CZYTNIK MYŚLI
Gdybym miał choć za grosz smykałkę do
nowinek technicznych, próbowałbym najsampierw wynaleźć ustrojstwo do czytania
cudzych myśli. Coś niemożliwego, jak perpetuum mobile?

Z takimi tęgimi głowami jesteśmy po prostu
stworzeni (sam Bóg i Jezus Chrystus - potencjalny ustawowy król Polski - tak
chcą) do zmajstrowania czytnika myśli. Skoro innym (pod mniejszą opieką
opatrzności) udało się skonstruować - bliski mojej idee fixe - wariograf,
potocznie wykrywaczem kłamstw zwany…
Rzucam zatem pomysł, wy go se tera łapta, a
ja pozostaję z nadzieją, że wzmiankowanego wynalazku szczęśliwie nie dożyję.
Nie chciałbym bowiem, aby ktoś, kto słyszy od kogoś, zwłaszcza szefowa (szef)
od podwładnej (podwładnego): "Pani (pan) jest genialna (genialny)!",
mógł sprawdzić na poczekaniu, czy pochlebca nie myśli zarazem: "Boże, za
jakie grzechy muszę włazić w dupę tej idiotce (temu idiocie)?".
Niektórym wrocławskim funkcjonariuszkom tzw.
wymiaru sprawiedliwości w kontaktach ze mną niepotrzebny jakikolwiek czytnik,
by mogły rozszyfrować, co naprawdę sądzę o ich niezawisłości od litery i ducha
prawa, tudzież od etyki służbowej. Jakem weredyk: co we łbie ("łeb masz
ty, krowa i twoja teściowa" - rymowało się u mnie na podwórku w
dziecięcych czasach), to na jęzorze (niewyparzonym, trza przyznać)…
Bo ja jestem odważny niczym ten pepik ze
starej czeskiej anegdoty, który nie bał się krytykować władzy w obliczu swojej
śmiertelnej choroby. Ja co prawda raka jeszcze nie mam, ale mam lepszą od
wariackich papierów legitymację emeryta. A więc człowieka zawodowo, społecznie
i politycznie wolnego. Co dla byłego dziennikarskiego najemnika jest bezcenne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz