SĄD ZABIJA
BEZKARNIE
Antykomunista Piotr Skórzyński swego
ostatniego upokorzenia doznał nie w PRL, lecz w III RP. Sąd odmówił mu
odszkodowania za niemal półroczne internowanie w stanie wojennym w więzieniu w
Białołęce, stwierdzając w uzasadnieniu orzeczenia, że przecież nie miał wtedy
stałej pensji, więc nie poniósł żadnych strat.
3.06.2008 Skórzyński wyszedł z psem ze swego
warszawskiego mieszkania i już do niego nie wrócił. Dwa dni później policja
rzeczna zauważyła zwierzę, które nad brzegiem Wisły pilnowało plecaka swego
56-letniego pana. On sam popełnił samobójstwo, skacząc do wody. W pozostawionym
liście, adresowanym do żony, napisał, że nie godzi się na nikczemnienie świata,
i już tylko tyle może zrobić, by w nim nie być…
Skórzyński był dziennikarzem. Miał odwagę
krytykować m.in. patologie polskiego wymiaru sprawiedliwości w publikacjach
prasowych i radiowych z 2007 i 2008, pod wspólnym tytułem „Na straży bezprawia”.
"Czy można się dziwić, że prestiż sądów
spadł niemal do zera? - pisał po przypomnieniu licznych afer z niechlubnym
udziałem funkcjonariuszy tzw. trzeciej władzy. - Jedynym lekarstwem jest
odebranie sędziom pozycji bezkarnej kasty, jaką mają teraz, i poddanie ich
rygorom demokracji".
W jednym z nekrologów Wojciech Piotr Kwiatek
żegnał Skórzyńskiego tymi słowy:
"Uczciwy do histerii, do bólu - jak
miał patrzeć na postępującą dzień po dniu deprawację Państwa w rękach
politycznych oligarchów post-okrągłostołowych, na odzyskujące wpływy i pozycje
Pezetpeerię i Ubekistan, na medialny spisek przeciw rzeczywistej reformie III
RP, na cynizm, hucpę, permisywizm? Na to, jak na naszych oczach, często,
niestety, przy milczącym przyzwoleniu, nasz kraj staje się państwem
bezprawia?".
A Paweł Paliwoda dodał:
"Piotr Skórzyński nie dorobił się ani
majątku, ani medialnej miłości tłumów. Mógł zrobić karierę błyskawiczną i
błyskotliwą, zapewnić sobie i bliskim egzystencję komfortową materialnie i
psychologicznie. Wystarczyło, by wmówił sobie, że jest kimś w rodzaju Konrada
Wallenroda, że bez niego wiele podlecowatych mediów byłoby jeszcze gorszych.
Nikt nie będzie tracił czasu na
psychoanalizę twoich wewnętrznych stanów. Masz być wesoły, miły i nie sprawiać
kłopotów. Inaczej jesteś nieciekawy - „problematic” jak mówią Anglosasi. Jeśli
masz problemy ze sobą albo ze światem, nie licz zbytnio na przyjaciół.
„Przyjaciół poznaje się w biedzie”- głosi popularne przysłowie. Inne przysłowie
głosi: „W biedzie poznaje się, że przyjaciół się nie ma”. Może ta druga formuła
jest bliższa prawdy.
Angażować się w zły świat z nadzieją, choć
bez szans jego zmiany? A może taka szansa istnieje, może po wielu latach
ustępstw i koncesji na rzecz złego nadarzy się kiedyś okazja, gdy jednym
sztychem uda się odrąbać kilka łbów obłaskawionemu wieloletnim koleżeństwem smokowi?
Może się nadarzy, a może nie - i co wtedy? Okazuje się, że ów przebiegły
Wallenrod wyszedł na pospolitego oportunistę, kolaboranta systemu, którego ani
na jotę nie udało mu się poprawić.
Czy nie są straceńcami ze skrzywionym DNA ci
nieliczni, którzy przez lata opierają się negocjacjom ze smokiem, którzy przez
lata mówią mu prawdę prosto w nos? Czy nie są ludźmi bez wyobraźni, okrutnymi
nawet dla siebie i dla swoich bliskich?
Ktoś,
kto wykazuje żelazną konsekwencję w bojkocie smokowiska, z zasady skazuje się
na bycie outsiderem. Nie brzmi to słowo dobrze. I konsekwencje takiego stanu
też nie są miłe. Trzeba mieć coś z oszołoma, żeby chcieć zmieniać paradygmaty.
Piotra Skórzyńskiego nie miałem zaszczytu
znać osobiście. Czytałem sporadycznie jego teksty rozsiane w pismach niszowych.
Często o nim słyszałem. Stawał się legendą na wiele lat przed odejściem. Nie
bardzo chciano mu pomóc. Nie mógł znaleźć porządnej i trwałej pracy - nawet u
kolegów prawicowców. Koniec jego życia stanowi konsekwentne tego istnienia
zwieńczenie".
Jakże trafne refleksje nad grobem weredyka…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz