Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 2 grudnia 2012

Lewe prawo (252)

 
SĄD: POKRZYWDZONYMI SĄ OSZUŚCI

   - Tu nie ma sprawiedliwości! Tu jest sąd! - zagrzmiał sędzia, gdy pokrzywdzony uparcie zwracał się doń "wysoka sprawiedliwości" zamiast "wysoki sądzie". Ten znany dowcip "z brodą" z pewnością nie śmieszy coraz liczniejsze ofiary orzeczniczej paranoi polskich sądów.

   Właśnie jestem po lekturze tabloidu "Fakt" z 1-2.12.2012, a konkretnie: zestawu tekstów o przekrętach nieistniejącej już agencji finansowej "Grosik". Wedle prokuratora Marka Żendziana z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, firma ta od grudnia 2004 do września 2005 oszukała co najmniej 8,3 tys. klientów. Przyjęła od nich, jako pośrednik, opłaty rachunków za czynsz, prąd, telefon itp. na łączną kwotę ponad 1,7 mln zł. Pieniądze te nie trafiły jednak do adresatów i nadawcy musieli regulować należności po raz wtóry. Większość oszukanych stanowią ubodzy emeryci, dla których liczy się każda zaoszczędzona złotówka. Skusiła ich niska, 99-groszowa prowizja od przelewu. 

  Tymczasem Sąd Apelacyjny  w Białymstoku prawomocnym wyrokiem z 29.11.2012 uchylił wobec dwojga oskarżonych członków zarządu agencji: 33-letniego Mariusza B. i jego rówieśnicy Magdaleny T. (na zdjęciu) obowiązek naprawienia szkody.  Poprzednio tamtejszy Sąd Okręgowy uniewinnił oboje szefów "Grosika" od zarzutu sprzeniewierzenia forsy klientów.

   Zdaniem sędziego SA Tomasza Wirzmana, "nie ma dowodów, że oskarżeni przywłaszczyli sobie te pieniądze, że wpłacili je na prywatne konta". Stwierdził też, że "w świetle prawa bezpośrednim pokrzywdzonym w tej sprawie jest firma, a nie klienci" (sic!).

   Jeśli "Fakt" wiernie czytuje słowa sędziego Wirzmana, to powiało mi grozą. Wygląda na to, że Mariusz B. i Magdalena T. chcieli robić ludziom dobrze, ale im nie wyszło - a skoro tak się nieszczęśliwie stało, nikomu pobranych wpłat oddawać nie muszą…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz