MOTYWATORY
Powtarzam to nowym Czytelnikom swojego bloga:
mam świadomość, że sądowa sprawa moich roszczeń finansowych wobec Zakładu
Ubezpieczeń Społecznych jest - zwłaszcza w porównaniu z tragediami osób
pomyłkowo pozbawianych wolności nawet na całe lata - dość błaha. Zarazem jednak
jest na tyle prosta, że pozwala na rzadko możliwe obnażenie sędziowskiej
samowolki w całej jej okazałości.
"Chce ci się?", "daj sobie święty spokój" -
radzi życzliwie ten i ów. Na co ja, że to taki mój obywatelski obowiązek, również
w interesie społecznym.
Nieskromnie twierdzę, że jak mało kto nadaję
się do powalczenia z prawniczym debilizmem i bandytyzmem aparatczyków tzw.
wymiaru sprawiedliwości. Spróbuję na poczekaniu wypunktować kilka motywatorów.
Po pierwsze: mam czas (jak to na emeryturze)
i odwagę (nie boję się głosić prawdy, bo nie ja powinienem się jej bać).
Po drugie: wprawdzie mówca ze mnie kiepski,
ale pisać potrafię nieźle.
Po trzecie: nie jestem oskarżony - nawet
niesłusznie - o cokolwiek, mam natomiast - nadany przez prokuraturę i potwierdzony
przez sąd - status pokrzywdzonego.
Po czwarte: nie da się ze mnie zrobić wariata.
Po piąte: potrafię udowodnić, że w
konkretnej sprawie niektórzy wrocławscy sędziowie orzekali niezawiśle od konstytucji
i innych ustaw, popełniając tym samym najpoważniejsze z przestępstw służbowych.
Po szóste: bezkarność tych bezprawników musi
mieć jakieś granice.
Po siódme: bodaj najlepszym antidotum na
brak jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli niedorzecznego orzecznictwa sędziów
jest sąd nad sądem za pośrednictwem internetu - stąd moje (i coraz
liczniejszych ofiar nonsensownych wyroków też) blogowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz