Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 15 października 2012

Lewe prawo (201)

 
TAM GDZIE NIKT NIC NIE WIE

   Od dłuższego czasu tygodnik "Nie" publikuje serię tekstów, których negatywnym bohaterem jest sędzia Maciej Jedliński z Sądu Okręgowego w Świdnicy. W redakcyjnym sejfie dziennikarze Jerzego Urbana trzymają kwity - konkretnie: pisemne oświadczenia dających łapówki - dowodzące, że ten funkcjonariusz publiczny brał pieniądze od przestępców za ich uniewinnienie lub zwolnienie z aresztu tymczasowego.

   W normalnym kraju takim sędzią natychmiast zainteresowałyby się odpowiednie służby antykorupcyjne. Tymczasem - pisze red. Joanna Skibniewska w artykule pt. "Nietykalny sędzia" w najnowszym numerze "Nie" z 12-18.10.2012 - "ścigani przez wymiar sprawiedliwości jesteśmy my".

   "Krajowa Rada Sądownictwa - dowiadują się czytelnicy  - nic nie wie o naszych publikacjach. A powinna. Nie prowadzi więc postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego. Właściwy rzecznik dyscyplinarny też nic nie wie o tej sprawie".

   Tu wtrącę, że członkiem Prezydium KRS jest prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu - Ewa Barnaszewska. Stąd do Świdnicy zaledwie 55 km. A owym właściwym rzecznikiem dyscyplinarnym jest sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu - Marcin Cieślikowski. Rezyduje zatem równie blisko miejsca pracy domniemanego łapówkarza. Oboje naprawdę nic nie wiedzą, co się dzieje po sąsiedzku? Fakt, że nikt nie ma obowiązku czytać prasy. Ale udawać ślepych i głuchych na sygnały wysokonakładowego czasopisma ogólnopolskiego o bezprawnym postępowaniu ich kolegi po fachu po prostu nie przystoi.

   "W takiej sytuacji - wyjaśnia dziennikarce "Nie" wspomniany Cieślikowski - sprawę powinien wszcząć prokurator. Jeśli prokurator zgłosiłby taką sprawę, wówczas wiedziałbym, że coś się dzieje, ja tymczasem nie mam żadnej wiedzy na temat łapówek sędziego Jedlińskiego".

   Skibniewska informuje, że zaraz po publikacji poprzedniego artykułu o Jedlińskim, pt. "Sędzia bierze w łapę", z redakcją skontaktowała się Krystyna Zarzecka, prokurator Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu. Śledcza ta wydała najpierw postanowienie "o zwolnieniu z tajemnicy dziennikarskiej i żądaniu wydania rzeczy". Chciała, aby przesłać jej oryginały oświadczeń osób wręczających łapówki. Jakby nie wiedziała, że żaden prokurator nie może zwolnić dziennikarza z tajemnicy zawodowej. Może to zrobić tylko sąd, w wyjątkowych i ściśle określonych przypadkach.

   Zarzecka szybko się zreflektowała, bo już nazajutrz wydała nowe postanowienie "o sprostowaniu oczywistej pomyłki pisarskiej". Podtrzymała żądanie wydania oryginałów oświadczeń, odwołała natomiast "zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej". Zarazem poinformowała "o zwolnieniu z tajemnicy zawodowej wydawniczej". Tyle że czegoś takiego zwyczajnie nie ma!

   W swoim trzecim piśmie Zarzecka uchyliła i tę kuriozalną decyzję. A dziennikarze zastraszyć się nie dali i oryginałów oświadczeń jej nie przesłali.

   Skibniewska pisze również, że kierownictwo Sądu Okręgowego w Świdnicy bardziej niż dowodami brania łapówek przez Jedlińskiego zaniepokoiło się przeciekiem szczegółów z rozprawy niejawnej...
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz