Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 lipca 2012

Lewe prawo (72)


ETYKA PRAWNIKA

   Jeśli ktoś jeszcze wierzy, że prawnicy to ludzie błogosławieni (nie tylko przez samych swoich z korporacyjnych mafii), a nawet święci (nosiciele cnót wszelakich) - niech się zastanowi nad fragmentem wywiadu Katarzyny Klukowskiej z jednym z najbardziej znanych polskich adwokatów Tadeuszem de Virion, zamieszczonego w Gazecie Wyborczej z 11.02.2010:

   "- Zna pan Krzysztofa Piesiewicza od dziecka. Kolegował się pan z jego ojcem Marianem Piesiewiczem, także adwokatem.
   - Przed wojną stary Piesiewicz był sędzią w Sądzie Okręgowym w Siedlcach. Opowiadał mi, jak pewnego razu sądził w skomplikowanej sprawie o zabójstwo. Trzeci dzień procesu, piątek. Przemawia oskarżyciel. Mija jedna godzina, druga i kolejna, a końca wystąpienia nie widać. Sędzia Piesiewicz wierci się niespokojnie i co chwila spogląda na zegarek. Dochodzi trzecia. Pod gmachem czeka już pewnie dorożka. Ma go zawieźć na stację kolejową, a dalej pociągiem do Warszawy na premierę teatralną. Prokurator wreszcie kończy, ale teraz kolej na stronę przeciwną. „Udzielam głosu obrońcy”- ogłasza z rezygnacją w głosie sędzia Piesiewicz. „Wobec wyników przewodu sądowego proszę o uniewinnienie” - mówi tylko obrońca. „Ha, mołodiec!” - wykrzykuje sędzia Piesiewicz. Sąd udaje się na naradę i ledwie po chwili ogłasza werdykt: „Niewinny!”. Sędzia pędem zbiega do dorożki, woźnica pogania konie i wieczór w teatrze zostaje uratowany".

   Jak bardzo zepsutym moralnie człowiekiem trzeba być, aby opowiadać publicznie, nie tylko w wewnątrzprawniczym towarzystwie, takie historyjki...

   PS. Ten tekst opublikowałem w swoim blogu w czerwcu 2010, na 4 miesiące przed zgonem mecenasa de Virion.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz