Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 lipca 2012

Lewe prawo (86)


   Zbiór tekstów z mojego bloga na temat zawiadomienia organu ścigania o popełnieniu przestępstwa przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszki tzw. wymiaru sprawiedliwości. W roli głównej: prokurator Kinga Kaźmierska-Rataj (a standing ovation, please!).

PANI PROKURATOR

OBROŃCZYNIĄ SĘDZI

   W państwie, gdzie mataczenie jest cnotą nie tylko polityków, także urzędników organów ścigania i tzw. wymiaru sprawiedliwości, ci funkcjonariusze publiczni czują się na tyle bezkarni, że robią ze zwykłych obywateli - czyli z podatników, a więc skądinąd swych żywicieli - durniów, którym można wmówić nienaprawialność każdej niegodziwości władzy.

   Przykładem takiej hucpy jest postanowienie prokurator Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Starego Miasta Kingi Kaźmierskiej-Rataj, odmawiające wszczęcia śledztwa na podstawie mojego zawiadomienia o przekroczeniu uprawnień przez sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Urszulę Kubowską-Pieniążek, Beatę Stachowiak i Ewę Gorczycę "wobec nie stwierdzenia zaistnienia przestępstwa" (poprawnie powinno być: "niestwierdzenia"). Decyzja ta oznacza pełną aprobatę dla gwałcenia przez wymienione przedstawicielki Temidy ich konstytucyjnej podległości ustawom i dla orzekania wedle własnego widzimisię - bez uwzględniania obowiązujących przepisów, które jednoznacznie uzasadniają słuszność moich roszczeń odszkodowawczych za wymierne straty finansowe poniesione na skutek samowolnych decyzji Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

   Przypomnę, że urzędnicy ZUS przez ponad 9 miesięcy nielegalnie blokowali mi wypłatę należnego świadczenia przedemerytalnego, uniemożliwiając podjęcie w tym czasie jakiegokolwiek zatrudnienia bez utraty statusu bezrobotnego, warunkującego przyznanie tegoż świadczenia przedemerytalnego. Byłem upodlany tylko i wyłącznie dlatego, że po wprowadzeniu mnie w błąd przez urząd pracy nie skorzystałem (mogłem, ale nie musiałem) z przepisu premiującego (nie karzącego) aktywność zawodową bezrobotnego.

   Swoje zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przekroczenia uprawnień, którym było niedopuszczenie do wznowienia postępowania w celu zmienienia niedorzecznego wyroku z 10.06.2008, autorstwa ówczesnej asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia Anny Sobczak, złożyłem w prokuraturze 7.12.2010. Doręczone mi 3.01.2011 pocztą pisemne postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa ma datę 15.12.2010.

   Jestem w kropce: chwalić Kaźmierską-Rataj za stachanowskie - jak na praktyki prokuratury - tempo załatwienia mojego donosu, czy wyrażać brzydkie podejrzenia co do rzetelności rozpoznania sprawy? Nie mnie spekulować…

   Trzymając się faktów: 4-stronicowe postanowienie zawiera przerost formy nad treścią. Więcej niż połowę objętości zajmuje podwójna wyliczanka tego samego zarzutu "przekroczenia uprawnień służbowych", osobno wobec każdej z trzech sędzi. Mniejsza reszta, czyli uzasadnienie decyzji o odmowie wszczęcia śledztwa, jest zadziwiająco ogólnikowa, omijająca istotę bezczelnego przekrętu Kubowskiej-Pieniążek, Stachowiak i Gorczycy.

   W postanowieniu Kaźmierskiej-Rataj, mającej osobisty problem z czytaniem i pisaniem ze zrozumieniem, dominują bełkotliwe wywody, że "skarga o wznowienie postępowania zakończonego prawomocnym wyrokiem jest środkiem restytucyjnym o złożonym charakterze". Że "można ją oprzeć jedynie na podstawach wskazanych w ustawie", zaś "katalog tych podstaw ma charakter enumeratywny". Zarazem prokurator całkowicie przemilcza meritum sprawy, przede wszystkim dowody pokrzywdzenia przez wspomniany sędziowski tercet osoby i tak już pokrzywdzonej wcześniej przez ZUS. A udokumentowany przeze mnie zarzut naruszenia przez te reprezentantki wymiaru sprawiedliwości normy konstytucyjnej oraz litery dwóch innych ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy - kwituje jakże obiektywnym frazesem o "subiektywnym odczuciu zawiadamiającego".

   Kaźmierska-Rataj kompromituje się szczególnie stwierdzeniem, że "skarżący w myśl przepisów procedury cywilnej nie wskazał żadnej z podstaw, które są niezbędne do merytorycznego rozpoznania skargi".

   Prawda jest taka, że już w pierwszym zdaniu (nie sposób tego nie zauważyć) swojej skargi z 13.08.2009 o wznowienie postępowania wskazałem na art. 403 par. 2 Kodeksu postępowania cywilnego, który stanowi: "Można żądać wznowienia w razie późniejszego wykrycia takich okoliczności faktycznych lub środków dowodowych, które mogłyby mieć wpływ na wynik sprawy, a z których strona nie mogła skorzystać w poprzednim postępowaniu".

   Wykryłem bowiem, że zarówno asesor Sobczak w pierwszej instancji, jak i sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz - w instancji drugiej, orzekały w mojej sprawie bez uzwględnienia przepisów, które miały obowiązek znać (iura novit curia).

   Kwestionowane przeze mnie ich wyroki z 10.06.2008 i 29.04.2009 są sprzeczne z dwoma - powiązanymi ze sobą - ustawami: z art. 2 ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, gdzie zapisano m.in.: "Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza to osobę (…) niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej", oraz z art. 2 ust. 3 ustawy o świadczeniach przedemerytalnych, gdzie z kolei zapisano: "Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie co najmniej 6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta spełnia łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako bezrobotna". Zatem wyroki te kłócą się z dyrektywą domniemania prawnego!

   Gdybym ja, dziennikarz, napisał równie wybiórczy i tendencyjny tekst, jak pani prokurator - z pewnością byłby on przez redaktora decydującego o druku zdyskwalifikowany. Tymczasem gniot, w którym funkcjonariuszka organu ścigania wcieliła się w rolę stronniczej obrończyni nieuczciwych sędzi, zamiast wylądować w koszu, został z całą urzędową powagą przesłany pokrzywdzonemu.

   Kaźmierska-Rataj pouczyła, że przysługuje mi prawo złożenia zażalenia na jej postanowienie do Wydziału Karnego Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia. Dziękuję, ale ja w tym bezrozumnym cyrku, z wiadomym z góry finałem, nie mam ochoty uczestniczyć. To moje wotum nieufności wobec instytucji naszego "państwa prawa". A zwłaszcza - wobec panującego w nich bezprawia.

   Jeszcze ciekawostka nr 1: Do orzeczenia prokuratury dołączono zarządzenie o doręczeniu odpisu postanowienia "pokrzywdzonemu Adamowi Kłykowi". Informuję, że listonosz doręczył je pokrzywdzonemu Adamowi Kłykowowi.

   I ciekawostka nr 2: Zastanawia brak na odpisie postanowienia imiennej pieczątki Kaźmierskiej-Rataj. Jest tylko jej podpis i stempel prokuratury z aż dwoma błędami w nazwie (w oryginale: "Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia Stare-Miasto"; poprawnie powinno być: "Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia-Starego Miasta").

WOLNOŚĆ SŁOWA POD KONTROLĄ

   Niezdrowo ciekaw, kto zacz Kinga Kaźmierska-Rataj, która zaszczyciła mnie odmową wszczęcia śledztwa przeciwko przestępczyniom sądowym, niezawisłym od konstytucji i innych ustaw - wyguglowałem imię i nazwisko tej wrocławskiej prokurator. I okazało się, że jej sława ma zasięg ogólnokrajowy. Wydaje się być funkcjonariuszką do specjalnych poruczeń, kontrolującą wolność słowa obywateli o poglądach niepoprawnych politycznie. Znają ją zarówno polscy hip-hopowcy, rapujący na władze, jak i obrońcy zmarłego w tajemniczych okolicznościach w maju 2010 (dzień zgonu nieustalony) doktora Dariusza Ratajczaka - opolskiego historyka, któremu zarzucano tzw. kłamstwo oświęcimskie.

   Akurat z tymi środowiskami społecznymi mi nie po drodze, ale do kneblowania - w moim przypadku: utrudniania swobodnego wyrażania prawdy o bezprawiu w "państwie prawa" - się nadaję...

ODCHYLONE OD NORMY

   Zauważam podobieństwo między rozumowaniem pani prokurator Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Starego Miasta - Kingi Kaźmierskiej-Rataj i pani prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu - Ewy Barnaszewskiej. Obie damy są przykładem pewnej specyficznej dewiacji zawodowej polskich prawników.

   Dla Kaźmierskiej-Rataj i Barnaszewskiej nie mają znaczenia fakty i dowody świadomego popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień służbowych przez uzurpujące sobie niezawisłość od ustaw sędzie: Urszulę Kubowską-Pieniążek, Beatę Stachowiak i Ewę Gorczycę. Nieważne, że widzimisię tych funkcjonariuszek tzw. wymiaru sprawiedliwości naraziło mnie, pokrzywdzonego przez ZUS, na dodatkowe straty finansowe.

   Dla Kaźmierskiej-Rataj i Barnaszewskiej znaczenie ma tylko to, że na naprawienie bezprawia Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, Stachowiak i Gorczycy rzekomo nie pozwala… prawo. Od meritum sprawy, od sprawiedliwości, obiektywizmu, logiki, rozsądku czy uczciwości - ważniejsze są schizofreniczne procedury i paranoiczne formalizmy.

   Sędzie, chronione nie tylko przez immunitet, także przez swoją szefową i przez prokurator, mogą gwałcić prawo zupełnie bezkarnie. Rachunek za ich samowolkę ma płacić wyłącznie ofiara sądowego przestępstwa, bo "takie są przepisy".

   Co nie zmienia oczywistej oczywistości, że Polska jest "państwem prawnym". Tak przecież z całą powagą prawi konstytucja.

UPRAWOMOCNIAJĄ BEZPRAWIE

   Zastanawiałem się, czemu służy prawo w interpretacji sędzi Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, prokurator Kingi Kaźmierskiej-Rataj i im podobnych funkcjonariuszek publicznych. Doszedłem do wniosku, że służy ono doprowadzaniu orzecznictwa do absurdu.

   Szkodząc pokrzywdzonemu, Kubowska-Pieniążek, Kaźmierska-Rataj etc. sprawiają wrażenie, jakby specjalnie chciały ośmieszyć sens wymierzania sprawiedliwości. Uprawomocniając bezprawie, legalizują sądową przestępczość.

   Najgorsze, że nikt w tym coraz bardziej irracjonalnym państwie nie jest władny przywrócić takiej Kubowskiej-Pieniążek czy Kaźmierskiej-Rataj utracony gdziesik kontakt z rzeczywistością i przyzwoitością. Jak długo jeszcze?

BEŁKOT MĄDRALI

   Przyznaję po dobroci: czasem ja też ulegam tu pokusie popisania się, jaki ze mnie mądrala. Używam wtedy wyrazów, które nie każdy czytelnik musi czy choćby tylko powinien znać. Co uchodzi w moim osobistym blogu, nie adresowanym do debili, nie przeszłoby w tekście pisanym do wielkonakładowej gazety, redagowanej dla tzw. masowego odbiorcy. Obowiązuje tam dziennikarska reguła, że należy wysławiać się czytelnie - to znaczy tak, aby treść była zrozumiała dla wykształciucha z zaliczoną podstawówką.

   Mistrzami pseudouczonego bełkotu z pewnością są prawnicy. Komunikują się urzędową nowomową nie tylko między sobą, lecz - niestety - także w kontaktach ze światem zewnętrznym. Dominuje u nich, magistrów uważających siebie za elitę intelektualną, koszmarna polszczyzna z domieszką nie zawsze uzasadnionych, obcojęzycznych pożyczek. Nagminna jest nieumiejętność stosowania znaków interpunkcyjnych, podczas gdy np. brak lub obecność jednego przecinka może zmienić sens zdania i jego interpretację.

   Uwagi te dotyczą również najnowszego z dokumentów prawniczych, który otrzymałem - autorstwa prokurator Kingi Kaźmierskiej-Rataj z Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Starego Miasta. Funkcjonariuszka ta, oprócz formułowania swych myśli bez graficznych przestanków, katuje mnie (nie wiem, za jakie grzechy) m.in. "środkiem restytucyjnym", "częścią dyspozytywną" i "charakterem enumeratywnym", jakby nie można było napisać o "środku przywracającym" coś komu lub czemu, o "części zasadniczej (sentencji)" orzeczenia, czy o "wyliczalnym (wyszczególniającym) charakterze" danego przepisu.

   Wypadałoby zobowiązać prawników, a zwłaszcza prokuratorów i sędziów, by bazgrząc cokolwiek do kogokolwiek spoza swego środowiska zawodowego, używali słownictwa niewymagającego rozszyfrowywania i - na litość boską! - nie masakrowali polszczyzny.

UWSPÓŁCZEŚNIAM "WESELE"

   Odkryłem idealną parę do "Tańca z gwiazdami".

   Typuję superstarsów wrocławskich organów ścigania i "wymiaru sprawiedliwości": prokurator Kingę Kaźmierską-Rataj i rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów Marcina Cieślikowskiego. Pasują do siebie jak ich służbowe decyzje w mojej sprawie przeciwko ZUS-owi, nijak się mające do litery ustaw. Oboje świetnie sobie radzą w wygibasach orzeczniczych, więc w wygibasach tanecznych też powinni zachwycić przynajmniej część publiki. Oczywiście nie tę samodzielnie myślącą, poszkodowaną i bezsilną wobec ich zgodnych kroków, lecz tę odmóżdżoną przez media, spędzającą czas przed telewizorami w marazmie czy wręcz letargu.

   Edycję konkursu z udziałem Kaźmierskiej-Rataj i Cieślikowskiego miałby zaszczyt reżyserować Andrzej Wajda, wedle scenariusza wiecznie żywego Stanisława Wyspiańskiego, do muzyki ludowej z wokalem nieśmiertelnego Czesława Niemiena. Bo w programie musiałby się znaleźć, celnie wyrażający społeczno-polityczną beznadzieję, chocholi taniec, koniecznie w rytm kulturalnie zmodyfikowanego lejtmotywu: "Mieliście, panie sędzio i pani prokurator, złoty róg, a ostał się wam ino sznur".

   W porównaniu z literackim pierwowzorem, symbolika tych słów byłaby inna - wszak ojczyznę wolną raczył nam przywrócić Wałęsa Lech i dziś przygrywać na czymkolwiek do walki o wyzwolenie narodu spod obcej niewoli już nie trzeba (oj, w tym momencie podpadam dodatkowo antysemitom). W najnowszej, troszku stabloidyzowanej inscenizacji, ze złotego rogu zrobiłbym oznakę współbrzmienia prawa ze sprawiedliwością, zaś ze sznura - oznakę zniewolenia obywateli pokrzywdzonych przez rodzimych okupantów w szwarckieckach (a teraz mam przechlapane również u wielebnych).

   Boże, co za herezje wypisuję! Piekło za te skojarzenia gwarantowane jak amen w pacierzu!

   No i jeszcze jedno: w "Tańcu z gwiazdami" występuje też 4-osobowe jury. Któż bardziej godzien być arbitrem niźli znajome wrocławskie sędzie? Proponuję taki skład: Ewa Barnaszewska - przewodnicząca oraz Urszula Kubowska-Pieniążek, Elżbieta Sobolewska-Hajbert i Anna Sobczak - członkinie. Bo, proszę Państwa (Czytelników) i państwa (prawa), obiektywizm tego dobranego, zgranego towarzystwa, dałby rękojmię, że zwyciężyliby ci, co powinni, znaczy: sami swoi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz