ZABRAKŁO
ZNAKU ZAPYTANIA

Patrzę na ten krajobraz po katastrofie
dziennikarskim chłodnym okiem i widzę, że afery z kontrowersyjną publikacją
mogłoby w ogóle nie być, gdyby nie zabrakło pewnego drobiazgu. Wystarczyło otóż
zatytułować artykuł "Trotyl na wraku tupolewa?".
Sam niejednokrotnie, i jako reporter piszący własne teksty, i jako redaktor kwalifikujący do druku cudze,
podpierałem się znakiem zapytania, gdy miałem świadomość, że autor
zachował należytą staranność przy zbieraniu informacji, ale nie miał twardych
dowodów na bezsporne potwierdzenie jakiejś rewelacji. Wtedy ów znak interpunkcyjny
był wentylem bezpieczeństwa i pozwalał spokojniej kontynuować temat w
obie strony: wycofać się z hipotezy lub uzasadniać jej prawdziwość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz