Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 lipca 2012

Lewe prawo (92)


   Sędziowie też mają prawo do niewiary w sądową sprawiedliwość i zdarza się im wymierzyć ją własnoręcznie, a nawet własnonożnie. Uwaga, będą momenty!

JAK SĘDZIA SĘDZIEGO

W SĄDZIE SAMOSĄDZIŁ

   Miejsce zdarzenia: Sąd Rejonowy w Strzelcach Opolskich. Osoby: sędzia Jarosław M. i sędzia Piotr S..

   Akcja. W kwietniu 2008 w czasie godzin pracy Jarosław M. wszedł do gabinetu Piotra S. i wymierzył swojemu koledze po fachu cios pięścią w twarz. Skutkiem uderzenia był silny krwotok i złamanie nosa. Napastnik wyładował swą wściekłość za podważenie przez napadniętego zwolnienia lekarskiego sędzi Małgorzaty M. Prywatnie - żony chuligana w todze.

   Reakcja. Piotr S.. pozwał Jarosława M. za coś, co prawnicy nazywają "naruszeniem nietykalności cielesnej". Sąd Rejonowy w Gliwicach w województwie śląskim (w opolskim nikt nie chciał sądzić tutejszego sędziego) uznał oskarżonego winnym pobicia. Skazał go na 6 tys. zł grzywny i 2 tys. zł nawiązki z przeznaczeniem na rehabilitację osób niepełnosprawnych. Musi też zapłacić 870 zł kosztów procesu.

   Dogrywka. Jarosław M. z pewnością złoży odwołanie od wyroku. Gdyby bowiem to orzeczenie się uprawomocniło, ukarany sędzia musiałby zostać wydalony z zawodu. Na razie jest zawieszony w pełnieniu obowiązków służbowych i nie prowadzi rozpraw. Co nie przeszkadza mu pobierać - zgodnie z przepisami - połowy pensji (czyli kwoty i tak wyższej od średniej płacy w kraju) za nicnierobienie.

10.2010

ANTYLEKCJA MATACZENIA

   Pisałem już, jak w 2008 sędzia Sądu Rejonowego w Strzelcach Opolskich - Jarosław M. w miejscu pracy złamał nos koledze po fachu Piotrowi S. Uderzył go za podważenie wiarogodności zwolnienia lekarskiego swojej żony Małgorzaty J., też wyrokującej w tejże placówce Temidy.

   Krewki reprezentant wymiaru - he, he, he! - sprawiedliwości został pozbawiony ochrony, czyli immunitetu. Incydentem zajęła się prokuratura, oskarżając sprawcę pobicia o naruszenie nietykalności cielesnej i znieważenie funkcjonariusza publicznego.

   W procesie przed Sądem Rejonowym w Gliwicach Jarosław M. został uznany za winnego napaści na Piotra S. i zranienia mu twarzy. Za to został skazany na grzywnę w wysokości 6 tys. zł i na 2 tys. zł nawiązki.

   Jarosław M. złożył apelację od wyroku. Sędzia wyliczył sądowi szereg uchybień i zażądał powtórzenia procesu.

   Zdaniem oskarżonego, złamanie nosa koledze nie było wynikiem napaści, tylko obrony koniecznej. "Prawo do obrony przed bezprawnym zamachem jest jednym z podmiotowych praw człowieka" - podkreślił rezolutnie Jarosław M. w odwołaniu. I stwierdził dobitnie, że to Piotr S. zaatakował pierwszy. Miał go mianowicie zacząć kopać.

   Jarosław M. zarzucił sądowi, że nie przeanalizował "niemal chorobliwej ambicji pokrzywdzonego i jego zazdrości o pełnione funkcje i pochwały". Adwersarz miał "demonstrować swoją niechęć" choćby "ostentacyjnym niepogratulowaniem" mu, gdy awansował.

   Z kolei Piotr S. bronił się wcześniej tak: "O mojej niewinności decyduje fakt, że byłem w butach z miękkiej skóry, które poddają się wraz z ugięciem stopy i gdybym chciał kopać, skutkowałoby to urazem palca". A podczas wizji lokalnej wyjaśniał: "Miałem buty na skórzanej podeszwie i od kopnięcia załamałyby się".

   Ponadto Jarosław M. nie zgadza się z ustaleniami sądu, że uderzając kolegę "naruszył nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego w czasie pełnienia służby". Zdaniem oskarżonego sędziego, samo przebywanie w miejscu pracy nie oznacza automatycznie, że pełni się obowiązki służbowe, osoba zatrudniona może bowiem w czasie urzędowania mieć przerwy w ich wykonywaniu.

   Od wyroku apelację złożyli także sam Piotr S. i prokuratura. Nie zgadzają się z uniewinnieniem Jarosława M. od zarzutu znieważenia.

   Skonfliktowanym z prawem przestępcom i inszej swołoczy radzę nie naśladować obu wzmiankowanych sędziów. Głupiej mataczyć chyba się nie da.

02.2011


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz