RÓŻNICE
Sędziowie jak (też) ludzie - są różni. To
mało odkrywcze spostrzeżenie ogólne spróbuję ukonkretnić szczegółowymi przykładami
orzecznictwa w moich procesach przeciwko bezprawiu aparatczyków Zakładu Ubezpieczeń
Społecznych.
Są w mniejszości, ale spotkałem we
Wrocławiu sędziów prawych i sprawiedliwych: Bożenę Rejment-Ponikowską i Jolantę
Styczyńską-Szczotkę. Orzekały z poszanowaniem litery i ducha ustaw, zgodnie z
faktami i rozsądkiem. Na mocy ich decyzji sprawcy samowolki (urzędnicy ZUS,
którzy zastosowali w celu restrykcyjnym przepis premiujący aktywność zawodową
bezrobotnego) musieli spełnić moje - pokrzywdzonego - żądania. Dostałem należne
świadczenie przedemerytalne i odsetki za nieuzasadnioną zwłokę w jego
wypłacaniu.
Niestety, dominują sędziowie nieprawi i
niesprawiedliwi. Nawet jeśli trzymają się litery prawa, to jednocześnie
masakrują jego ducha. Tak orzekała Anna Cieślińska. Opowiedziała się po stronie
ZUS-u, represjonującego mnie za nieskorzystanie z nieobligatoryjnego przepisu promocyjnego (stało
się tak, ponieważ zostałem wprowadzony w błąd przez nieudolną biurwę
Powiatowego Urzędu Pracy).
Natomiast cała reszta: Anna Sobczak (obecnie
Sobczak-Kolek), Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska, Izabela
Bamburowicz, recydywistka Urszula Kubowska-Pieniążek, Beata Stachowiak, Ewa
Gorczyca, Grażyna Josiak i Czesław Chorzępa - to wzorce sędziowskiej samowolki.
Dowiedli oni swymi orzeczeniami, że mają gdzieś (co najmniej w nosie) i ducha, i
literę prawa. Kompletnie zignorowali te przepisy ustawowe, które - o czym świadczy
nie tylko moje widzimisię, również ich interpretacja przez Sąd Najwyższy -
nakazywały przyznać mi nie tylko symboliczne (nierekompensujące nawet
poniesionych kosztów procesu) zadośćuczynienie, lecz i odszkodowanie (za
wyliczone, na podstawie oficjalnego dokumentu ZUS, z rzadko możliwą dokładnością
do jednego grosza, straty finansowe).
I tak będzie - w mojej i jej podobnych
sprawach - do końca świata, a już na pewno dłużej niż do 21.12.2012. Dopóty,
dopóki władza polityczna nie ukróci wreszcie orzeczniczej przestępczości
władzy sądowniczej, rozzuchwalonej własną bezkarnością. Na razie funkcjonariusze
tzw. wymiaru sprawiedliwości, chronieni immunitetem przed jakąkolwiek odpowiedzialnością
za przekraczanie uprawnień, mogą krzywdzić już pokrzywdzonych do woli. Pokazując
im bezczelnie tzw. gest Kozakiewicza z sugestią: "No i co nam zrobicie?",
tudzież cytując jak swoje pamiętne przejęzyczenie premiera Jarosława
Kaczyńskiego z 19.07.2006 z jego expose w Sejmie: "Żadne krzyki i płacze nie
przekonają nas, że białe jest białe, a czarne jest czarne".
Na marginesie: ironią losu jest fakt, że o
ile walczyłem z ZUS-em nieomal na śmierć i życie o gówniane świadczenie
przedemerytalne (pod koniec jego pobierania w 2009 było to 659,66 zł netto
miesięcznie), o tyle bez żadnej niepotrzebnej wojny z tą instytucją otrzymuję
punktualnie godziwą wcześniejszą emeryturę (po odliczeniu podatku i składki na
ubezpieczenie zdrowotne, obecnie 3.571,81 zł do kieszeni). Ujawniam dochód,
wszak tego samego wymagam na co dzień od osób publicznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz