Łączna liczba wyświetleń

piątek, 27 lipca 2012

Lewe prawo (93)


   Z archiwum mojego bloga - o sukcesie polskiego sądu wymierzającego sprawiedliwość sprawczyni niewybaczalnego wykroczenia na szkodę Skarbu Państwa.

DWA GROSZE

   Przyłapałem siebie na insynuowaniu, jakoby polski wymiar sprawiedliwości bardziej chronił przestępców i gnębił pokrzywdzonych niźli na odwrót. Niegodziwość takiego rozumowania uświadomiła mi publikacja pt. "Emerytkę do sądu za 2 grosze" w "Gazecie Wyborczej" z 28.04.2009.

   Był październik 2008. Do kiosku w centrum Łodzi przyszedł referendarz z Urzędu Kontroli Skarbowej. Udając studenta, poprosił o skserowanie legitymacji. Zapłacił 30 groszy. Odszedł. Po kilku minutach wrócił z panią inspektor, również z UKS. Zażądali paragonu fiskalnego za usługę. Nie dostali go. Fiskus stracił tym samym 7 procent zysku, czyli 2 grosze.

   Sprzedawczyni, dorabiająca do emerytury Ewa Stokowska tłumaczyła, że nie mogła nabić opłaty za ksero, bo zainstalowana nowa kasa fiskalna nie miała jeszcze nadanego kodu. Dostała mandat w wysokości 120 zł, ale go nie przyjęła.

   Ruszyła więc machina egzekucyjna. Urząd Kontroli Skarbowej wezwał kioskarkę na półtoragodzinne przesłuchanie. Raporty złożyli inspektorzy, którzy przyłapali ją na gorącym uczynku. Wreszcie UKS sporządził pięciostronicowy akt oskarżenia. Zarzucono w nim Stokowskiej narażenie Skarbu Państwa na stratę 2 groszy. Już sama dokumentacja, poczta i praca radcy prawnego UKS kosztowały podatników kilkaset złotych.

   Potem sprawa trafiła do sądu rejonowego. Ten nawet nie wezwał stron na rozprawę. Sędzia Agnieszka Walter wydała wyrok błyskawicznie. Grzywna dla Stokowskiej - 500 zł. Do tego koszty postępowania - kolejne 140 zł. Razem niemal pół emerytury.

   Rozprawa odwoławcza odbyła się 27.04.2009. Naprzeciwko broniącej się samej Stokowskiej stało czworo przedstawicieli UKS: trzech świadków i radca prawny.

   - Przyznaję się. Popełniłam błąd. Ale co miałam zrobić, jak kodu nie było? Pracodawca każe, to pracownik słucha - mówiła oskarżona przed sądem.

   - Mogła pani odmówić wykonania polecenia pracodawcy niezgodnego z prawem - przekonywała ją sędzia. - Ma pani do tego prawo.

   - A kto da pracę emerytce? Wyleciałabym, a na ulicy czeka dziesięć osób chętnych na moje miejsce. Ja tam 200 złotych miesięcznie zarabiałam. A tu chodzi o 2 grosze.

   Sędzia: - Tu nie chodzi o sumę. Popełniła pani wykroczenie karnoskarbowe. Prawo jest takie, że nawet za jeden grosz grozi to samo. Podda się pani dobrowolnie karze? Wtedy nie musielibyśmy słuchać świadków - argumentowała sędzia.

   Stokowska: - Nie. Uważam, że nie zasłużyłam na tak wysoką karę.

   Tego dnia nie udało się sądowi przesłuchać wszystkich świadków, bo już kończył pracę. Dlatego raz jeszcze zbierze się na kolejną rozprawę.

   - To jakiś absurd - skomentował "Gazecie Wyborczej" dr Jacek Skrzydło z Uniwersytetu Łódzkiego, specjalista od prawa podatkowego. - W ustawie jest pojęcie znikomej społecznej szkodliwości czynu i sprawa o te grosze to idealny przykład. Moim zdaniem, powinna być umorzona. Prawo nie może działać tak mechanicznie.

   Co ja na to? Jednoznacznie widać, że sąd postępuje jak należy! Broni - jak porządny adwokat - interesu poszkodowanego państwa, ściga - niczym gorliwy prokurator - winną finansowego przekrętu obywatelkę. Na miejscu pani Stokowskiej dziękowałbym Bogu i władzom doczesnym, że w polskim prawodawstwie nie ma kary śmierci...

05.2009

DURNE PRAWO, ALE DURA LEX

   130 zł grzywny i 170 zł kosztów procesu ma zapłacić dorabiająca do emerytury Ewa Stokowska, oskarżona o nienabicie na kasę fiskalną 30 gr za usługę ksero i tym samym o narażenie skarbu państwa na stratę 2 gr (7-proc. VAT). Tak zadecydował 26.06.2009 Sąd Rejonowy w Łodzi, a konkretnie sędzia Dorota Siewierska.

  - Nie mogę pani nie skazać - uzasadniała wyrok reprezentantka tzw. wymiaru sprawiedliwości. Kara bowiem jest za złamanie prawa podatkowego, sama wysokość przywłaszczonej kwoty (niska szkodliwość czynu) nie ma tu znaczenia.

   Jaka nauczka dla chcących robić przekręty finansowe? Jeśli już oszukiwać fiskusa, to na sumy znacznie większe. Będzie z czego opłacić adwokata i nawet jeszcze kogoś między prokuraturą a sądem, aby zadośćuczynić mądrości ludowej: kto smaruje, ten jedzie. Wtedy umorzenie z braku dowodów winy niemal gwarantowane - wszak każdy głupi wie, że dla równiejszych wobec prawa Temida potrafi być ślepa.

   A przy okazji ponawiam wniosek racjonalizatorski: zamiast sędziów typu Siewierskiej - niech w sądach orzekają komputery. Wprawdzie też są pozbawione poczucia sprawiedliwości i zdrowego rozsądku przy interpretowaniu przepisów - zarazem jednak są inteligentniejsze, obiektywniejsze i, co w kryzysie bezcenne, tańsze dla budżetu państwa.

06.2009


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz