Zbiór tekstów z mojego bloga na temat zawiadomienia
organu ścigania o popełnieniu przestępstwa przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszki
tzw. wymiaru sprawiedliwości. W roli głównej: prokurator Kinga Kaźmierska-Rataj
(a standing ovation, please!).
PANI
PROKURATOR
OBROŃCZYNIĄ
SĘDZI
W państwie, gdzie mataczenie jest cnotą nie
tylko polityków, także urzędników organów ścigania i tzw. wymiaru
sprawiedliwości, ci funkcjonariusze publiczni czują się na tyle bezkarni, że
robią ze zwykłych obywateli - czyli z podatników, a więc skądinąd swych
żywicieli - durniów, którym można wmówić nienaprawialność każdej niegodziwości
władzy.
Przykładem takiej hucpy jest
postanowienie prokurator Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Starego Miasta
Kingi Kaźmierskiej-Rataj, odmawiające wszczęcia śledztwa na podstawie mojego
zawiadomienia o przekroczeniu uprawnień przez sędzie Wydziału Cywilnego
Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Urszulę Kubowską-Pieniążek, Beatę
Stachowiak i Ewę Gorczycę "wobec nie stwierdzenia zaistnienia
przestępstwa" (poprawnie powinno być: "niestwierdzenia"). Decyzja
ta oznacza pełną aprobatę dla gwałcenia przez wymienione przedstawicielki
Temidy ich konstytucyjnej podległości ustawom i dla orzekania wedle własnego
widzimisię - bez uwzględniania obowiązujących przepisów, które jednoznacznie
uzasadniają słuszność moich roszczeń odszkodowawczych za wymierne straty
finansowe poniesione na skutek samowolnych decyzji Zakładu Ubezpieczeń
Społecznych.
Przypomnę, że urzędnicy ZUS przez ponad 9
miesięcy nielegalnie blokowali mi wypłatę należnego świadczenia
przedemerytalnego, uniemożliwiając podjęcie w tym czasie jakiegokolwiek
zatrudnienia bez utraty statusu bezrobotnego, warunkującego przyznanie tegoż
świadczenia przedemerytalnego. Byłem upodlany tylko i wyłącznie dlatego, że po
wprowadzeniu mnie w błąd przez urząd pracy nie skorzystałem (mogłem, ale nie
musiałem) z przepisu premiującego (nie karzącego) aktywność zawodową
bezrobotnego.
Swoje zawiadomienie o popełnieniu
przestępstwa przekroczenia uprawnień, którym było niedopuszczenie do wznowienia
postępowania w celu zmienienia niedorzecznego wyroku z 10.06.2008, autorstwa
ówczesnej asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia Anny Sobczak,
złożyłem w prokuraturze 7.12.2010. Doręczone mi 3.01.2011 pocztą pisemne
postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa ma datę 15.12.2010.
Jestem w kropce: chwalić Kaźmierską-Rataj za
stachanowskie - jak na praktyki prokuratury - tempo załatwienia mojego donosu,
czy wyrażać brzydkie podejrzenia co do rzetelności rozpoznania sprawy? Nie mnie
spekulować…
Trzymając się faktów: 4-stronicowe
postanowienie zawiera przerost formy nad treścią. Więcej niż połowę objętości
zajmuje podwójna wyliczanka tego samego zarzutu "przekroczenia uprawnień
służbowych", osobno wobec każdej z trzech sędzi. Mniejsza reszta, czyli
uzasadnienie decyzji o odmowie wszczęcia śledztwa, jest zadziwiająco
ogólnikowa, omijająca istotę bezczelnego przekrętu Kubowskiej-Pieniążek,
Stachowiak i Gorczycy.
W postanowieniu Kaźmierskiej-Rataj, mającej
osobisty problem z czytaniem i pisaniem ze zrozumieniem, dominują bełkotliwe
wywody, że "skarga o wznowienie postępowania zakończonego prawomocnym
wyrokiem jest środkiem restytucyjnym o złożonym charakterze". Że
"można ją oprzeć jedynie na podstawach wskazanych w ustawie", zaś
"katalog tych podstaw ma charakter enumeratywny". Zarazem prokurator
całkowicie przemilcza meritum sprawy, przede wszystkim dowody pokrzywdzenia
przez wspomniany sędziowski tercet osoby i tak już pokrzywdzonej wcześniej
przez ZUS. A udokumentowany przeze mnie zarzut naruszenia przez te
reprezentantki wymiaru sprawiedliwości normy konstytucyjnej oraz litery dwóch
innych ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i
instytucjach rynku pracy - kwituje jakże obiektywnym frazesem o
"subiektywnym odczuciu zawiadamiającego".
Kaźmierska-Rataj kompromituje się
szczególnie stwierdzeniem, że "skarżący w myśl przepisów procedury
cywilnej nie wskazał żadnej z podstaw, które są niezbędne do merytorycznego
rozpoznania skargi".
Prawda jest taka, że już w pierwszym zdaniu
(nie sposób tego nie zauważyć) swojej skargi z 13.08.2009 o wznowienie
postępowania wskazałem na art. 403 par. 2 Kodeksu postępowania cywilnego, który
stanowi: "Można żądać wznowienia w razie późniejszego wykrycia takich
okoliczności faktycznych lub środków dowodowych, które mogłyby mieć wpływ na
wynik sprawy, a z których strona nie mogła skorzystać w poprzednim
postępowaniu".
Wykryłem bowiem, że zarówno asesor Sobczak w
pierwszej instancji, jak i sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu
Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela
Bamburowicz - w instancji drugiej, orzekały w mojej sprawie bez uzwględnienia
przepisów, które miały obowiązek znać (iura novit curia).
Kwestionowane przeze mnie ich wyroki z
10.06.2008 i 29.04.2009 są sprzeczne z dwoma - powiązanymi ze sobą - ustawami:
z art. 2 ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, gdzie
zapisano m.in.: "Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza
to osobę (…) niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej", oraz
z art. 2 ust. 3 ustawy o świadczeniach przedemerytalnych, gdzie z kolei
zapisano: "Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie
co najmniej 6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta
spełnia łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako
bezrobotna". Zatem wyroki te kłócą się z dyrektywą domniemania prawnego!
Gdybym ja, dziennikarz, napisał równie
wybiórczy i tendencyjny tekst, jak pani prokurator - z pewnością byłby on przez
redaktora decydującego o druku zdyskwalifikowany. Tymczasem gniot, w którym
funkcjonariuszka organu ścigania wcieliła się w rolę stronniczej obrończyni
nieuczciwych sędzi, zamiast wylądować w koszu, został z całą urzędową powagą
przesłany pokrzywdzonemu.
Kaźmierska-Rataj pouczyła, że przysługuje mi
prawo złożenia zażalenia na jej postanowienie do Wydziału Karnego Sądu
Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia. Dziękuję, ale ja w tym bezrozumnym cyrku,
z wiadomym z góry finałem, nie mam ochoty uczestniczyć. To moje wotum
nieufności wobec instytucji naszego "państwa prawa". A zwłaszcza -
wobec panującego w nich bezprawia.
Jeszcze ciekawostka nr 1: Do orzeczenia
prokuratury dołączono zarządzenie o doręczeniu odpisu postanowienia
"pokrzywdzonemu Adamowi Kłykowi". Informuję, że listonosz doręczył je
pokrzywdzonemu Adamowi Kłykowowi.
I ciekawostka nr 2: Zastanawia brak na
odpisie postanowienia imiennej pieczątki Kaźmierskiej-Rataj. Jest tylko jej
podpis i stempel prokuratury z aż dwoma błędami w nazwie (w oryginale:
"Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia Stare-Miasto"; poprawnie powinno
być: "Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia-Starego Miasta").
WOLNOŚĆ
SŁOWA POD KONTROLĄ
Niezdrowo ciekaw, kto zacz Kinga
Kaźmierska-Rataj, która zaszczyciła mnie odmową wszczęcia śledztwa przeciwko
przestępczyniom sądowym, niezawisłym od konstytucji i innych ustaw -
wyguglowałem imię i nazwisko tej wrocławskiej prokurator. I okazało się, że jej
sława ma zasięg ogólnokrajowy. Wydaje się być funkcjonariuszką do specjalnych
poruczeń, kontrolującą wolność słowa obywateli o poglądach niepoprawnych
politycznie. Znają ją zarówno polscy hip-hopowcy, rapujący na władze, jak i
obrońcy zmarłego w tajemniczych okolicznościach w maju 2010 (dzień zgonu
nieustalony) doktora Dariusza Ratajczaka - opolskiego historyka, któremu
zarzucano tzw. kłamstwo oświęcimskie.
Akurat z tymi środowiskami społecznymi mi
nie po drodze, ale do kneblowania - w moim przypadku: utrudniania swobodnego
wyrażania prawdy o bezprawiu w "państwie prawa" - się nadaję...
ODCHYLONE
OD NORMY
Zauważam podobieństwo między rozumowaniem
pani prokurator Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Starego Miasta - Kingi
Kaźmierskiej-Rataj i pani prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu - Ewy
Barnaszewskiej. Obie damy są przykładem pewnej specyficznej dewiacji zawodowej
polskich prawników.
Dla Kaźmierskiej-Rataj i Barnaszewskiej nie
mają znaczenia fakty i dowody świadomego popełnienia przestępstwa przekroczenia
uprawnień służbowych przez uzurpujące sobie niezawisłość od ustaw sędzie:
Urszulę Kubowską-Pieniążek, Beatę Stachowiak i Ewę Gorczycę. Nieważne, że
widzimisię tych funkcjonariuszek tzw. wymiaru sprawiedliwości naraziło mnie,
pokrzywdzonego przez ZUS, na dodatkowe straty finansowe.
Dla
Kaźmierskiej-Rataj i Barnaszewskiej znaczenie ma tylko to, że na naprawienie
bezprawia Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, Stachowiak i Gorczycy rzekomo nie
pozwala… prawo. Od meritum sprawy, od sprawiedliwości, obiektywizmu, logiki,
rozsądku czy uczciwości - ważniejsze są schizofreniczne procedury i paranoiczne
formalizmy.
Sędzie, chronione nie tylko przez immunitet,
także przez swoją szefową i przez prokurator, mogą gwałcić prawo zupełnie
bezkarnie. Rachunek za ich samowolkę ma płacić wyłącznie ofiara sądowego
przestępstwa, bo "takie są przepisy".
Co nie zmienia oczywistej oczywistości, że
Polska jest "państwem prawnym". Tak przecież z całą powagą prawi
konstytucja.
UPRAWOMOCNIAJĄ
BEZPRAWIE
Zastanawiałem się, czemu służy prawo w
interpretacji sędzi Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, prokurator Kingi
Kaźmierskiej-Rataj i im podobnych funkcjonariuszek publicznych. Doszedłem do
wniosku, że służy ono doprowadzaniu orzecznictwa do absurdu.
Szkodząc pokrzywdzonemu, Kubowska-Pieniążek,
Kaźmierska-Rataj etc. sprawiają wrażenie, jakby specjalnie chciały ośmieszyć
sens wymierzania sprawiedliwości. Uprawomocniając bezprawie, legalizują sądową
przestępczość.
Najgorsze,
że nikt w tym coraz bardziej irracjonalnym państwie nie jest władny przywrócić
takiej Kubowskiej-Pieniążek czy Kaźmierskiej-Rataj utracony gdziesik kontakt z
rzeczywistością i przyzwoitością. Jak długo jeszcze?
BEŁKOT
MĄDRALI
Przyznaję po dobroci: czasem ja też ulegam
tu pokusie popisania się, jaki ze mnie mądrala. Używam wtedy wyrazów, które nie
każdy czytelnik musi czy choćby tylko powinien znać. Co uchodzi w moim osobistym
blogu, nie adresowanym do debili, nie przeszłoby w tekście pisanym do
wielkonakładowej gazety, redagowanej dla tzw. masowego odbiorcy. Obowiązuje tam
dziennikarska reguła, że należy wysławiać się czytelnie - to znaczy tak, aby
treść była zrozumiała dla wykształciucha z zaliczoną podstawówką.
Mistrzami pseudouczonego bełkotu z pewnością
są prawnicy. Komunikują się urzędową nowomową nie tylko między sobą, lecz -
niestety - także w kontaktach ze światem zewnętrznym. Dominuje u nich,
magistrów uważających siebie za elitę intelektualną, koszmarna polszczyzna z
domieszką nie zawsze uzasadnionych, obcojęzycznych pożyczek. Nagminna jest
nieumiejętność stosowania znaków interpunkcyjnych, podczas gdy np. brak lub
obecność jednego przecinka może zmienić sens zdania i jego interpretację.
Uwagi te dotyczą również najnowszego z
dokumentów prawniczych, który otrzymałem - autorstwa prokurator Kingi
Kaźmierskiej-Rataj z Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Starego Miasta.
Funkcjonariuszka ta, oprócz formułowania swych myśli bez graficznych
przestanków, katuje mnie (nie wiem, za jakie grzechy) m.in. "środkiem
restytucyjnym", "częścią dyspozytywną" i "charakterem
enumeratywnym", jakby nie można było napisać o "środku przywracającym"
coś komu lub czemu, o "części zasadniczej (sentencji)" orzeczenia,
czy o "wyliczalnym (wyszczególniającym) charakterze" danego przepisu.
Wypadałoby zobowiązać prawników, a zwłaszcza
prokuratorów i sędziów, by bazgrząc cokolwiek do kogokolwiek spoza swego
środowiska zawodowego, używali słownictwa niewymagającego rozszyfrowywania i -
na litość boską! - nie masakrowali polszczyzny.
UWSPÓŁCZEŚNIAM
"WESELE"
Odkryłem idealną parę do "Tańca z
gwiazdami".
Typuję superstarsów wrocławskich organów
ścigania i "wymiaru sprawiedliwości": prokurator Kingę Kaźmierską-Rataj i
rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów Marcina
Cieślikowskiego. Pasują do siebie jak ich służbowe decyzje w mojej sprawie
przeciwko ZUS-owi, nijak się mające do litery ustaw. Oboje świetnie sobie radzą
w wygibasach orzeczniczych, więc w wygibasach tanecznych też powinni zachwycić
przynajmniej część publiki. Oczywiście nie tę samodzielnie myślącą,
poszkodowaną i bezsilną wobec ich zgodnych kroków, lecz tę odmóżdżoną przez
media, spędzającą czas przed telewizorami w marazmie czy wręcz letargu.
Edycję konkursu z udziałem
Kaźmierskiej-Rataj i Cieślikowskiego miałby zaszczyt reżyserować Andrzej Wajda,
wedle scenariusza wiecznie żywego Stanisława Wyspiańskiego, do muzyki ludowej z
wokalem nieśmiertelnego Czesława Niemiena. Bo w programie musiałby się znaleźć,
celnie wyrażający społeczno-polityczną beznadzieję, chocholi taniec, koniecznie
w rytm kulturalnie zmodyfikowanego lejtmotywu: "Mieliście, panie sędzio i
pani prokurator, złoty róg, a ostał się wam ino sznur".
W
porównaniu z literackim pierwowzorem, symbolika tych słów byłaby inna - wszak
ojczyznę wolną raczył nam przywrócić Wałęsa Lech i dziś przygrywać na
czymkolwiek do walki o wyzwolenie narodu spod obcej niewoli już nie trzeba (oj,
w tym momencie podpadam dodatkowo antysemitom). W najnowszej, troszku
stabloidyzowanej inscenizacji, ze złotego rogu zrobiłbym oznakę współbrzmienia
prawa ze sprawiedliwością, zaś ze sznura - oznakę zniewolenia obywateli
pokrzywdzonych przez rodzimych okupantów w szwarckieckach (a teraz mam
przechlapane również u wielebnych).
Boże, co za herezje wypisuję! Piekło za te
skojarzenia gwarantowane jak amen w pacierzu!
No i jeszcze jedno: w "Tańcu z
gwiazdami" występuje też 4-osobowe jury. Któż bardziej godzien być
arbitrem niźli znajome wrocławskie sędzie? Proponuję taki skład: Ewa
Barnaszewska - przewodnicząca oraz Urszula Kubowska-Pieniążek, Elżbieta
Sobolewska-Hajbert i Anna Sobczak - członkinie. Bo, proszę Państwa
(Czytelników) i państwa (prawa), obiektywizm tego dobranego, zgranego
towarzystwa, dałby rękojmię, że zwyciężyliby ci, co powinni, znaczy: sami swoi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz