TOTAL(ITAR)NA
BEZKARNOŚĆ
ORZECZNICZEJ
SAMOWOLKI
Sędziowie nie są zupełnie bezkarni. Mają nad
sobą sądy dyscyplinarne, które jednak trafniej byłoby nazywać koleżeńskimi. Tam
na więzienie sami swoi samych swoich nie skazują. Co najwyżej raz na długi czas
wydalają kogoś baaardzo podpadniętego z zawodu, niczym gówno z odbytu.
Za co sędziowie bywają karani w tych
nielicznych sprawach, które nie udaje się zamieść pod dywan? Za jazdę po
pijaku. Za branie w łapę. Za danie w nos przez jednego czarno-fioletowego
drugiemu funkcjonariuszowi Temidy w jej przybytku…
A za skandaliczne sędziowanie? Najczęściej
można skutecznie poskarżyć się na przewlekłość postępowania. Rzadko - na
aroganckie zachowanie. Nigdy - na orzeczniczą samowolkę.
Werdykty poszczególnych sędziów pozostają
bowiem poza rzetelną kontrolą nie tylko kogokolwiek z zewnątrz, lecz także
zwierzchników administracyjnych (pozdrawiam Ewę Barnaszewską) i rzeczników
dyscyplinarnych (pozdrawiam Marcina Cieślikowskiego). Autorom nawet najbardziej
niedorzecznych wyroków (pozdrawiam zwłaszcza Annę Sobczak i Elżbietę
Sobolewską-Hajbert) czy postanowień (a tu pozdrawiam szczególnie Urszulę
Kubowską-Pieniążek i Grażynę Josiak) nie grożą żadne sankcje. Bo "każdy z
nas jest w swym orzecznictwie niezawisły" - powtarzają równie solidarnie,
co bezrefleksyjnie. Jakby konstytucyjna podległość ustawom i kodeksowy paragraf
za przekraczanie uprawnień w ogóle nie istniały!
Dopóki niezdolni do logicznego rozumowania,
zdemoralizowani sędziowie III RP będą mieli przy decydowaniu o cudzych losach
orzeczniczą władzę absolutną - dopóty ci nietykalni, chronieni immunitetem
aparatczycy państwowi będą się śmiać w kułak z krzywd ofiar swego bezprawia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz