Przeżyłem koniec świata i równie bajeczne Boże Narodzenie - czas na powrót do rzeczywistości naszego "państwa prawa". Wznawiam pismaczenie w tym miejscu od przypomnienia tekstu archiwalnego z maja 2009 z mojego "Bloga weredyka".
ZUS
MA TO Z GŁOWY,
SĄD
- NA GŁOWIE
Na
obecnym etapie mojej wojny z bezprawiem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych najbardziej zadowolony może być…
sam ZUS, ściślej: jego funkcjonariusze. Czym prędzej wypłacili mi 3 tys. zł
zasądzonego zadośćuczynienia za ponad 9-miesięczną zwłokę w przyznaniu
należnego świadczenia przedemerytalnego - i mają sprawę z głowy. Swą debilność
udało się im okupić minimalnym kosztem. A moje wciąż aktualne roszczenie
odszkodowawcze scedowali na głowy bezmyślnie rozstrzygających sędziów Wydziału
Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbiety
Sobolewskiej-Hajbert, Anny Kuczyńskiej i Izabeli Bamburowicz.
Ten damski tercet wlazł - opisując
niearomatycznie, ale za to plastycznie - w ZUS-owskie gówno i się nim ufajdał.
Na własne życzenie! Teraz musi sensownie wyjaśnić, dlaczego sąd "w imieniu
RP" przyznał mi mniej pieniędzy niż wziął dla siebie i dlaczego domagał
się ode mnie nielegalnego dorabiania podczas pobierania zasiłku dla
bezrobotnych. Chcę też znać odpowiedź na pytanie, czy wyrok z 29.04.2009 jest
dowodem tylko na niepełnosprawność intelektualną składu orzekającego, czy także
na świadome i celowe pogwałcenie mojego prawa do rzetelnego procesu.
A wszystko to dzieje się w placówce
"wymiaru sprawiedliwości", w której nadzór nad orzecznictwem w
sprawach cywilnych sprawuje Ewa Barnaszewska - członek elitarnej Krajowej Rady
Sądownictwa. Symboliczny zbieg okoliczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz