CZYTNIK MYŚLI
Gdybym miał choć za grosz smykałkę do
nowinek technicznych, próbowałbym najsampierw wynaleźć ustrojstwo do czytania
cudzych myśli. Coś niemożliwego, jak perpetuum mobile?
Nieprawdopodobne to mogłyby się wydawać
Kopernikowi telefon, radio, telewizja czy internet. Trzymajmy się własnej
propagandy, że Polak potrafi nie takie cuda. Osobiście poświadczam np., że
tubylczy prawnicy bez wysiłku - intelektualnego zwłaszcza - robią białe z
czarnego. Albo na odwyrtkę.
Z takimi tęgimi głowami jesteśmy po prostu
stworzeni (sam Bóg i Jezus Chrystus - potencjalny ustawowy król Polski - tak
chcą) do zmajstrowania czytnika myśli. Skoro innym (pod mniejszą opieką
opatrzności) udało się skonstruować - bliski mojej idee fixe - wariograf,
potocznie wykrywaczem kłamstw zwany…
Rzucam zatem pomysł, wy go se tera łapta, a
ja pozostaję z nadzieją, że wzmiankowanego wynalazku szczęśliwie nie dożyję.
Nie chciałbym bowiem, aby ktoś, kto słyszy od kogoś, zwłaszcza szefowa (szef)
od podwładnej (podwładnego): "Pani (pan) jest genialna (genialny)!",
mógł sprawdzić na poczekaniu, czy pochlebca nie myśli zarazem: "Boże, za
jakie grzechy muszę włazić w dupę tej idiotce (temu idiocie)?".
Niektórym wrocławskim funkcjonariuszkom tzw.
wymiaru sprawiedliwości w kontaktach ze mną niepotrzebny jakikolwiek czytnik,
by mogły rozszyfrować, co naprawdę sądzę o ich niezawisłości od litery i ducha
prawa, tudzież od etyki służbowej. Jakem weredyk: co we łbie ("łeb masz
ty, krowa i twoja teściowa" - rymowało się u mnie na podwórku w
dziecięcych czasach), to na jęzorze (niewyparzonym, trza przyznać)…
Bo ja jestem odważny niczym ten pepik ze
starej czeskiej anegdoty, który nie bał się krytykować władzy w obliczu swojej
śmiertelnej choroby. Ja co prawda raka jeszcze nie mam, ale mam lepszą od
wariackich papierów legitymację emeryta. A więc człowieka zawodowo, społecznie
i politycznie wolnego. Co dla byłego dziennikarskiego najemnika jest bezcenne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz