Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 12 listopada 2012

Lewe prawo (231)


ZABRAKŁO ZNAKU ZAPYTANIA

    Bodaj żadna inna publikacja w prasie III RP nie spowodowała takiego wybuchu negatywnych emocji społeczno-politycznych. Artykuł na pierwszej stronie dziennika "Rzeczpospolita" z 30.10.2012, zatytułowany kategorycznie "Trotyl na wraku tupolewa", wysadził w powietrze nie tylko samolot pod Smoleńskiem, lecz również autora tekstu i trzech redaktorów jakoby odpowiedzialnych za jego wydrukowanie. Jeszcze bardziej podzielił Polaków na przekonanych o nieszczęśliwym wypadku i na wierzących w zamach. A jednych i drugich utwierdził w swoich racjach.

   Patrzę na ten krajobraz po katastrofie dziennikarskim chłodnym okiem i widzę, że afery z kontrowersyjną publikacją mogłoby w ogóle nie być, gdyby nie zabrakło pewnego drobiazgu. Wystarczyło otóż zatytułować artykuł "Trotyl na wraku tupolewa?".

   Sam niejednokrotnie, i jako reporter piszący własne teksty, i jako redaktor kwalifikujący do druku cudze, podpierałem się znakiem zapytania, gdy miałem świadomość, że autor zachował należytą staranność przy zbieraniu informacji, ale nie miał twardych dowodów na bezsporne potwierdzenie jakiejś rewelacji. Wtedy ów znak interpunkcyjny był wentylem bezpieczeństwa i pozwalał spokojniej kontynuować temat w obie strony: wycofać się z hipotezy lub uzasadniać jej prawdziwość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz