Tekst archiwalny z mojego "Bloga weredyka" z
października 2009.
ŻARTY
Z BEŁKOTU
Naukowiec z Kielc - Waldemar Korczyński był
ostatnio po raz pierwszy na rozprawie w Sądzie Najwyższym.
"Specjalnych złudzeń to raczej nie
miałem, ale wydawało mi się, że SN różni się od innych sądów m.in. poziomem
orzeczeń i sposobu dochodzenia do nich. Pomyliłem się" - napisał w tekście
zamieszczonym w niezależnym magazynie publicystów "Kontrateksty".
Najciekawsza jest końcówka tej
publikacji: "Prawo stanowi, że w sprawach karnych (przed SN we wszystkich)
strona może ustanowić jako pełnomocnika wyłącznie prawnika. W mojej opinii to
jeden z najbardziej szkodliwych przepisów.
Pakuje
on sądową dyskusję w kanał pseudouczonych rozważań prawników i praktycznie
zamyka normalnemu człowiekowi bezpośredni dostęp do tzw. sprawiedliwości.
Państwo prawnicy lubią sobie pogadać językiem, którego semantykę otacza jakaś
wiedza tajemna, a której główną zaletą jest to, że nikomu nie chciało się tego
badziewia sprawdzić. Dopinają do tego kożucha kwiatuszki w postaci cytatów z
prawa rzymskiego (oryginału), ale chyba nie dostrzegają, że Rzym padł prawie 2
tysiące lat temu, a logika poczyniła od tego czasu spore postępy. Przerost
formy nad treścią też skończył się gdzieś w okolicach Baroku. Ja nie mam nic
przeciw kwiecistym czy najeżonym mądrymi sentencjami mowom, ale uważam, że
byłoby lepiej, gdyby państwo prawnicy robili sobie od czasu do czasu
mistrzostwa w oratorstwie, czy jak tam by toto chcieli nazwać, na własny
rachunek. Jakby za kilkaset lat pojawił się jakiś nowy Wagner, to może i opera
jaka, np. „Mówcy sądowi”, by powstała.
Na razie jednak, to elementarne poczucie
przyzwoitości nakazuje w obecności nieprawników mówić językiem dla nich
zrozumiałym. To tzw. dobre wychowanie, które sędziów wprawdzie nie obowiązuje
(choć Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekał chyba, że strona ma prawo
domagać się prowadzenia rozprawy w zrozumiałym dla niej języku), ale może
dobrze byłoby być czasem uprzejmym. Ja ciekaw jestem, jak zareagowałby sąd, do
którego gadałbym o sprawie językiem algebry (a jest to możliwe). Czy nie
usiłowałby mnie czasem ukarać?
I jeszcze jedno. Kto tu jest dla kogo? Jeśli
sąd nie potrafi zrozumieć wywodu nieprawnika, to niech sobie zafunduje
tłumacza. I nie ogranicza prawa obywatela do obrony. Bo opowieści o tym, że
każdy i w każdej sprawie może znaleźć adwokata, który będzie go dobrze
reprezentował, można chyba między bajki włożyć.
A
tak nawiasem, skąd powiedzenie, że adwokat czy prokurator „wygrał”? Czy to
przypadek, czy adekwatne określenie tego, co w sądach jest. Ja boję się myśleć,
że naprawdę istnieje coś takiego, jak dobry adwokat, czy dobry prokurator. Na
razie wolę moje końskie okulary pt. każdy jest wobec prawa równy".
Ten Korczyński to jakiś kolejny
naruszyciel powagi wymiaru sprawiedliwości i całego prawniczego towarzystwa.
Dużo się naczytał, wykształciuch jeden, odświeżył sobie umysł i teraz jest,
kurwa, jak brzytwa (że posłużę się słownictwem klasyka Józefa Oleksego z czasów
biesiadowania z Aleksandrem Gudzowatym). Niebezpieczny typek. A może nawet
zbrodniarz, bo potrafi zabijać śmiechem…
PS. Pan Korczyński trochę jednak przesadził
pisząc, że "Rzym padł prawie 2 tysiące lat temu". To przecież stało
się w roku 476.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz