Łączna liczba wyświetleń

sobota, 21 lipca 2012

Lewe prawo (87)


SĄD ZABIJA BEZKARNIE

   Antykomunista Piotr Skórzyński swego ostatniego upokorzenia doznał nie w PRL, lecz w III RP. Sąd odmówił mu odszkodowania za niemal półroczne internowanie w stanie wojennym w więzieniu w Białołęce, stwierdzając w uzasadnieniu orzeczenia, że przecież nie miał wtedy stałej pensji, więc nie poniósł żadnych strat.

   3.06.2008 Skórzyński wyszedł z psem ze swego warszawskiego mieszkania i już do niego nie wrócił. Dwa dni później policja rzeczna zauważyła zwierzę, które nad brzegiem Wisły pilnowało plecaka swego 56-letniego pana. On sam popełnił samobójstwo, skacząc do wody. W pozostawionym liście, adresowanym do żony, napisał, że nie godzi się na nikczemnienie świata, i już tylko tyle może zrobić, by w nim nie być…

   Skórzyński był dziennikarzem. Miał odwagę krytykować m.in. patologie polskiego wymiaru sprawiedliwości w publikacjach prasowych i radiowych z 2007 i 2008, pod wspólnym tytułem „Na straży bezprawia”.

   "Czy można się dziwić, że prestiż sądów spadł niemal do zera? - pisał po przypomnieniu licznych afer z niechlubnym udziałem funkcjonariuszy tzw. trzeciej władzy. - Jedynym lekarstwem jest odebranie sędziom pozycji bezkarnej kasty, jaką mają teraz, i poddanie ich rygorom demokracji".

   W jednym z nekrologów Wojciech Piotr Kwiatek żegnał Skórzyńskiego tymi słowy:

   "Uczciwy do histerii, do bólu - jak miał patrzeć na postępującą dzień po dniu deprawację Państwa w rękach politycznych oligarchów post-okrągłostołowych, na odzyskujące wpływy i pozycje Pezetpeerię i Ubekistan, na medialny spisek przeciw rzeczywistej reformie III RP, na cynizm, hucpę, permisywizm? Na to, jak na naszych oczach, często, niestety, przy milczącym przyzwoleniu, nasz kraj staje się państwem bezprawia?".

   A Paweł Paliwoda dodał:

   "Piotr Skórzyński nie dorobił się ani majątku, ani medialnej miłości tłumów. Mógł zrobić karierę błyskawiczną i błyskotliwą, zapewnić sobie i bliskim egzystencję komfortową materialnie i psychologicznie. Wystarczyło, by wmówił sobie, że jest kimś w rodzaju Konrada Wallenroda, że bez niego wiele podlecowatych mediów byłoby jeszcze gorszych.

   Nikt nie będzie tracił czasu na psychoanalizę twoich wewnętrznych stanów. Masz być wesoły, miły i nie sprawiać kłopotów. Inaczej jesteś nieciekawy - „problematic” jak mówią Anglosasi. Jeśli masz problemy ze sobą albo ze światem, nie licz zbytnio na przyjaciół. „Przyjaciół poznaje się w biedzie”- głosi popularne przysłowie. Inne przysłowie głosi: „W biedzie poznaje się, że przyjaciół się nie ma”. Może ta druga formuła jest bliższa prawdy.

   Angażować się w zły świat z nadzieją, choć bez szans jego zmiany? A może taka szansa istnieje, może po wielu latach ustępstw i koncesji na rzecz złego nadarzy się kiedyś okazja, gdy jednym sztychem uda się odrąbać kilka łbów obłaskawionemu wieloletnim koleżeństwem smokowi? Może się nadarzy, a może nie - i co wtedy? Okazuje się, że ów przebiegły Wallenrod wyszedł na pospolitego oportunistę, kolaboranta systemu, którego ani na jotę nie udało mu się poprawić.

   Czy nie są straceńcami ze skrzywionym DNA ci nieliczni, którzy przez lata opierają się negocjacjom ze smokiem, którzy przez lata mówią mu prawdę prosto w nos? Czy nie są ludźmi bez wyobraźni, okrutnymi nawet dla siebie i dla swoich bliskich?

   Ktoś, kto wykazuje żelazną konsekwencję w bojkocie smokowiska, z zasady skazuje się na bycie outsiderem. Nie brzmi to słowo dobrze. I konsekwencje takiego stanu też nie są miłe. Trzeba mieć coś z oszołoma, żeby chcieć zmieniać paradygmaty.

   Piotra Skórzyńskiego nie miałem zaszczytu znać osobiście. Czytałem sporadycznie jego teksty rozsiane w pismach niszowych. Często o nim słyszałem. Stawał się legendą na wiele lat przed odejściem. Nie bardzo chciano mu pomóc. Nie mógł znaleźć porządnej i trwałej pracy - nawet u kolegów prawicowców. Koniec jego życia stanowi konsekwentne tego istnienia zwieńczenie".

   Jakże trafne refleksje nad grobem weredyka…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz