ETYKA PRAWNIKA
Jeśli ktoś jeszcze wierzy, że prawnicy to
ludzie błogosławieni (nie tylko przez samych swoich z korporacyjnych mafii), a
nawet święci (nosiciele cnót wszelakich) - niech się zastanowi nad fragmentem
wywiadu Katarzyny Klukowskiej z jednym z najbardziej znanych polskich adwokatów
Tadeuszem de Virion, zamieszczonego w Gazecie Wyborczej z 11.02.2010:
"- Zna pan Krzysztofa Piesiewicza od
dziecka. Kolegował się pan z jego ojcem Marianem Piesiewiczem, także adwokatem.
- Przed wojną stary Piesiewicz był sędzią w Sądzie Okręgowym w Siedlcach. Opowiadał
mi, jak pewnego razu sądził w skomplikowanej sprawie o zabójstwo. Trzeci dzień
procesu, piątek. Przemawia oskarżyciel. Mija jedna godzina, druga i kolejna, a
końca wystąpienia nie widać. Sędzia Piesiewicz wierci się niespokojnie i co
chwila spogląda na zegarek. Dochodzi trzecia. Pod gmachem czeka już pewnie
dorożka. Ma go zawieźć na stację kolejową, a dalej pociągiem do Warszawy na
premierę teatralną. Prokurator wreszcie kończy, ale teraz kolej na stronę
przeciwną. „Udzielam głosu obrońcy”- ogłasza z rezygnacją w głosie sędzia
Piesiewicz. „Wobec wyników przewodu sądowego proszę o uniewinnienie” - mówi
tylko obrońca. „Ha, mołodiec!” - wykrzykuje sędzia Piesiewicz. Sąd udaje się na
naradę i ledwie po chwili ogłasza werdykt: „Niewinny!”. Sędzia pędem zbiega do
dorożki, woźnica pogania konie i wieczór w teatrze zostaje uratowany".
Jak bardzo zepsutym moralnie człowiekiem
trzeba być, aby opowiadać publicznie, nie tylko w wewnątrzprawniczym
towarzystwie, takie historyjki...
PS. Ten tekst opublikowałem w swoim blogu w
czerwcu 2010, na 4 miesiące przed zgonem mecenasa de Virion.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz