PROKURATOR
UCIEKA,
POSZKODOWANY
ŚCIGA
W pracy Ludwik Uciurkiewicz jest strażnikiem
przestrzegania prawa. Prokuratorem Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu.
Po robocie śledczy Uciurkiewicz powinien być
wzorcem prawego obywatela, Niestety, zdarzyło się mu dać plamę.
9.08.2012 na parkingu przed jednym ze
sklepów sieci handlowej Biedronka, gdzie "codziennie niskie ceny", Uciurkiewicz
tak niefortunnie manewrował samochodem, że cofając uderzył swoim fordem w stojącego
volkswagena emeryta Jana Brzózki.
Sprawca stłuczki zaproponował poszkodowanemu
200 zł rekompensaty. Brzózka oferty nie przyjął i poprosił nieostrożnego
kierowcę o okazanie polisy ubezpieczeniowej.
Wtedy Uciurkiewicz wrócił do swojego auta i…
odjechał nim w siną dal. Nie zwolnił nawet przed usiłującym mu zastąpić drogę
świadkiem kolizji, zmuszając go do odskoczenia na bok.
Ubezpieczyciel oszacował zniszczenia
volkswagena na 1700 zł. Jego właściciel
nigdy nie odzyskałby tych pieniędzy, gdyby inny świadek incydentu nie
spisał numeru rejestracyjnego forda.
Namiar przekazano policji. A ta ustaliła, że
uciekinierem był prokurator apelacyjny.
Tak Brzózka dowiedział się, kto mu uszkodził
samochód. Choć zidentyfikowany Uciurkiewicz przyznał się do wykroczenia, za
które zwykłym śmiertelnikom grozi mandat do 500 zł - prokuratora nie można było ukarać finansowo,
bo immunitet chroni go również "prywatnie".
"Policja powiadomiła oficjalnie prokuraturę
dopiero trzy miesiące po zdarzeniu, gdy zainteresowaliśmy się sprawą" - napisał
Bartosz Józefiak w "Gazecie Wrocławskiej" z 7.11.2012. Dlaczego nie zrobiła
tego niezwłocznie? Bo Uciurkiewicz zapewnił policjantów, że sam powiadomił swoich przełożonych. Uwierzyli mu.
Zagadką pozostanie, czy w momencie stłuczki
Uciurkiewicz był trzeźwy (ten wątek jest w publikacji dziennikarskiej nieobecny). Nie można wykluczyć, że uciekając chciał uniknąć
badania alkomatem.
Co teraz Uciurkiewiczowi grozi?
Wewnątrzprokuratorski sąd dyscyplinarny, w którym najłagodniejszą karą jest
upomnienie, a najsurowszą - wydalenie ze służby.
Przy okazji "GWr." przypomniała, że wysoką
cenę za swoje przewinienie zapłacił inny wrocławski śledczy Zbigniew S. Zajmował
się ściganiem najpoważniejszych przestępstw. W 2010 został przyłapany w
tutejszym empiku na próbie kradzieży książek i płyt z muzyką, wartych w sumie 100
zł. Wobec sprawcy tego wykroczenia wszczęto postępowanie dyscyplinarne, zakończone
wydaleniem ze służby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz