Łączna liczba wyświetleń

piątek, 13 lipca 2012

Lewe prawo (75)


    Wojciech Jaruzelski jest chory na raka (chłoniak) i podobno dni jego życia są już policzone. Wcześniej stan zdrowia generała z pewnością nadwerężył incydent sprzed prawie 18 lat, który onegdaj opisałem w swoim blogu.

KAMIENIEM Z KOBYLEJ GŁOWY

W TWARZ JARUZELSKIEGO

   11.10.1994 w księgarni przy ówczesnym placu PKWN (obecnie Legionów) we Wrocławiu gościł nie pierwszy raz Wojciech Jaruzelski, w roli literata. Podpisywał swoją najnowszą książkę pt. "Stan wojenny - dlaczego?". W pewnym momencie jeden z uczestników spotkania autorskiego uderzył Jaruzelskiego w twarz owiniętym w gazetę kamieniem. Napastnikiem okazał się Stanisław Helski.

   Ten sam, którego wcześniej widywałem przelotnie w gmachu przy Podwalu 62, będącym jakiś czas naszym miejscem pracy. Moim - w redakcji Gazety Robotniczej, jego - w administrującym nią Wrocławskim Wydawnictwie Prasowym.

   Ten sam, którego widywałem później okazyjnie w jednym z obiektów u zbiegu ulic Kazimierza Wielkiego i Świdnickiej. W siedzibie dolnośląskiego oddziału Konfederacji Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego, którą reprezentował (towarzysząc liderom tej partii) na konferencjach prasowych.

   Zawsze - i przed, i po zamachu na Jaruzelskiego - Helski sprawiał na mnie wrażenie osoby wyciszonej, spokojnej, nie wadzącej nikomu. Znając go raczej tylko z widzenia, co najwyżej ze służbowych kontaktów dziennikarskich, długo nie mogłem pojąć, jak ktoś taki, i dlaczego, zaatakował generała armii, byłego PRL-owskiego ministra obrony narodowej, premiera, I sekretarza KC PZPR, przewodniczącego WRON i prezydenta państwa aż tak agresywnie.

   Zrozumiałem, gdy poznałem - za pośrednictwem profesora Jerzego Przystawy - szczegóły życiorysu Helskiego. Urodził się w roku 1929 na Zamojszczyźnie w rodzinie chłopskiej. W latach 70. XX wieku osiadł we wsi Kobyla Głowa koło Ząbkowic Śląskich, około 50 kilometrów od Wrocławia, gdzie wykupił leżącą ugorem popegeerowską ziemię i zrujnowane zabudowania, rozwijając uprawę pszenicy i hodowlę bydła. Współtworzył - jeszcze zanim nastała "Solidarność" - niezależne związki zawodowe rolników, najpierw w województwie wałbrzyskim, następnie w całym kraju. W 1981 organizował ogólnopolski protest głodowy chłopów w kościele św. Józefa w Świdnicy.

   Nie zaprzestał działalności opozycyjnej po wprowadzeniu stanu wojennego. W odwecie ówczesne władze zaczęły go szykanować.

   Wiosną 1982 państwo nakazało Helskiemu obsiać własne pole jęczmieniem. On uznał tę decyzję za bezprawną. Dokonano więc siewu przymusowego, pod eskortą milicji. I obciążono właściciela tak zagospodarowanej ziemi kosztami akcji. Po kilkunastu dniach Helski zaorał niewyrośnięte zboże. Został aresztowany i skazany "za całokształt" na 6 lat więzienia. Komornik zlicytował część majątku niepokornego rolnika. Ponadto jego jedynego syna Roberta wcielono do wojska.

   Po powrocie na wolność (jak długo rzeczywiście siedział, nie doszukałem się) Helski, zrujnowany finansowo, przystąpił do długotrwałej, samotnej - bez pomocy adwokatów - batalii z systemem prawnym PRL. Żądał uniewinnienia. Sądy jednak nie oddaliły zarzutów wobec niego. Toczące się sprawy ucięła amnestia, którą ogłoszono po zniesieniu stanu wojennego. Tyle że takie rozstrzygnięcie uniemożliwiło represjonowanemu dochodzenia roszczeń - odszkodowania i zadośćuczynienia - za bezprawne działania urzędników wobec niego.

   Sytuacji życiowej Helskiego nie zmieniły zmiany ustrojowe po 1989. Wszystkie skargi do organów państwowych (także do rzecznika praw obywatelskich) pozostawały bez echa.

   Jesienią 1992 Helski przyszedł na spotkanie Jaruzelskiego z czytelnikami do jednej z wrocławskich księgarń. Wręczył mu kopię swojego wniosku, w którym domagał się postawienia generała przed Trybunałem Stanu. Kiedy kolejne apele Helskiego o rozliczenie sprawców stanu wojennego nie odnosiły żadnego skutku, postanowił spotkać się z Jaruzelskim oko w oko raz jeszcze, ponownie w tej samej księgarni, dwa lata później. Po zranieniu generała, zamachowiec został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym. Jaruzelski publicznie wybaczył napastnikowi i wystąpił o niekaranie go przez sąd. Zapewne dlatego dostał w miarę łagodny wyrok: dwa lata w zawieszeniu i 200 zł grzywny.

   Sprawiedliwości za swoje doznane krzywdy i utracone zdrowie Helski nie tylko w PRL, także w III RP nie doczekał. Zmarł w wieku 75 lat.

   Z taką wiedzą o Helskim łatwiej mi wytłumaczyć i nawet poniekąd usprawiedliwić jego gest rozpaczy, jakim było ugodzenie Jaruzelskiego kamieniem. Nie byle jakim, bo wziętym z własnego pola w Kobylej Głowie…

   PS. Były długoletni dyrektor Wrocławskiego Wydawnictwa Prasowego Zbigniew Kawalec dopowiedział mi, że Stanisław Helski był u niego zastępcą kierownika działu administracyjnego i miał szansę na urzędniczy awans. Wolał jednak przeprowadzić się do Kobylej Głowy i zostać rolnikiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz