Z archiwum mojego bloga - o sukcesie
polskiego sądu wymierzającego sprawiedliwość sprawczyni niewybaczalnego wykroczenia na szkodę
Skarbu Państwa.
DWA
GROSZE
Przyłapałem siebie na insynuowaniu, jakoby
polski wymiar sprawiedliwości bardziej chronił przestępców i gnębił
pokrzywdzonych niźli na odwrót. Niegodziwość takiego rozumowania uświadomiła mi
publikacja pt. "Emerytkę do sądu za 2 grosze" w "Gazecie Wyborczej" z
28.04.2009.
Był październik 2008. Do kiosku w centrum
Łodzi przyszedł referendarz z Urzędu Kontroli Skarbowej. Udając studenta,
poprosił o skserowanie legitymacji. Zapłacił 30 groszy. Odszedł. Po kilku
minutach wrócił z panią inspektor, również z UKS. Zażądali paragonu fiskalnego
za usługę. Nie dostali go. Fiskus stracił tym samym 7 procent zysku, czyli 2
grosze.
Sprzedawczyni,
dorabiająca do emerytury Ewa Stokowska tłumaczyła, że nie mogła nabić opłaty za
ksero, bo zainstalowana nowa kasa fiskalna nie miała jeszcze nadanego kodu.
Dostała mandat w wysokości 120 zł, ale go nie przyjęła.
Ruszyła więc machina egzekucyjna. Urząd
Kontroli Skarbowej wezwał kioskarkę na półtoragodzinne przesłuchanie. Raporty
złożyli inspektorzy, którzy przyłapali ją na gorącym uczynku. Wreszcie UKS
sporządził pięciostronicowy akt oskarżenia. Zarzucono w nim Stokowskiej
narażenie Skarbu Państwa na stratę 2 groszy. Już sama dokumentacja, poczta i
praca radcy prawnego UKS kosztowały podatników kilkaset złotych.
Potem sprawa trafiła do sądu rejonowego. Ten
nawet nie wezwał stron na rozprawę. Sędzia Agnieszka Walter wydała wyrok
błyskawicznie. Grzywna dla Stokowskiej - 500 zł. Do tego koszty postępowania -
kolejne 140 zł. Razem niemal pół emerytury.
Rozprawa odwoławcza odbyła się 27.04.2009.
Naprzeciwko broniącej się samej Stokowskiej stało czworo przedstawicieli UKS:
trzech świadków i radca prawny.
- Przyznaję się. Popełniłam błąd. Ale co
miałam zrobić, jak kodu nie było? Pracodawca każe, to pracownik słucha - mówiła
oskarżona przed sądem.
- Mogła pani odmówić wykonania polecenia
pracodawcy niezgodnego z prawem - przekonywała ją sędzia. - Ma pani do tego
prawo.
- A kto da pracę emerytce? Wyleciałabym, a
na ulicy czeka dziesięć osób chętnych na moje miejsce. Ja tam 200 złotych
miesięcznie zarabiałam. A tu chodzi o 2 grosze.
Sędzia: - Tu nie chodzi o sumę. Popełniła
pani wykroczenie karnoskarbowe. Prawo jest takie, że nawet za jeden grosz grozi
to samo. Podda się pani dobrowolnie karze? Wtedy nie musielibyśmy słuchać
świadków - argumentowała sędzia.
Stokowska: - Nie. Uważam, że nie zasłużyłam
na tak wysoką karę.
Tego dnia nie udało się sądowi przesłuchać
wszystkich świadków, bo już kończył pracę. Dlatego raz jeszcze zbierze się na
kolejną rozprawę.
- To jakiś absurd - skomentował "Gazecie
Wyborczej" dr Jacek Skrzydło z Uniwersytetu Łódzkiego, specjalista od prawa
podatkowego. - W ustawie jest pojęcie znikomej społecznej szkodliwości czynu i
sprawa o te grosze to idealny przykład. Moim zdaniem, powinna być umorzona.
Prawo nie może działać tak mechanicznie.
Co ja na to? Jednoznacznie widać, że sąd
postępuje jak należy! Broni - jak porządny adwokat - interesu poszkodowanego
państwa, ściga - niczym gorliwy prokurator - winną finansowego przekrętu obywatelkę.
Na miejscu pani Stokowskiej dziękowałbym Bogu i władzom doczesnym, że w polskim
prawodawstwie nie ma kary śmierci...
05.2009
DURNE PRAWO, ALE DURA LEX
130 zł grzywny i 170 zł kosztów procesu ma
zapłacić dorabiająca do emerytury Ewa Stokowska, oskarżona o nienabicie na kasę
fiskalną 30 gr za usługę ksero i tym samym o narażenie skarbu państwa na stratę
2 gr (7-proc. VAT). Tak zadecydował 26.06.2009 Sąd Rejonowy w Łodzi, a
konkretnie sędzia Dorota Siewierska.
- Nie mogę pani nie skazać - uzasadniała
wyrok reprezentantka tzw. wymiaru sprawiedliwości. Kara bowiem jest za złamanie
prawa podatkowego, sama wysokość przywłaszczonej kwoty (niska szkodliwość
czynu) nie ma tu znaczenia.
Jaka nauczka dla chcących robić przekręty
finansowe? Jeśli już oszukiwać fiskusa, to na sumy znacznie większe. Będzie z
czego opłacić adwokata i nawet jeszcze kogoś między prokuraturą a sądem, aby
zadośćuczynić mądrości ludowej: kto smaruje, ten jedzie. Wtedy umorzenie z
braku dowodów winy niemal gwarantowane - wszak każdy głupi wie, że dla
równiejszych wobec prawa Temida potrafi być ślepa.
A przy okazji ponawiam wniosek
racjonalizatorski: zamiast sędziów typu Siewierskiej - niech w sądach orzekają
komputery. Wprawdzie też są pozbawione poczucia sprawiedliwości i zdrowego
rozsądku przy interpretowaniu przepisów - zarazem jednak są inteligentniejsze,
obiektywniejsze i, co w kryzysie bezcenne, tańsze dla budżetu państwa.
06.2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz