PRAWDOMÓWNY
JAK POLITYK
Kim w "demokratycznym państwie prawnym,
urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej" (artykuł 2
Konstytucji RP) są dla polityków trzymających władzę w kraju szeregowi
obywatele? Poza ściemą, że suwerenem?
W kampanijnym czasie przed wyborami
prezydenckimi bądź parlamentarnymi każdy obywatel to dla tubylczych polityków
tzw. użyteczny idiota, który może im dać swój głos - i tylko tyle jest dla nich
wart. Od transformacji ustrojowej w 1989 trzon grających, bynajmniej nie za
swoje pieniądze, o krzyżyk na karcie wrzucanej do urny, stanowią wciąż ci sami
szulerzy z układu okrągłostołowego, dzielący między sobą publiczne łupy
(posady). Po drodze do celu (do Pałacu Prezydenckiego, Sejmu, Senatu) ci
profesjonalni kłamcy ścigają się we włazidupstwie elektoratowi, obiecując
wszystkim wszystko. Ze świadomością, że prawdomówni mają tym mniejsze szanse,
im bardziej debilne jest społeczeństwo decydujące o ich sukcesie.
Powrót do normy (nie mylić z normalnością)
następuje zaraz po wyborach. Użyteczny idiota staje się dla wygranych polityków
zwyczajnym śmieciem, który zrobił swoje i teraz pozostaje mu co najwyżej
rozmyślać nad osobistą głupotą. Jeśli oczywiście stać go na refleksję, że
kolejny raz dał się oszukać partyjnym łgarzom. Rozczarowany właściciel
wyłudzonego głosu nie może nawet pozwać oszusta, któremu zaufał, do sądu, za
przestępstwo poświadczania nieprawdy podczas kampanii.
Jakie prawo (zwłaszcza ordynacje wyborcze i
immunitety), taka demokracja (czyli rządy ludu)…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz