Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 16 października 2012

Lewe prawo (202)


SUMIENIE SĘDZIEGO CIEŚLIKOWSKIEGO

    Dziś o bardziej ludzkim obliczu sędziego Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcina Cieślikowskiego. W wywiadzie dla "Słowa Polskiego-Gazety Wrocławskiej" (internetowa wersja rozmowy ma datę 12.08.2006) miał odwagę powiedzieć redaktor Elizie Głowickiej, a za jej pośrednictwem czytelnikom tego dziennika, że w swojej karierze orzeczniczej dziewięciokrotnie zetknął się z żądaniem kary śmierci przez prokuratora i dwa razy taki wyrok wydał.

   - Chodziło o okrutne morderstwa - wspomina. W obu procesach, przeprowadzonych w latach osiemdziesiątych XX wieku w Sądzie Wojewódzkim w Jeleniej Górze, był on przewodniczącym pięcioosobowego składu sędziowskiego.

   Pierwsza sprawa dotyczyła gwałtu i zabójstwa sekretarki szkolnej koło Mysłakowic. Mordercą okazał się pracownik piekarni. Wcześniej formalnie niekarany, ale w czasie śledztwa wyszło na jaw popełnienie przez niego wielu innych napadów i gwałtów. Ową sekretarkę zamordował, by go nie ujawniła. Przyznał się do winy.

   W drugiej sprawie oskarżonym był zabójca czworga osób. Alkoholik, karany. Pierwszą ofiarę uśmiercił pod Oławą, podczas libacji. Potem pojechał do Szklarskiej Poręby, gdzie poznał kobietę samotnie wychowującą dwójkę dzieci: roczne i dwuletnie. Gdy kiedyś pili razem, wpadł w szał. Ciężko ją pobił. A że drażnił go płacz dzieci, chwycił je za nóżki i rzucił o ścianę. Na koniec zabił ich matkę.

   - To był - podkreślił Cieślikowski - ostatni wyrok śmierci, jaki zapadł w jeleniogórskim sądzie. Skazany przyjął go z kamienną twarzą. Tak samo zachowywał się w czasie egzekucji.

   Interlokutor dziennikarki wyznał, że o ile w drugim przypadku nie miał żadnych wątpliwości co do wysokości kary, o tyle w pierwszym - i owszem. Piekarz najprawdopodobniej dostałby dożywocie, ale wtedy skazanie nań było niemożliwe. Ówczesny kodeks przewidywał za zabójstwo 25 lat więzienia albo stryczek. Nie istniało prawnie nic pośredniego.

   Z pełnym szacunkiem dla Cieślikowskiego zacytuję jeszcze fragment jego odpowiedzi na pytanie, czy jest za, czy przeciw przywróceniu kary śmierci.

   - Trzeba być konsekwentnym. Skoro przed laty wydałem takie wyroki, zwłaszcza jeśli miałem możliwość wyboru innej kary, a z tego nie skorzystałem - byłoby dziwne, gdybym był jej przeciwnikiem. Dlaczego jestem za jej przywróceniem? To trwała eliminacja niebezpiecznego przestępcy. Skazany na dożywocie dalej może być groźny. Co więcej, czuje się bezkarny. Morderca, który zabił, może zrobić to ponownie. Z analizy jeleniogórskich wyroków skazujących na śmierć wynika, że prawie wszystkie okrutne zabójstwa popełniono na tle seksualnym lub na dzieciach. Ofiara była bezbronna, przypadkowa i nie sprowokowała zabójcy. Kara śmierci w jakimś stopniu zaspokaja poczucie społecznej sprawiedliwości. A tego odczucia nie można lekceważyć. Życie ludzkie jest tak cenne, że zabójca powinien mieć świadomość, iż też może je stracić. Zdaniem niektórych filozofów kara ma być zaprzeczeniem przestępstwa. Nie może być zemstą, lecz wyrównaniem krzywd. Ale ja nie jestem filozofem.
 
   Zgadzam się tu z Cieślikowskim, jak nigdy przedtem. Pod warunkiem, że kara śmierci byłaby wymierzana tylko wobec niewątpliwych człowiekobójców (przykładem takiego - Andreas Breivik).
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz