Wojciech Jaruzelski jest chory na raka (chłoniak) i
podobno dni jego życia są już policzone. Wcześniej stan zdrowia generała z
pewnością nadwerężył incydent sprzed prawie 18 lat, który onegdaj opisałem w
swoim blogu.
KAMIENIEM
Z KOBYLEJ GŁOWY
W
TWARZ JARUZELSKIEGO
11.10.1994 w księgarni przy ówczesnym placu
PKWN (obecnie Legionów) we Wrocławiu gościł nie pierwszy raz Wojciech
Jaruzelski, w roli literata. Podpisywał swoją najnowszą książkę pt. "Stan
wojenny - dlaczego?". W pewnym momencie jeden z uczestników spotkania
autorskiego uderzył Jaruzelskiego w twarz owiniętym w gazetę kamieniem.
Napastnikiem okazał się Stanisław Helski.
Ten sam, którego wcześniej widywałem
przelotnie w gmachu przy Podwalu 62, będącym jakiś czas naszym miejscem pracy.
Moim - w redakcji Gazety Robotniczej, jego - w administrującym nią Wrocławskim
Wydawnictwie Prasowym.
Ten sam, którego widywałem później okazyjnie
w jednym z obiektów u zbiegu ulic Kazimierza Wielkiego i Świdnickiej. W
siedzibie dolnośląskiego oddziału Konfederacji Polski Niepodległej Leszka
Moczulskiego, którą reprezentował (towarzysząc liderom tej partii) na
konferencjach prasowych.
Zawsze - i przed, i po zamachu na
Jaruzelskiego - Helski sprawiał na mnie wrażenie osoby wyciszonej, spokojnej,
nie wadzącej nikomu. Znając go raczej tylko z widzenia, co najwyżej ze
służbowych kontaktów dziennikarskich, długo nie mogłem pojąć, jak ktoś taki, i
dlaczego, zaatakował generała armii, byłego PRL-owskiego ministra obrony
narodowej, premiera, I sekretarza KC PZPR, przewodniczącego WRON i prezydenta
państwa aż tak agresywnie.
Zrozumiałem, gdy poznałem - za pośrednictwem
profesora Jerzego Przystawy - szczegóły życiorysu Helskiego. Urodził się w roku
1929 na Zamojszczyźnie w rodzinie chłopskiej. W latach 70. XX wieku osiadł we
wsi Kobyla Głowa koło Ząbkowic Śląskich, około 50 kilometrów od Wrocławia,
gdzie wykupił leżącą ugorem popegeerowską ziemię i zrujnowane zabudowania,
rozwijając uprawę pszenicy i hodowlę bydła. Współtworzył - jeszcze zanim
nastała "Solidarność" - niezależne związki zawodowe rolników, najpierw
w województwie wałbrzyskim, następnie w całym kraju. W 1981 organizował
ogólnopolski protest głodowy chłopów w kościele św. Józefa w Świdnicy.
Nie zaprzestał działalności opozycyjnej po
wprowadzeniu stanu wojennego. W odwecie ówczesne władze zaczęły go szykanować.
Wiosną 1982 państwo nakazało Helskiemu
obsiać własne pole jęczmieniem. On uznał tę decyzję za bezprawną. Dokonano więc
siewu przymusowego, pod eskortą milicji. I obciążono właściciela tak
zagospodarowanej ziemi kosztami akcji. Po kilkunastu dniach Helski zaorał
niewyrośnięte zboże. Został aresztowany i skazany "za całokształt" na
6 lat więzienia. Komornik zlicytował część majątku niepokornego rolnika.
Ponadto jego jedynego syna Roberta wcielono do wojska.
Po powrocie na wolność (jak długo
rzeczywiście siedział, nie doszukałem się) Helski, zrujnowany finansowo,
przystąpił do długotrwałej, samotnej - bez pomocy adwokatów - batalii z
systemem prawnym PRL. Żądał uniewinnienia. Sądy jednak nie oddaliły zarzutów
wobec niego. Toczące się sprawy ucięła amnestia, którą ogłoszono po zniesieniu
stanu wojennego. Tyle że takie rozstrzygnięcie uniemożliwiło represjonowanemu
dochodzenia roszczeń - odszkodowania i zadośćuczynienia - za bezprawne
działania urzędników wobec niego.
Sytuacji życiowej Helskiego nie zmieniły
zmiany ustrojowe po 1989. Wszystkie skargi do organów państwowych (także do
rzecznika praw obywatelskich) pozostawały bez echa.
Jesienią 1992 Helski przyszedł na spotkanie
Jaruzelskiego z czytelnikami do jednej z wrocławskich księgarń. Wręczył mu
kopię swojego wniosku, w którym domagał się postawienia generała przed
Trybunałem Stanu. Kiedy kolejne apele Helskiego o rozliczenie sprawców stanu
wojennego nie odnosiły żadnego skutku, postanowił spotkać się z Jaruzelskim oko
w oko raz jeszcze, ponownie w tej samej księgarni, dwa lata później. Po
zranieniu generała, zamachowiec został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym.
Jaruzelski publicznie wybaczył napastnikowi i wystąpił o niekaranie go przez
sąd. Zapewne dlatego dostał w miarę łagodny wyrok: dwa lata w zawieszeniu i 200
zł grzywny.
Sprawiedliwości za swoje doznane krzywdy i
utracone zdrowie Helski nie tylko w PRL, także w III RP nie doczekał. Zmarł w
wieku 75 lat.
Z taką wiedzą o Helskim łatwiej mi
wytłumaczyć i nawet poniekąd usprawiedliwić jego gest rozpaczy, jakim było
ugodzenie Jaruzelskiego kamieniem. Nie byle jakim, bo wziętym z własnego pola w
Kobylej Głowie…
PS. Były długoletni dyrektor Wrocławskiego
Wydawnictwa Prasowego Zbigniew Kawalec dopowiedział mi, że Stanisław Helski był
u niego zastępcą kierownika działu administracyjnego i miał szansę na
urzędniczy awans. Wolał jednak przeprowadzić się do Kobylej Głowy i zostać
rolnikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz