BILOKUJ SIĘ
ALBO NIE MA ZMIŁUJ!
Polski "wymiar sprawiedliwości" wymaga
obecności jednego człowieka w dwóch miejscach naraz. A jak nie, to kara
nieuchronna!
Pan Tadeusz O., obywatel "przyjaznego
państwa", zwanego przez antypatriotów Najjaśniejszą Pomroczną, otrzymał od
tzw. trzeciej władzy dwa wezwania na różne rozprawy, wyznaczone na ten sam
dzień: 25.02.2010. Do Sądu Rejonowego w Radzyniu Podlaskim - na godzinę 11.30,
a do Sądu Okręgowego w Warszawie - na 12.15.
Obie placówki Temidy dzieli 146 kilometrów.
Ponieważ odległość ta uniemożliwiała osobiste stawiennictwo Tadeusza O. i tu, i
tam - wybrał się do SO w Warszawie, a do SR w Radzyniu Podlaskim przesłał za
pośrednictwem swego adwokata usprawiedliwienie nieobecności.
No i miał za swoje! Sędzia SR uznał
usprawiedliwienie za próbę… ukrywania się Tadeusza O. Stwierdził, że powinien
pojawić się właśnie w Radzyniu Podlaskim, ponieważ wezwanie stąd miało
wcześniejszą datę niż to przesłane mu przez SO w Warszawie. I nie ma nic do
rzeczy, że w prawie procesowym takiego przepisu o pierwszeństwie nie
uświadczysz.
Decyzją sądu, Tadeusz O. został 2.06.2010
aresztowany na trzy miesiące. Odzyskał wolność po dwóch tygodniach tylko
dlatego, że wpłacił 10 tys. zł kaucji…
Tę historyjkę znam z tygodnika "Nie" z
8.07.2010, z publikacji Macieja Wiśniowskiego pt. "Schizo-sąd. Więzienie
albo rozdwojenie", kończącej się zdankiem: "Poczucie rzeczywistości
omija polski wymiar sprawiedliwości szerokim łukiem". Oj, tak!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz