FORMALIZMY
- WSZYSTKIM,
FAKTY
- ZEREM
Od czasu do czasu usiłuję znaleźć klucz do
rozwikłania zagadki, skąd w orzecznictwie wrocławskich sądów w sprawie moich
roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nagromadziło się aż
tyle prawniczego debilizmu i bandytyzmu? Dlaczego sędziowie sprawiają wrażenie
świrów, kontynuując upodlanie kogoś już wcześniej pokrzywdzonego przez innych
funkcjonariuszy publicznych?
Wydaje mi się, że główną przyczyną patologii
w polskim "wymiarze sprawiedliwości" jest prymat prawa procesowego
nad materialnym. Formalizmy dominują nad faktami. W moim przypadku sędziowska -
nakazana im przez konstytucję - podległość ustawom ogranicza się do dowolnej
interpretacji norm Kodeksu postępowania cywilnego. Litera przepisów dotyczących
meritum sprawy jest dla czarno-fioletowych czymś niewartym zawracania sobie
głowy.
Skutkiem takich niedorzecznych i wręcz
przestępczych (dowodzących przekraczania uprawnień przez tzw. trzecią władzę!)
praktyk jest katastrofalny spadek zaufania obywateli do sądów. A nad tym
społecznym ostracyzmem unosi się zdziwiony (patrz fora internetowe) głos samych
(bezkarnych, bo chronionych immunitetem) sędziów: dlaczego ludzie (czytaj -
ofiary orzeczniczej samowolki) nas nie lubią?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz