punktualności rozpoczynania rozpraw (a dziennikarz - tzw. deadline, czyli ostatecznego terminu zakończenia konkretnego zadania).
www.adam-klykow.blog.onet.pl
pro1@onet.eu
www.adam-klykow.blog.onet.pl
pro1@onet.eu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz