„Odpowiednie dać rzeczy słowo” - prawił ongiś mój ulubiony poeta CKN. Staram się - czego wyrazem dwa kolejne fragmenty mojego bloga.
PRZEPISY NA PRAWNICZY
DEBILIZM I BANDYTYZM
Przepis na prawniczy debilizm. Daj niepełnosprawnemu intelektualnie kodeksy: cywilny i postępowania cywilnego, upoważniając go do ich stosowania w imieniu RP. On je przeczyta, a może nawet wykuje na pamięć. Niewiele jednak z nich zrozumie, z braku zdolności do kojarzenia faktów i logicznego myślenia. A już zupełnie nie uzmysłowi sobie, że podczas rozstrzygania każdego sporu z osobna należy też uwzględnić literę ustaw dotyczących meritum danej sprawy.
Przepis na prawniczy bandytyzm. Daj potencjalnemu przestępcy immunitet i możliwość niekontrolowanego orzekania w imieniu państwa. Wykorzysta to, urzeczywistniając hasło: "Prawo to ja!". Wyrokując o cudzych losach z poczuciem absolutnej bezkarności i boskiej władzy, zademonstruje pokazową samowolkę i hucpiarską niezawisłość od ustaw niebędących kodeksami. Z psychopatycznym upodobaniem zajmie się upodlaniem osób już wcześniej pokrzywdzonych przez innych bezprawnie postępujących funkcjonariuszy publicznych. Może przy tym liczyć na solidarne przyzwolenie prezesa sądu, rzecznika dyscyplinarnego sędziów i innych wyżej usytuowanych w służbowej hierarchii członków swojej mafii.
Z obu testów zwolniłbym niektórych wrocławskich funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości, z Anną Sobczak, Elżbietą Sobolewską-Hajbert, Grażyną Josiak i recydywistką Urszulą Kubowską-Pieniążek na czele. W razie czego mogę poświadczyć, że oni już te egzaminy zdali w zawodowej praktyce, załatwiając odmownie moje roszczenie odszkodowawcze za udokumentowane z dokładnością do jednego grosza straty finansowe, poniesione na skutek nielegalnych decyzji urzędników ZUS.
SENS USTAW
I TRUDNIEJSZE TEMATY
Najpierw sobie zażartujmy. Na jednym z satyrycznych rysunków Andrzeja Mleczki redaktor z mikrofonem siedzi obok swego rozmówcy i zagaja: "Na rozgrzewkę zapytam pana o sens życia, a potem przejdziemy do trudniejszych tematów".
Teraz już na poważnie. Chciałbym zapytać, na rozgrzewkę, wrocławskich sędziów, orzekających w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS, czy rozumieją sens uchwalania przez parlament Konstytucji RP i ustaw do stosowania ich przy rozstrzyganiu meritum (w szczególności sedna) sporów? Po czym przeszedłbym do trudniejszego tematu: czy potrafią oni czytać literę prawa ze zrozumieniem, jak przystało na ludzi pracy umysłowej, którzy powinni umieć jako tako kojarzyć fakty?
Bo ja mam uzasadnione wrażenie, że sędziowie ci są zdolni co najwyżej do żonglowania, z wprawą porównywalną z artystami cyrkowymi, Kodeksem cywilnym i Kodeksem postępowania cywilnego. Czyli do udupiania sztuczkami formalnymi (zwłaszcza proceduralnymi) żądania precyzyjnie wyliczonego odszkodowania od funkcjonariuszy publicznych za ich decyzyjną samowolkę.
Logicznie myślącemu człowiekowi nie mieści się w głowie, że można wymagać od pokrzywdzonego, aby udowodnił, iż próbował podjąć pracę zarobkową w czasie, kiedy jednoznacznie nie pozwalały mu na to obowiązujące przepisy. Tymczasem orzekającym: Annie Sobczak, Elżbiecie Sobolewskiej-Hajbert, Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, Grażynie Josiak et consortes, tudzież patronującej całej tej głupawce Ewie Barnaszewskiej (prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu, członek Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa) - mieści się jak najbardziej.
Mam świadomość, że wracam do sprawy z uporem maniaka. Jednak prawniczemu debilizmowi i bandytyzmowi aparatczyków tzw. wymiaru sprawiedliwości odpuścić - a tym bardziej ulec - nie zamierzam! Nawet choćbym miał nic nie zyskać osobiście. Moja determinacja należy się licznym ofiarom przestępstw sądowych, które nie mają tyle czasu i odwagi, co ja, aby powalczyć o elementarną przyzwoitość do skutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz