Łączna liczba wyświetleń

środa, 15 sierpnia 2012

Lewe prawo (119)


USPRAWIEDLIWIAM DZIENNIKARZY

PRZED OFIARAMI BEZPRAWIA SĘDZIÓW

   Bywa mi - emerytowanemu pismakowi - przykro, gdy w internecie coraz częściej trafiam na skargi na dziennikarzy za uniki wobec ofiar sądowego bezprawia i niechęć do nagłaśniania ich niedoli. Rozumiem krytyków, chociaż...

   Wyobraź sobie, Czytelniku bloga, że właśnie Ty jesteś reporterem. Przychodzi do Ciebie, do redakcji, osoba uważająca siebie za pokrzywdzoną przez sędziów. Przynosi furę dokumentów, z kończącym postępowanie prawomocnym i niesprawiedliwym - zdaniem gościa - wyrokiem włącznie. Aby wszystko starannie przeczytać i przeanalizować, należałoby poświęcić mniej więcej pracowniczą dniówkę. A tu czas (w środowiskowym żargonie - deadline) goni, masz do napisania kilka tematów naraz - i z tego Cię przede wszystkim rozliczają, za to Ci płacą.

   Opublikujesz coś, wierząc bez wahania w wersję skarżącego się i jego stuprocentową prawdomówność? Zakwestionujesz bez wątpliwości uczciwość sędziów, którzy mają służbowy obowiązek rozpoznawać spory wnikliwie? Jaką masz pewność, że nie zostaniesz wmanewrowany między wódkę a zakąskę? I że w konsekwencji nie staniesz się chłopcem do bicia dla obu poróżnionych stron?

   Pomijam antydziennikarzy, którzy niczym bezrozumni politycy próbują wyautować interesanta powtarzanym w kółko kretynizmem: "wyroków sądowych się nie krytykuje". Nawet dziennikarze, którzy szczerze chcą komuś pomóc, bywają bezradni, gdy z jednej strony wymaga się od nich staranności i obiektywizmu, z drugiej zaś - pisania nieomal pod dyktando domniemanej ofiary jakoby nierzetelnych sędziów.

   Wiem skądinąd, że czytelnikami tego bloga są również moi koledzy po fachu. Żaden z nich z własnej inicjatywy (ja od dawna nikogo o nic nie proszę, radzę sobie sam) nie wyraził ochoty opisania, jak w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS sędziowie orzekali niezawiśle od ustaw, dopuszczając się oczywistego, łatwiutkiego w tym przypadku do stwierdzenia, przestępstwa przekroczenia uprawnień. Jednak do nikogo nie mam żalu. Jestem świadom, że odwaga zawodowa w obecnych realiach medialnego rynku pracy jest ryzykowna i miewa swoją cenę (mnie, emeryta, stać na większą nieustraszoność, ale zapewne miałbym ją mniejszą, jeślibym jeszcze musiał zarabiać na życie).

   Liczę co najwyżej na poparcie, gdyby sędziowie zaczęli mnie represjonować za ujawnianie prawdy o nadużywaniu przez nich swojej władzy. Na razie wciąż siedzą cicho, gdyż milczenie - przy braku jakiejkolwiek kontroli zewnętrznej sądowego orzecznictwa - gwarantuje im trwanie w bezkarności za uprawianą "w imieniu RP" samowolkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz