WEWNĄTRZSĄDOWI TROPICIELE
NEPOTYZMU
Dla mnie bomba!
Pracownicy Sądu Rejonowego w Lublinie
zdobyli się - co prawda anonimowo, ale jednak - na odwagę i założyli bloga, w
którym krytykują, ile wlezie, swoich własnych szefów, za nepotyzm itp.
grzeszki. A że, jak na prawników, piszą lekko i dowcipnie, czyta się ich z tym
większym podziwem.
Blog ma łaciński tytuł: "Summum ius
summa iniura" (co znaczy: "Szczyt prawa to szczyt bezprawia"
albo "Najwyższe prawo może stać się najwyższym bezprawiem") oraz
polski podtytuł: "Lubelski sąd, jakiego nie znacie". Ta strona internetowa
istnieje od 5.11.2010 (data pierwszego wpisu) i do 2.12.2010 [tego dnia
opublikowałem ten tekst w swoim "Blogu weredyka…"] zapełniła się 8 felietonami,
nie licząc komentarzy.
W inauguracyjnym tekście pt. "Dlaczego
blog?" autorzy wyjaśniają, że postanowili powalczyć w internecie z
"niecodzienną polityką kadrową" swego kierownictwa.
"Któregoś dnia - wspominają - w czasie
rozmowy jedno z nas postanowiło podsumować pewien wydział Sądu Rejonowego w
Lublinie. Zaczęliśmy liczyć. Przeżyliśmy szok.
Ponad połowa osób zatrudnionych - sędziów,
referendarzy, asystentów i sekretarzy - była czyjąś rodziną. Najczęściej kogoś
z sądu okręgowego, czasem apelacyjnego. W znacznej części były to osoby, które
bez nepotycznego wsparcia w sądzie nigdy by się nie znalazły.
Zaczęliśmy hobbystycznie sprawdzać inne
wydziały. Było tak samo".
Blogujący zauważają: "Jedną z gwarancji
obecnego systemu rodzinno-znajomościowego, który z powodzeniem od lat
funkcjonuje w lubelskim sądownictwie, jest dyskrecja. Każdy zna pewne fakty,
choć chyba nikt nie ma pełnego obrazu. Niemniej jednak o sprawie nie mówi się
głośno. Przecież nie ma takiej potrzeby. A gdyby ktoś czuł potrzebę - to wie,
że jego kariera skończy się bardzo szybko".
"Kim jesteśmy? - stawiają pytanie, by
natychmiast odpowiedzieć bez dekonspirowania się. - Każdego dnia mijacie nas w pracy.
Jesteśmy zatrudnieni w różnych sądach. I mamy dość.
Nie mamy złudzeń, nie zniszczymy systemu. Za
długo pracujemy, żebyśmy snuli takie mrzonki [w oryginale: mżonki - przypisek
mój]. Mamy inny cel. Zepsujemy wam, członkowie kamaryli, humory.
Uczynimy tego bloga swoistą kolumną
towarzyską lubelskiego sądownictwa. Pechowo dla was - będziemy wiarygodni. Nie
jesteśmy grupą pieniaczy. My naprawdę dobrze znamy ten system od środka.
Nie sprawimy, że zniknie nepotyzm. Ale przez
nas już nigdy nie będziecie mogli chodzić z podniesioną głową, udając prawych i
niezawisłych. Sprawimy, że wszyscy, którzy będą chcieli, ujrzą was takimi,
jakimi naprawdę jesteście".
Mocne słowa, prawda? Kolejne teksty
zaświadczają, że nie zostały rzucone na wiatr.
Autorzy bloga m.in. kpią sobie z
kierowniczki finansowej lubelskiego Sądu Rejonowego - Wiesławy Zwierz.
Podzielają radość i dumę tej "osoby drugiej po prezesie (a trzeciej po
Bogu)", że w tymże SR pracę znaleźli: najpierw jej syn, a następnie jej
mąż.
"Oczywiście Mamie Zwierzowej doradzamy
nie zatrzymywać się. Fajnie byłoby doczekać się jeszcze Wnuka Zwierza albo np.
Synowej Zwierzyny" - żartują. Zarazem wyrażają pewność, że sam prezes SR
Mariusz Tchórzewski, jako szef komisji konkursowej, zadba o ich przyjęcie do
roboty w ramach swoich "możliwości obiektywnego i klarownego doboru
kadr".
Z kolei w kawałku zatytułowanym "A
ostatni będą pierwszymi…" blogerzy donoszą:
"Jajkiem
niespodzianką jesiennej edycji głosowań KRS [Krajowej Rady Sądownictwa] okazała
się Małgorzata Anna Franczak. Lubelska referendarz otrzymała etat [sędziego] w
Radzyniu Podlaskim, czyli wisience na torcie ostatnich konkursów. Zdarzenie to
było zaskakujące o tyle, że Małgorzata A. Franczak na zgromadzeniu SO [Sądu
Okręgowego] w Lublinie poległa bardziej niż polska reprezentacja piłkarska na
ostatnim mundialu. Nie wiadomo, jak KRS doszedł do wniosku, że osoba, która
była średnim referendarzem, przez akt mianowania na sędziego nagle stanie się
kompetentna.
Osobom, którym mózg właśnie próbuje się
zagotować przy próbie zrozumienia sytuacji, spieszymy przynieść ulgę. W tym
miejscu pozdrawiamy mamę kandydatki, sędzię Sądu Okręgowego w Lublinie, obecnie
na delegacji w Ministerstwie Sprawiedliwości. Gratulujemy udanej latorośli. Od
razu uściślamy, że broń Boże nie sugerujemy jakiegokolwiek związku pomiędzy
stanowiskiem mamy a awansem córki. Ktokolwiek chciałby tak zrozumieć naszą
wypowiedź, jest podłą świnią, która nigdy nie zrozumie, że predyspozycje do
pewnych zawodów wysysa się z mlekiem matki".
Samo życie. Sądowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz